Witam wszystkich użytkowników tego forum

17.03.23
Forum przeżyło dziś dużą próbę ataku hakerskiego. Atak był przeprowadzony z USA z wielu numerów IP jednocześnie. Musiałem zablokować forum na ca pół godziny, ale to niewiele dało. jedynie kilkukrotne wylogowanie wszystkich gości jednocześnie dało pożądany efekt.
Sprawdził się też nasz elastyczny hosting, który mimo 20 krotnego przekroczenia zamówionej mocy procesora nie blokował strony, tylko dawał opóźnienie w ładowaniu stron ok. 1 sekundy.
Tutaj prośba do wszystkich gości: BARDZO PROSZĘ o zamykanie naszej strony po zakończeniu przeglądania i otwieranie jej ponownie z pamięci przeglądarki, gdy ponownie nas odwiedzicie. Przy włączonych jednocześnie 200 - 300 przeglądarek gości, jest wręcz niemożliwe zidentyfikowanie i zablokowanie intruzów. Bardzo proszę o zrozumienie, bo ma to na celu umożliwienie wam przeglądania forum bez przeszkód.

25.10.22
Kolega @janusz nie jest już administratorem tego forum i jest zablokowany na czas nieokreślony.
Została uszkodzona komunikacja mailowa przez forum, więc proszę wszelkie kwestie zgłaszać administratorom na PW lub bezpośrednio na email: cheops4.pl@gmail.com. Nowi użytkownicy, którzy nie otrzymają weryfikacyjnego emala, będą aktywowani w miarę możliwości, co dzień, jeśli ktoś nie będzie mógł używać forum proszę o maila na powyższy adres.
/blueray21

Ze swojej strony proszę, aby unikać generowania i propagowania wszelkich form nienawiści, takie posty będą w najlepszym wypadku lądowały w koszu.
Wszelkie nieprawidłowości można zgłaszać administracji, w znany sposób, tak jak i prośby o interwencję w uzasadnionych przypadkach, wszystkie sposoby kontaktu - działają.

Pozdrawiam wszystkich i nieustająco życzę zdrowia, bo idą trudne czasy.

/blueray21

W związku z "wysypem" reklamodawców informujemy, że konta wszystkich nowych użytkowników, którzy popełnią jakąkolwiek formę reklamy w pierwszych 3-ch postach, poza przeznaczonym na informacje reklamowe tematem "... kryptoreklama" będą usuwane bez jakichkolwiek ostrzeżeń. Dotyczy to także użytkowników, którzy zarejestrowali się wcześniej, ale nic poza reklamami nie napisali. Posty takich użytkowników również będą usuwane, a nie przenoszone, jak do tej pory.
To forum zdecydowanie nie jest i nie będzie tablicą ogłoszeń i reklam!
Administracja Forum

To ogłoszenie można u siebie skasować po przeczytaniu, najeżdżając na tekst i klikając krzyżyk w prawym, górnym rogu pola ogłoszeń.

Uwaga! Proszę nie używać starych linków z pełnym adresem postów, bo stary folder jest nieaktualny - teraz wystarczy http://www.cheops4.org.pl/ bo jest przekierowanie.


/blueray21

Maszyna testatyczna Paula Baumana

Awatar użytkownika
Dariusz
Administrator
Posty: 2723
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:32
x 25
Podziękował: 4983 razy
Otrzymał podziękowanie: 1646 razy

Maszyna testatyczna Paula Baumana

Nieprzeczytany post autor: Dariusz » piątek 20 wrz 2013, 19:49

5. Sekret szwajcarskich gór: Paul Baumann i Thesta-Distatica

Fakt, iż wszelkie podstawowe funkcje Methernithy spełniane są bez użycia jakiejkolwiek siły zewnętrznej, ale jedynie dzięki wewnętrznej pewności, która sprawia, że ludzie pomagają sobie nawzajem i dbają o siebie – to, według mnie, efekt najbardziej zdumiewający, powstały dzięki formie wspólnego życia. To istny cud.
Anonimowy członek wspólnoty Methernitha

Czy to możliwe, żeby niewielka wspólnota chrześcijańska, zamieszkała w odludnej dolinie Alp Szwajcarskich, była w posiadaniu jedynego na świecie egzemplarza sprawnego samonapędzającego się generatora darmowej energii? Czy możliwe jest, żeby skonstruował go były zegarmistrz Paul Baumann, który według większości źródeł nie ma wykształcenia naukowego? Czy można wierzyć, że wspólnota chrześcijańska – o nazwie Methernitha – odmówiła sporządzenia ogólnodostępnego prototypu maszyny w przekonaniu, że ludzkość nie jest gotowa na posiadanie takiej technologii?

