https://www.facebook.com/bezwarunkowydochodpodstawowy
http://basicincome2013.eu/ubi/text-eci-ubi/
1000 zł miesięcznie dla Polaków? Ostatnie miesiące na zebranie podpisów...
Ireneusz Sudak 2013-11-08, ostatnia aktualizacja 2013-11-08 20:25:51
Otrzymujesz co miesiąc 2500 franków bez żadnych zobowiązań. Powiedz nam, jak zmieniłoby się twoje życie? Powiedz, jak spędzałbyś wolny czas? - na takie pytanie muszą sobie odpowiedzieć Szwajcarzy, którzy rozstrzygną w referendum kwestie wypłaty powszechnego zasiłku dla każdego obywatela. W Polsce też rodzą się pomysły, żeby wypłacać każdemu ot tak, 1000 zł miesięcznie. - Dochód za nieróbstwo - piszą internauci na profilu inicjatywy na Facebooku.
- Każdy ma prawo do dochodu podstawowego. Jeśli jesteś za Europą sprawiedliwą, przestrzegającą praw człowieka, solidarną i szczęśliwą, podpisz i udostępnij link - czytamy na stronie internetowej Bezwarunkowy Dochód Podstawowy.
To inicjatywa grupy aktywistów społecznych z różnych organizacji i z różnych krajów, m.in. z Francji, Luksemburga, Austrii czy Danii, zrzeszonych w ramach Inicjatywy Obywatelskiej Bezwarunkowy Dochód Podstawowy.
Idea jest prosta: każdemu pełnoletniemu obywatelowi budżet państwa powinien wypłacać co miesiąc określoną kwotę. Będzie to właśnie Bezwarunkowy Dochód Podstawowy. W zamian państwo przestanie wypłacać inne formy zasiłku. Zdaniem Ryszarda Kalisza, przewodniczącego stowarzyszenia Dom Wszystkich Polska, które wspiera inicjatywę, minimalny dochód dla każdego powinien być na poziomie między 1000 a 2000 zł. - "Dochód za nieróbstwo", "myślałem, że to żart" - piszą internauci na profilu, który ma promować akcję.
W Polsce akcję wspiera partia polityczna Zieloni 2004 i stowarzyszenie Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej.
Europejscy inicjatorzy akcji chcą, by pomysłowi przyjrzała się Komisja Europejska i europosłowie podczas publicznego posiedzenia w Parlamencie Europejskim. Docelowo myślą o ogólnoeuropejskim referendum w tej sprawie.
Ale żeby KE w ogóle przyjrzała się pomysłowi, do 14 stycznia 2014 trzeba zebrać 1 mln deklaracji poparcia z co najmniej siedmiu krajów. Choć zbieranie podpisów zaczęło się w styczniu, potrzeba jeszcze... 875 tys. głosów do zebrania w ciągu dwóch miesięcy. W tym tempie zadanie jest niewykonalne.
Czy się stoi, czy się leży, tysiąc złotych się należy
Mimo to "Dziennik Gazeta Prawna" uważa inaczej: "Skoro projekt jest jak najbardziej realny, warto przyjrzeć mu się nieco bliżej".
Przyjrzeliśmy się projektowi Bezwarunkowy Dochód Podstawowy (BDP) i temu, co pisze na jego temat "DGP".
Na początku gazeta zwraca uwagę, że nie jest to pomysł nowatorski, bo już w starożytnym Rzymie obywatele, którzy nie posiadali żadnego majątku, dostawali za darmo ziarno czy mąkę. Czy rzeczywiście była to idea podobna do BDP? Raczej nie, bo mieszkańcy Rzymu nie dostawali pieniędzy. Idąc tropem rozwiązań ze starożytnej Italii, dziś wszyscy powinniśmy dostawać np. ryż, kaszę czy makarony.
- To kosztowana zabawa. Są rozsądniejsze sposoby zapewniania dobrobytu - mówi nam Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING w Europie Środkowo-Wschodniej. - Jedyną zaletą tego pomysłu jest łatwość wprowadzenia. Dajemy wszystkim równo, bez weryfikowania ich dochodów i majątku - dodaje ekspert.