Opowieść o wspólnocie Methernitha oraz o tym, jak generuje się tam prąd za pomocą urządzenia zwanego Thesta-Distatica, czyta się jak dziwaczną współczesną baśń ludową. Pod koniec lat 50. grupka szwajcarskich obywateli postanowiła stworzyć wspólnotę, która opierałaby się na ideałach chrześcijańskich i trosce o środowisko. Kupiono ziemię wysoko w dolinie Emmenthal w pobliżu wioski Linden niedaleko Berna. Szybko podjęto prace budowlane, wzniesiono kilka domów i warsztatów, których wyrobami uzupełniano prefabrykaty. Fundusze potrzebne do zaspokojenia podstawowych potrzeb uzyskiwano z prowadzonej na niewielką skalę produkcji mebli. Rozpoczęło się życie w zgodzie z idealistyczną wizją. Wizja ta – która zdaje się trwać niezmiennie od 30 lat – to życie w niezależnej wspólnocie, wolnej od alkoholu, nikotyny i narkotyków, opartej na idei wzajemnej pomocy i wymiany zasobów – zgodnie z prostą zasadą, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego".

Od samego początku bardzo dużą rolę odgrywał fakt, że wspólnota była niezależna. Jej członkowie starali się być samowystarczalni na wiele sposobów. Niewiele czasu potrzebowali na opracowanie metod pozyskiwania potrzebnej energii. Pompy wodne zasilane były przez wiatraki, wodę ogrzewano energią słoneczną, a prąd wytwarzały prądnice wiatrowe – tak wyglądały pierwsze lata. W ten sposób podążano za etosem utopii: być "w równowadze" z przyrodą. Jednakże ambicje techniczne wspólnoty nie ograniczały się do podobnych wynalazków. W latach 60. i 70. jeden z członków grupy założycielskiej – były zegarmistrz Paul Baumann – rozpoczął pracę nad naukową wersją świętego Graala: prądnicą, która czerpałaby energię wyłącznie z przemian elektrostatycznych w atmosferze.

W roku 1978, po wielu latach badań – wciąż otoczonych nimbem tajemnicy – powstał sprawny prototyp maszyny, który ochrzczono mianem Thesta-Distatica. Pierwsze urządzenie było względnie małe, wyposażone w koło obrotowe o średnicy około 10-12 centymetrów, z umieszczonymi na nimi wokół niego kilkoma "antenami", (których zadaniem było gromadzenie ładunków), zestawem magnesów i zwojów, paroma szklanymi butelkami lejdejskimi oraz mnóstwem kabli. Już sam projekt wskazywał, że będzie to maszyna o starannie przemyślanej konstrukcji i pięknym wykończeniu.

Działanie było proste: koło wprawione w ruch osiągało stałą prędkość około 60 obrotów na minutę. Wirowania nie trzeba było w żaden sposób podtrzymywać – teoretycznie, jeśli tylko zastosowano odpowiednie łożyska, koło mogło obracać się w nieskończoność. Nie dość na tym – urządzenie zbierało w dodatku energię elektrostatyczną z powietrza szwajcarskich gór, wyodrębniało ładunki dodatnie i ujemne, a następnie polaryzację tę zmieniało w prawdziwą motoryczną siłę elektrodynamiczną, czyli energię elektryczną.

Prototyp Thesta-Distatica nie był jednak maszyną w rodzaju perpetuum mobile, ponieważ wykonywana praca wystarczała na więcej niż tylko podtrzymanie ruchu. Był to prawdziwy generator. Nawet przy całkiem sporym poborze mocy prędkość koła pozostawała na stałym poziomie. Urządzenie wytwarzało moc rzędu kilkuset watów, którą można było spożytkować do zasilania żarówek czy małych silników. Zwykły nauczyciel szybko zauważyłby podobieństwo wielu części do tak zwanej prądnicy Wimshursta, brytyjskiego wynalazku używanego w szkolnych laboratoriach do wytwarzania iskier prądu o wysokim napięciu.

W warunkach względnej tajemnicy pod koniec lat 70. i na początku 80. zbudowano kolejne egzemplarze urządzenia. Powoli rosły ich wymiary: średnica koła obrotowego w największej z maszyn osiągnęła 45 centymetrów, dzięki czemu wytwarzano do 3 kilowatów mocy. Wiele urządzeń wyposażono w dwa koła, obracające się w przeciwne strony, które wprawiano w ruch po prostu ręką. Maszyny działały sprawniej w warunkach niskiej wilgotności powietrza – jeśli poziom wilgotności był wysoki, ładunek elektrostatyczny zbyt łatwo wydostawał się z obwodu kolektora.

Sposób na transformację energii elektrostatycznej w użyteczną moc elektrodynamiczną – to brzmiało tak prosto, że niemal niedorzecznie. Czyżby udało się osiągnąć to, o czym marzy każdy naukowiec, każdy polityk, działacz środowiskowy?

Paul Baumann, cichy, niepozorny człowiek, przy pomocy grupy naukowców ze wspólnoty osiągnął to, czego nikt nie ośmielił się uważać za możliwe. Zdecydowano jednak, żeby nie podawać do wiadomości publicznej informacji o tajemniczej technologii, ponieważ uznano, że niektóre rozwiązania mogłyby być użyte zarówno w dobrych, jak i złych intencjach. Takie postępowanie kłóciło się z tradycyjnym podejściem naukowym, według którego wiedza stanowi dobro wspólne. Decyzją wspólnoty postanowiono nie składać wniosków patentowych – zaciekłe dążenie do niezależności nie pozwalało na kontakt z jakąkolwiek maszyną biurokratyczną, w tym z bankami szwajcarskimi czy biurem patentowym.

Obrazek
5.1. Schemat prądnicy Wimshursta i Pidgeona, według rysunku Paula Pottera

Członkowie wspólnoty nie uważali jednak, by mieli ponieść stratę, gdyby udostępnili światu wyniki swych wysiłków. Paul Baumann był przekonany, że samo zaprezentowanie maszyn nie wiązałoby się ze zdradzeniem zasad ich działania. Zdawał sobie sprawę, że jego dokonanie było niemal niemożliwe do powtórzenia: technologia kryła wiele sekretów, które większość ludzi uznałaby za całkowicie niezrozumiałe. Utrzymywał, że technologia dostępna jest wyłącznie dzięki głębokiemu wglądowi i właściwemu, być może mistycznemu, sposobowi postrzegania świata.

Członkowie wspólnoty Methernitha weszli, więc na drogę, na której poddane próbie miało być nie tylko zaufanie wobec tych, którzy pojawili się we wspólnocie, ale, według słów samych członków Methemithy, wiara w samą naturę ludzką – wiara, której miało im zabraknąć. Nadszedł czas, by zgodzić się na obejrzenie maszyny Thesta-Distatica. Czy pojawi się ktoś mądry?

Pierwsze raporty

Pierwsze doniesienia o istnieniu tajemniczej Thesta-Distatica wywołały skrajne reakcje. Co zdumiewające, jak twierdzą członkowie wspólnoty, nie zgłosił się żaden z "szanowanych" naukowców, zapewne w obawie przed dziwacznością maszyny. Przecież jasne było, że miało się do czynienia z urządzeniem w rodzaju perpetuum mobile – czyli czymś, co z pewnością jest oszustwem. Naukowcy woleli poczekać, aż wspólnota ujawni swe tajemnice w publikacjach w uznanych czasopismach bądź we wnioskach patentowych.

Jak można się było spodziewać, zainteresowanie okazali naukowcy nie ortodoksyjni, nie tak skorzy do naśmiewania się. Dr Hans Nieper ze współpracownikami z Niemieckiego Towarzystwa Energii Pola Grawitacyjnego pięciokrotnie szczegółowo oglądał urządzenie w latach 1982-1985, czyli w okresie, gdy wspólnota była otwarta na podobne inspekcje. Wydajność maszyny głęboko nim wstrząsnęła:

Członkowie NTEPG (Niemieckiego Towarzystwa Energii Pola Grawitacyjnego) między rokiem 1984 a dniem dzisiejszym mieli okazję pięciokrotnie dokonać oględzin szwajcarskiego urządzenia. W komunie pod Bemem w Szwajcarii znajdują się dwa małe urządzenia oraz jedno duże, którego opis zamieszczono poniżej. Wszystkie trzy maszyny pracują z przerwami od 1982 roku.

Większe urządzenie produkuje 3 do 4 kilowatów prądu stałego o napięciu 230 woltów i niewątpliwie uzyskuje energię z nacisku pola grawitacyjnego przy braku jakiegokolwiek napędu1.

Opis jaki sporządził Nieper, był zaskakująco szczegółowy:

Przetwornica działa samoczynnie i nieprzerwanie, mając za cały mechanizm dwa łożyska kulkowe umieszczone w środkach dwóch dysków. Przetwornica M-L [Methernitha-Linden] jest skonstruowana funkcjonalnie, w pełni symetrycznie. Składa się z dwóch dysków z plastiku akrylowego, lekkiej metalowej kratownicy, izolowanych przewodów miedzianych, tajemniczego prostownika z diodą kryształową oraz styków elektrycznych powlekanych złotem. Całość wykonano ręcznie, z wielkim kunsztem, nadając jej piękny kształt. Zasada działania znana była już dawno, a urządzenia doskonalono przez ponad 20 lat.

W [tych] prądnicach elektrostatycznych cząsteczki powietrza, które znajdą się pomiędzy wirującymi w przeciwne strony dyskami, okrąg przy okręgu, zostają naładowane wskutek tarcia. Dzięki temu dyski ładowane są tak długo, aż nastąpi wyładowanie. W celu ograniczenia napięcia do pożądanej wielkości ładunki dodatnie na jednym z dysków i ujemne na drugim zbierane są przez regulowane elektrody kratownicy i przekazywane do butelek lejdejskich, gdzie gromadzi się energia. Prędkość dysków, na których znajduje się przypominający wiatraczek układ 50 elektrod, wynosi 60 obrotów na minutę (oczywiście ten nieciągły stosunek kratownica/elementy do prędkości daje prąd stały o częstotliwości 50 herców). Prędkość dostosowywana jest impulsami magnetycznymi.