- W sytuacji, kiedy kraje europejskie koncentrują się na ograniczaniu wydatków i zmniejszaniu deficytów budżetowych, takie pomysły to mrzonka. Naprawdę, jeśli chce się pomóc, można to zrobić w ramach pieniędzy, którymi już teraz dysponuje budżet - mówi Mateusz Szczurek.
Koszt dla Polski: 370 mld zł rocznie
"Dziennik Gazeta Prawna" cytuje profesora Ryszarda Szarfenberga z Instytutu Polityki Społecznej UW, zwolennika BDP: - Robiłem symulację dla roku 2011. Jeśli tysiąc złotych otrzymywałby co miesiąc każdy dorosły obywatel posiadający PESEL, to koszt wyniósłby ok. 370 mld zł rocznie.
Podanie tej liczby powinno zamknąć dalszą dyskusję. Żaden kraj na świecie nie jest w stanie dźwignąć tak dużych wydatków w porównaniu z potencjałem gospodarczym. Dla porównania zbierane od 1999 r. aktywa OFE to 303 mld zł. Dochody polskiego budżetu państwa to ok. 275 mld zł, a wydatki 327 mld zł.
- Zwiększenie wydatków publicznych o 370 mld zł to kompletna abstrakcja. Dawno nie spotkałem się z pomysłem tak bardzo oderwanym od rzeczywistości - mówi nam Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Invest-Banku. - Ta kwota to przecież prawie jedna czwarta polskiego PKB. Takich dodatkowych wydatków nie pokryje ani likwidacja ulg i świadczeń socjalnych, ani podwyższenie podatków. Bo gdyby nawet ktoś chciał zwiększyć podatki, aby zebrać taką kwotę, to wcześniej "zarżnąłby" całą gospodarkę. Bo żeby zebrać dodatkowo 370 mld zł, stawka VAT w Polsce musiałaby wzrosnąć z 23 proc. do 100 proc. - dodaje
- Polski nigdy nie będzie stać na takie rozwiązanie. Człowiek jest z natury leniwy i jeśli może dostać coś za nic nierobienie, to nie będzie pracować. A jak nikt nie pracuje, to państwo nie ma od kogo ściągać podatków. Krótko mówiąc, nawet próba wprowadzenia takiego rozwiązania oznaczałaby ogromną recesję. Przypadek bankrutującej Grecji byłby przy tym zaledwie lekkim fiskalnym problemem - mówi Wiktor Wojciechowski.
Zlikwidujemy ubóstwo?
Profesor Szarfenberg: - Oczywiście to nie jest propozycja, którą można wprowadzić w życie od zaraz. Tylko wtedy, kiedy staniemy się społeczeństwem bardzo zamożnym, za 20-40 lat.
Jego zdaniem dzięki temu wiele osób, które są uzależnione ekonomicznie od innych (np. nieaktywne zawodowo kobiety wychowujące dzieci), stanie się bardziej wolnymi. - Uważam, że pewne ograniczenie wolności poprzez podwyższenie podatków będzie się opłacało, by ogólny bilans wolności był dodatni - postuluje profesor cytowany przez "DGP". Jego zdaniem zlikwiduje to ubóstwo.
Na jaką wolność pozwoli te dodatkowe 1 tys. zł? Na zakup ubrania? Bilety? Paliwo? Raty za samochód? Tego nie wiadomo.
Skąd wziąć pieniądze? W teorii to bardzo proste - z obcięcia transferów socjalnych. Ale wtedy dochód gwarantowany nie byłby odpowiednikiem pensji, ale zasiłku, bo żadnych innych świadczeń już by nie było. - Będziemy mieć więcej czasu na edukację i robienie tego, co lubimy - mówi profesor.
- Nie czy, ale kiedy - pisze "DGP" o pomyśle Bezwarunkowego Dochodu Podstawowego. Gdy 130 lat temu Bismarck wprowadzał powszechny system emerytalny, wielu też pukało się w czoło.
Gazeta zwraca uwagę, że "doskonałym potwierdzeniem tego, jak idee wydające się, dyplomatycznie mówiąc, nowatorskie i popularne jedynie wśród największych innowatorów, a bardziej dosadnie - przez większą część społeczeństwa - uważane za głupotę, mogą wkroczyć w codzienne życie, jest chociażby zyskujący nad Wisłą dużą popularność budżet obywatelski (...) i segregowanie śmieci".