Urządzenie uruchamia się ręką przez wprawianie dysków w ruch obrotowy w przeciwnych kierunkach aż do chwili, gdy przetwornica zostanie naładowana do poziomu, w którym zaczyna synchronizować się sama i wiruje gładko i bezdźwięcznie przy braku zewnętrznego źródła zasilania. Centralnie umieszczony dysk o średnicy około 10 centymetrów mienił się wszystkimi kolorami tęczy. Po zaledwie kilku sekundach butelki lejdejskie były naładowane tak bardzo, że dawały prąd stały o napięciu 300 woltów i natężeniu 10 amperów. Proces ów mógł trwać równie dobrze godzinami, co latami, bez ustanku!

W celu zaprezentowania mocy urządzenia podłączano je na przemian do żarówki wysokonapięciowej i grzejnika, z których każde wymagało 380 woltów. Lampa oślepiała jaskrawym światłem (...). Grzejnik w ciągu kilku sekund stał się tak gorący, że nie można go było dotknąć. Dzięki temu doświadczeniu dane nam było spojrzeć w przyszłość ku początkowi nowej ery. Dla wszystkich, którzy zobaczyli działającą przetwornicę, stało się oczywiste, że ortodoksyjna nauka musi zrewidować swe poglądy2.

Raport, opatrzony czarno-białymi fotografiami, zaczął krążyć w środowisku ludzi zainteresowanych nowymi technologiami produkcji energii, chciwie przez nich studiowany. Stało się, jednak jasne, że choć urządzenie składa się z dość tradycyjnych części, bardzo trudno będzie zrozumieć zasadę, na jakiej działa. Niemniej jednak podjęto próby rekonstrukcji maszyny...

Obrazek
5.2. Fragment rysunku autorstwa Alberta Hausera ze schematem "Przetwornicy energii 3-5 kW 300 V prądu stałego", opartej na Thesta-Distatica

Spośród wielu niezależnych badaczy, którzy podjęli wysiłek skopiowania maszyny Methernithy, zaledwie kilku – między innymi Duńczyk Albert Hauser – skorzystało z możliwości obejrzenia pracującego urządzenia. Czternastego lutego 1986 roku Hauser odbył czterogodzinne spotkanie z Paulem Baumannem, w czasie którego miał okazję zbadać niektóre szczegóły techniczne. Dzięki tej wizycie udało mu się opublikować dokładny plan, który później stał się podstawą wielu usiłowań rekonstrukcji urządzenia. Hauser widział wprawianie w ruch zarówno dużej, jak i małej maszyny:

Uruchomili także mniejszą z maszyn, która pracowała przez dwie godziny. Przeprowadziliśmy próby przy użyciu jedynie narzędzi pomiarowych. Oznacza to, że nie obciążyliśmy urządzenia żadnym oporem. Wydaje mi się, że moc wyprodukowana to może 200 watów.

Zadziwiające, ale ten model nie był wcale ciężki. Ważył zaledwie około 1 kilograma. Rozmiar dysku to tylko 12 centymetrów przy bardzo prostej konstrukcji (ledwie parę "zbiorników"). Samonapędzający się mechanizm sporządzono przy użyciu tradycyjnego silniczka prądu stałego z cienkim bieżnikiem3.

Opis mniejszej z maszyn pasuje także do prototypu i zastosowania małego silniczka prądu stałego do podtrzymania ruchu urządzenia.

Poza prawdziwymi naukowcami i tłumem dziwaków w maleńkiej szwajcarskiej mieścinie Linden pojawiali się przedstawiciele wielu obcych rządów. Starania o informacje czyniła Radziecka Akademia Nauk. Pełnego opisu domagało się francuskie Ministerstwo Obrony. W agendach rządowych wyznawano pogląd, że nie można przejść nad sprawą do porządku dziennego bez wnikliwych badań – zwłaszcza jeśli miałoby się okazać, że mamy do czynienia z technologią, która wyprze paliwa olejowe.

Jedną z organizacji, które zwróciły się do wspólnoty, była NASA. Tuż przed wizytą jej przedstawicieli NASA potajemnie zaproponowała Methernicie sporą sumę za tajemnicę technologii. Zarząd wspólnoty postanowił jednak, że żadne urządzenie nie powinno trafić w ręce kogoś, kto użyłby go w celach wojskowych lub w jakimkolwiek sensie niehumanitarnych.

W 1986 roku członkowie wspólnoty zdecydowali o zamknięciu drzwi przed ludźmi ciekawymi technologii i przeniesieniu dalszych prac nad prototypami w inne, otoczone tajemnicą miejsce. Jako samozwańczy strażnicy technologii ogłosili, że nie pozwolą na szerzenie wiedzy o niej do chwili, gdy ludzkość dowiedzie, że wykorzysta wiedzę w sposób, który spełniałby oczekiwania stawiane przez wspólnotę. Początkowo spodziewano się, że członkowie Methernithy zmienią zdanie – zwłaszcza wobec doniesień o globalnym ociepleniu i zmianach klimatycznych, które zaczynały być coraz poważniejszym problemem.

Jednakże, niezależnie od protestów zwolenników technologii i zrozumiałego sceptycyzmu jej przeciwników, sytuacja pozostała w impasie.

Nie ustawały prośby i żądania ze strony badaczy specjalistów i osób urzędowych – ich zalew wkrótce stał się. nie do zniesienia. Choć członkowie Methernithy zwykli reagować bardzo uprzejmie na podobne starania, odkryli, że funkcjonowanie ich wspólnoty staje się. coraz trudniejsze. Viktor Bosshard, członek zarządu, został wydelegowany do udzielania odpowiedzi na wszelkie publiczne zapytania-odpowiedzi z zasady odmownych.

Ludzie z zewnątrz zaczęli odnosić wrażenie, że gdyby ktoś rzeczywiście posiadał sprawne i bezpieczne urządzenia (atak je opisywano), byłoby całkowitą niedorzecznością, by wspólnota chrześcijańska odmawiała podobnego wynalazku światu – światu, któremu mógł przynieść tyle pożytków, choćby w krajach rozwijających się, gdzie w odległych miejscach występuje olbrzymie zapotrzebowanie na energię.

Prezentacje publiczne

Niespodziewanie w roku 1989 w czasie dużej konferencji poświęconej darmowej energii, odbywającej się w Einsiedeln w Szwajcarii, wspólnota Methernitha przedstawiła światu nagranie wideo nie tylko na temat Thesta-Distatica, lecz także o całej wspólnocie i jej zasadach. Dużą część materiału poświęcono temu, jak chrześcijanie postrzegają zło, którym jest wojna i znane historii przypadki bestialskiego traktowania się ludzi nawzajem:

Zamiast wykorzystywać osiągnięcia nauki i techniki na rzecz podtrzymania wszelkich form życia, nadużywa się ich nieostrożnie i nieodpowiedzialnie, by niszczyć i zabijać – w ten sposób obracając je przeciw rodzajowi ludzkiemu. Nie wystarczy ewolucja nowych technologii, by zmienić ten stan rzeczy-nawet gdyby miała to być ewolucja w pełni ekologiczna i mądra. Zmiana wymagałaby zejścia dużo głębiej: do korzeni wszelkiego zła. A jest nim sposób myślenia ludzi, stan ich umysłów4.

Nagranie poruszyło publiczność także historią o Galileuszu i o tym, ile czasu trzeba było, by uznano jego odkrycia o centralnym położeniu Słońca (Kościół rzymskokatolicki oficjalnie przyjął poprawność stwierdzeń Galileusza w latach 80. XX wieku). Przekaz brzmiał: technika nie czyni ludzi dobrymi.

Reakcja uczestników konferencji, którzy starali się rozwijać nowe technologie energetyczne, była do przewidzenia: potrzeba nam nowych technologii, jeśli mamy uniknąć problemu globalnego ocieplenia i zmian klimatycznych. Sprawa jest warta ryzyka, nawet jeżeli jest możliwe, że ktoś użyje technologii w innych celach. Jednak te argumenty nie wystarczyły, by zmienić zdanie członków Methernithy.

Dziwny przypadek dr. Marinova

To właśnie w czasie tej konferencji po raz pierwszy spotkałem dr. Stefana Marinova, największego chyba zwolennika Thesta-Distatica wśród naukowców. Urodzony w Bułgarii, a zamieszkały w Grazu w Austrii, Marinov był profesorem fizyki na tamtejszym uniwersytecie. Miał reputację naukowca niekonwencjonalnego, indywidualisty, człowieka, który znajduje radość w podważaniu zastanego porządku. Nawiązał kontakt ze wspólnotą Methernitha w latach 80. i uwierzył w nową technologię. Uzyskał przywilej dokładnego przyglądania się maszynie i choć nigdy nie udało mu się samemu zrekonstruować urządzenia, święcie wierzył, że ma do czynienia z czymś prawdziwym i ważnym.

Wielokrotnie próbował – zwykle bezskutecznie – zamieścić całostronicowe ogłoszenie w "Nature", najbardziej szanowanym piśmie naukowym, podważające pewne założenia nauki, które uznawał za nieprawidłowe. Między dr. Marinovem a redaktorem pisma Johnem Maddoksem zrodziła się silna niechęć wywołana różnicami światopoglądowymi, która trwała przez wiele lat.

Gdy spytałem Maddoksa o Marinova, dał mi do zrozumienia, że uważa go za zwariowanego dziwaka. Z kolei Marinov utrzymywał, że Maddox to typ faszystowskiego dyktatora, który kształtuje oblicze ortodoksyjnej nauki ze swego stołka w prestiżowym piśmie. Jeden z tekstów, jakie próbował opublikować Marinov, opisywał Thesta-Distatica jako pierwszy w świecie praktyczny samonapędzający się generator energii elektrycznej. Maddox odmówił zamieszczenia ogłoszenia i – jak zwykle – odesłał czek dr. Marinova.