Alaska już płaci. Petrodolarami
A jak jest na świecie? Na Alasce działa Permanent Fund, który gromadzi i inwestuje środki na życie obecnych i przyszłych pokoleń - fundusz zarządza 48 mld dol. Mieszkańcy Alaski mogą liczyć na 900 dol. rocznie, czyli w przeliczeniu niecałe 3 tys. zł.
Ale Alaska ma ogromny przemysł naftowy, który zasila fundusz. Poza tym pieniądze są wypłacane zaledwie 640 tys. osobom.
Szwajcarzy, którzy lubują się w referendach, także kwestię Bezwarunkowego Dochodu Podstawowego postanowili poddać pod osąd społeczeństwa. Kwestia wprowadzenia BDP ma być rozstrzygnięta w referendum jeszcze przed końcem roku. Propozycją jest 2,5 tys. franków szwajcarskich miesięcznie na głowę dla wszystkich: bogatych i biednych.
- Pozwoli to całemu społeczeństwu prowadzić godne życie i brać udział w życiu publicznym - cytuje słowa inicjatora akcji serwis Global Voices Online.
"W jaki sposób będzie finansowany? Poprzez bezpośrednie opodatkowanie dochodów i majątków, pośrednie opodatkowanie konsumpcyjne (VAT), opodatkowanie nałożone na transakcje finansowe, a przede wszystkim dzięki relokacji środków obecnie przydzielonych do wypłacania emerytur i świadczeń socjalnych" - czytamy w Global Voices Online.
- Otrzymujesz 2500 franków szwajcarskich miesięcznie bez żadnych zobowiązań. Powiedz nam, jak zmieniłoby się twoje życie? Powiedz, jak spędzałbyś wolny czas? Na co poświęciłbyś życie? - pytają się internautów twórcy inicjatywy.
Inni też chcieli rozdawać pieniądze
W lutym tego roku PiS wraz z profesorem Krzysztofem Rybińskim zaproponowali, by wypłacać rodzaj zasiłku dla każdego niepełnoletniego Polaka w wysokości 1 tys. zł miesięcznie. Docelowo koszty dla budżetu sięgnęłyby 90 mld zł rocznie.
Zdaniem Rybińskiego pieniądze na ten cel można pozyskać choćby poprzez ograniczenie bardzo wysokich emerytur otrzymywanych przez część osób oraz likwidację niektórych ulg podatkowych, a także poprzez przesunięcie pieniędzy, które zgromadzili Polacy w otwartych funduszy emerytalnych.
Jednym z pierwszych propagatorów rozdawania pieniędzy w III RP był Lech Wałęsa - w kampanii prezydenckiej w 1990 roku obiecywał 100 mln starych złotych dla każdej osoby, która go poprze.
- Są kraje, które mogą pozwolić sobie na tworzenie rezerw kapitału i odkładanie pieniędzy na potrzeby przyszłych pokoleń, np. niektóre kraje eksportujące ropę naftową czy Norwegia. Obawiam się, że gdyby w Polsce eksploatacja gazu z łupków okazała się opłacalna na skalę przemysłową, to dodatkowe dochody budżetu zniechęciłyby polityków do redukcji wydatków publicznych. Opieranie rozwoju gospodarki na eksploatacji surowców jest niebezpieczne, bo często odsuwa w czasie konieczne reformy, co w efekcie zabija przedsiębiorczość, zniechęca do pracy, innowacyjności - uważa Wiktor Wojciechowski.
- Historia pokazuje, że nigdy gwałtowny napływ gotówki nie był dobry. Weźmy na przykład odkrycie Ameryki przez Krzysztofa Kolumba. Królestwo Hiszpanii ogromnie się na tym wzbogaciło, ale efekt był krótkotrwały. Napływ złota doprowadził tam do wysokiej inflacji, a zamiast rozwoju przedsiębiorczości Hiszpanię ogarnął gospodarczy marazm. Inną drogą poszła z kolei Anglia, która stworzyła sprzyjające warunki do rozwoju prywatnych przedsiębiorstw i to właśnie tam rozpoczęła się rewolucja przemysłowa - dodaje ekonomista.
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.biz - http://wyborcza.biz/biznes/0,0.html © Agora SA
http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,149 ... z2lKnsE1nc
http://kochanezdrowie.blogspot.com/2013 ... e-dla.html