Gdy wybraliśmy się kiedyś na obiad, Marinov żywo mówił o fizyce, jedzeniu i Thesta-Distatica. Ku memu lekkiemu zaskoczeniu nagle zaczął rozpinać guziki koszuli. Szczęśliwie skończył przy trzecim z nich i wyciągnął srebrny wisiorek, na którym widniało słowo Methernitha. Marinov należał do wspólnoty.

Zważywszy na fakt, że obaj piliśmy właśnie piwo, uznałem, że oddanie Marinova ascetycznym zasadom wspólnoty było nieco mniej dla niego istotne niż fakt, że miał bezpośredni kontakt z Paulem Baumannem, głównym konstruktorem, Luzim Cathomenem, głównym inżynierem, oraz z samymi maszynami. Marinoy powiedział mi, że czyni nieustające wysiłki w celu przekonania zarządu wspólnoty do ujawnienia tajemnic Thesta-Distatica, jednakże zawsze trafia na odmowę. Na każdym z zebrań zarządu samotnie dowodzi, że urządzenie powinno zostać natychmiast udostępnione światu. Ponieważ widział maszyny przy pracy – światło żarówek, pracujące silniki itp. – jest całkowicie pewien, że technologia się sprawdza i że mogłaby łatwo zostać upowszechniona, gdyby tylko zgodził się na to zarząd wspólnoty.

Choć Marinovowi nie udało się zbudować kopii urządzeń, prowadził z pełnym zaangażowaniem kampanię na rzecz Thesta-Distatica, na przykład pisząc do przywódców politycznych wielu państw. Przekonał swego przyjaciela i współpracownika Andriej a Sacharowa, laureata Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki, by odwiedził wspólnotę Methernitha. Wizyta, w której miała wziąć udział rosyjska telewizja, była w pełni zaplanowana, gdy Sacharow nieoczekiwanie zmarł.

Odwiedziny w Methernicie

Wkrótce po spotkaniu z Marinovem zdarzyło mi się po raz pierwszy odwiedzić wspólnotę Methernitha. Przyjął mnie Viktor Bosshard, anglojęzyczny przedstawiciel wspólnoty. W ciągu dwóch dni oprowadzał mnie po jej terenie i odpowiadał na wiele moich pytań na temat zgromadzenia i jego osiągnięć.

Opowiedział mi również historię okropnych wydarzeń, które mogły stać się tragiczne w skutkach, ale w rezultacie wzmocniły Methemithę. Pod koniec lat 60. (przed wynalezieniem Thesta-Distatica) we wspólnocie pojawili się ludzie, których zachowanie było wyjątkowo szkodliwe i powodowało niezadowolenie i kłótnie. Paul Baumann – jeden z najważniejszych członków wspólnoty – podjął wysiłki, by pozbyć się tej grupy, ale skończyło się to tym, że został aresztowany i trafił na parę lat do więzienia.

W czasie odbywania wyroku Baumann, człowiek o skromnej wiedzy technicznej, podjął pracę nad nowym typem prądnicy. Dzięki pomocy tych spośród członków wspólnoty, którzy lepiej orientowali się w kwestiach technicznych, w roku 1978 w murach więzienia urządzenie zostało dopracowane i uruchomione po raz pierwszy, jak powiedział mi Bosshard. Pozbawienie wolności, którego doświadczył Baumann, wyzwoliło w nim pewne intuicje co do sposobu przechwycenia energii z atmosfery. Język, którym się posługiwał przy opisie technologii, daleki był od naukowego – zawierał zwyczajne słowa w rodzaju: chmury, błyskawice czy ziemia. Być może najciekawszy jest fakt, że urządzenie określane było niejako maszyna, ale jako "organizm". Niemniej jednak wydaje się, że Baumann, ten były szwajcarski wieśniak, opracował technologię, która umknęła najtęższym głowom i zespołom uczonych z głównego nurtu nauki. Nic dziwnego, że nie chciano mu uwierzyć.

Po stworzeniu pierwszego egzemplarza zbudowano aż 12 różnych rozmiarów prądnic o różnej produkcji mocy. Wbrew powszechnym informacjom, nigdy nie używano wytworzonej w ten sposób energii do zaspokajania podstawowego zapotrzebowania energetycznego wspólnoty – w tym celu wykorzystywano siłę wiatru, promienie słoneczne i drewno opałowe.

Najmniejsza z maszyn zmieściłaby się w pudełku po herbatnikach, a jej zdolność produkcyjna nie przekraczała kilkuset watów. Urządzenie, które obecnie powstaje ma mieć ponad 2,5 metra wysokości, wytwarzać do 30 kilowatów energii i zasilać wspólnotowe centrum medyczne. Bosshard dał mi do zrozumienia, że samo działanie maszyny może mieć skutki pozytywne dla zdrowia, co zapewne wiąże się z przeświadczeniem, że wytwarza ono dobroczynne, ujemnie zjonizowane pole. Niektórzy świadkowie twierdzą, że powietrze wokół urządzenia ochładza się, co także byłoby znakiem ujemnej jonizacji.

Pewne doniesienia mówią, że maszyny 30-kilowatowej zwanej "Słoniem", nigdy nie udało się uruchomić – że tej wielkości urządzenie nawet teoretycznie nie może działać. Methernitha nie twierdzi jednak, że się już udało. Z pewnością doprowadzenie projektu do końca pochłonie dużo czasu i pieniędzy.

Mimo że wspólnota trzyma się zasady o niedopuszczaniu nikogo do tajemnic technologii, odkryłem, że od czasu mojej wizyty w 1989 roku kilku wybranym i zaufanym naukowcom udało się uzyskać dostęp do urządzenia. Niektórzy z nich mieli okazję zobaczyć pokaz działania maszyny, innym pozwolono dokonać pomiarów, obejrzeć części i oczywiście sprawdzić, że nigdzie nie ukryto kabli czy urządzeń zasilających.

Wydawałoby się, że wpuszczenie naukowców jest równoznaczne ze zdradzeniem sekretu. Pomyślmy jednak: gdyby na przykład w roku 1960 pokazać współczesny komputer – jego działanie i elementy, z których się składa – średnio uzdolnionemu uczonemu, czy udałoby się temu człowiekowi skonstruować własny egzemplarz? Nawet gdyby oględziny miały trwać parę godzin, ów uczony mógłby potwierdzić, że urządzenie działa, lecz zrozumienie zasady jego działania zabrałoby lata. Być może tak rzecz się ma z Thesta-Distatica.

Pewnych podpowiedzi udzielił jednak Paul Baumann. Na początku lat 90. ogłosił publicznie coś, co nazwał "eksperymentem lindeńskim" – rodzaj dowodu na prawdziwość teorii, na podstawie której działa maszyna. Doświadczenie polegało na wzbudzeniu rezonansu (o częstotliwości około 80-140 megaherców) w przewodzie owiniętym wokół magnesu w kształcie podkowy, a następnie umieszczeniu między ramionami magnesu klocka wykonanego z naprzemiennych warstw miedzi, pleksiglasu i aluminium. Według relacji naocznych świadków, gdy Baumann przekładał miernik przez warstwy klocka, napięcie dochodziło do 700 woltów. To nie powinno się zdarzyć! Nikt nie potrafi podać wyjaśnienia tego zjawiska, które podobno jest kluczem do zasady funkcjonowania urządzenia.

Dziś członkowie wspólnoty Methernitha uważają się za wybrańców, których misją jest zachowanie pionierskiej tradycji. Zainteresowanie, jakim są otaczani przez różnorakie osoby, nie wydaje się wpływać na sposób ich życia. Ich prosta strona internetowa (którą w skomputeryzowanym czasie przełomu tysiącleci odwiedziło zaledwie około 1300 osób) opisuje cele i osiągnięcia wspólnoty, a także opowiada o filozofii, która przez 30 lat pomagała zachować Methernicie niezależność.

Methernitha to coś niezwykłego. Ewolucja społeczności ludzkiej posuwała się dzięki grupom i jednostkom, które podejmowały trud życia w sposób wykraczający poza normy tego, co zwyczajne, który dla większości był czymś niezwykłym. Podobne grupy i jednostki postrzegane są zazwyczaj jako zagrożenie i z tego powodu odsuwa sieje i wyśmiewa. Określa sieje jako sekty i powtarza na ich temat masę kłamstw i półprawd, które służą dyskryminacji. Jak to bywa z uprzedzeniami – nikt nie wie, jak wygląda rzeczywistość. Niewiedza i skłonność do szybkiego potępienia bywa wykorzystywana przez różne grupy dla własnych celów5.

Ten wyjątek daje wyobrażenie o uprzedzeniach i dyskryminacji, jakich doświadczyła ta grupa idealistów. Tymczasem obecne władze lokalne w Linden wydają się całkowicie wspierać istnienie niezależnej wspólnoty:

Wspólnota Methernitha nie daje żadnych powodów do zastrzeżeń ze strony naszej wiejskiej społeczności. Wzajemne relacje są dobre (...). Ich wyroby są dobrej jakości, a niektóre z nich słyną na całym świecie. Mieszkańców Methernithy i wioski nie odgradzają żadne mury. Członkowie wspólnoty – ledwie 120 osób łącznie z dziećmi – mają własne, niezależne poglądy i filozofię, cieszą się wolnością osobistą i wolnością działania, które nigdy nie naruszało swobód innych ludzi6.

Ten pogodny opis nie daje wyobrażenia o prawdziwej historii wspólnoty. Także na stronie internetowej Methernithy nie wspomina się o fakcie, że stworzono w niej coś, co wtajemniczeni uznają za niezwykle skomplikowany, w pełni sprawny i bardzo praktyczny przykład generatora darmowej energii.

Tragedia

Historia wspólnoty Methernitha skomplikowała się dziwacznie 15 lipca 1997 roku, gdy do Internetu trafiła wieść o śmierci dr. Stefana Marinova. Po kilku niepowodzeniach w badaniach i niezmiennym braku przychylności ze strony głównego nurtu nauki dr Stefan Marinov niespodziewanie popełnił samobójstwo, skacząc z budynku uniwersytetu w Grazu, gdzie pracował. Wszystko przygotował wcześniej bardzo starannie: zostawił wiadomości dla żony i dzieci, wiele szczegółowych notatek na temat swych ostatnich życzeń oraz testament naukowy. Powody decyzji najlepiej streszcza jednak krótki list pożegnalny:

Po tylu latach na trudnej drodze prawdy poczułem, że jestem zmęczony. Moim testamentem niech będą moje książki i artykuły. Mam nadzieję, że wkrótce społeczność naukowa uzna ogólne [Newtonowskie] prawa czasoprzestrzeni, które dopracowałem wieloma eksperymentami i prostymi teoriami matematycznymi, jako zgodne z rzeczywistością fizyczną.

Mam nadzieję, że uda się zbudować maszyny ciągłego ruchu, których prototypy skonstruowałem, lecz nigdy nie uruchomiłem. A jeśli moje osiągnięcia w dziedzinie fizyki czasoprzestrzeni, elektrodynamiki i przekraczania praw zachowania będą otoczone zmową milczenia także po mojej śmierci, pozostaje mi jedynie powtórzyć uniwersalne słowa: feci guod potui.

Graz, Austria, 15 lipca 1997 roku
Stefan Marinov

Feci guod potui – Zrobiłem, co mogłem7.

Współpracownicy dr. Marinova odchodzili od zmysłów. Dr Robert W. Bass napisał:

Przeraziło mnie samobójstwo Marinova. Dla wierzącego chrześcijanina (a to określenie pasuje do każdego z nas) to jak powiedzieć: Dobra, Lucyferze, wygrałeś! Poddaję się!

Według mnie Marinov był prawdziwym geniuszem w tym sensie, że doskonale rozumiał wszelkie teorie fizyki klasycznej (w stopniu tak wielkim, by utrzymywać, że błędnie interpretujemy pewne stwierdzenia i że równaniom Maxwella w formie nam znanej można łatwo zaprzeczyć, powołując się na liczne słynne eksperymenty Faradaya i Ampere'a), a jednocześnie był wybitnie zdolnym eksperymentatorem, który z powodzeniem dążył do opracowania i wypróbowania licznych, bardzo złożonych urządzeń i systemów elektromechanicznych i hydroelektromagnetycznych8.

Inny współpracownik, Erwin Schneeberger, był równie poruszony: "Wszystkim przyjaciołom Stefana trudno uwierzyć w jego decyzję. Był silnym, zaangażowanym fizykiem, a kiedy go ostatnio widziałem, na jego twarzy jak zawsze malował się uśmiech"9.

Wraz ze śmiercią Marinova zabrakło osoby, która stworzyłaby pomost między światem a wspólnotą Methernitha.

Znów otwartość?

W lipcu 1999 roku wspólnota zrobiła jednak wielki krok ku udostępnieniu światu swej technologii. Zaproszono grupę około 30 szwajcarskich techników i inżynierów na pokaz działania urządzeń. Hans Holzherr, szwajcarski inżynier, napisał raport, w którym odpowiedział na pytania pewnego niemieckiego badacza:

Pyt.: Czy na własne oczy widziałeś maszynę działającą przy jakimś obciążeniu? Jeśli tak, jakie było to obciążenie?

Odp.: Odnoszę się do modelu z dyskiem o średnicy 50 centymetrów. Maszyna pracowała, gdy przyjezdni weszli do sali, i przez cały czas naszego pobytu pozostała w ruchu – to jest przez około półtorej godziny. Pierwsze obciążenie to 1000-watowa lampa, którą podłączono na około 10 sekund i której światło nie przygasało – efekt, jaki widać w filmie o Thesta-Distatica, to jedynie działanie automatycznego regulatora kamery pod wpływem jaskrawego błysku!10.

To ważny punkt – na nagraniu sporządzonym przez członków wspólnoty (Hans Holzherr określa je jako film) światło wydaje się przygasać niemal natychmiast po podłączeniu do "obciążenia". Wyjaśnienie mówiące o automatycznej regulacji kamery brzmi w pełni przekonująco.

Odp.: Drugie obciążenie to element grzewczy w kształcie litery U. Pan Baumann podał mi go. W ciągu sekundy zrobił się tak gorący, że musiałem go wypuścić z rąk! Co zrobiło na mnie szczególne wrażenie, to fakt, że gdy Baumann odłączył jedną z wtyczek (przewód lampy, jak sądzę), dostrzec można było centymetrowej długości sekundowy łuk elektryczny między bolcem a przewodem odprowadzającym prąd. Aparat znajdował się pod osłoną z pleksiglasu. Tuż nad podłogą wywiercono dwa otwory, przez które Baumann przekładał kable, aby dotknąć nimi elektrod.

Pyt.: Jak, twoim zdaniem, powstaje moc?

Odp.: Dobre pytanie! Też chciałbym znać odpowiedź!

Pyt.: Czy dyski zwolniły, kiedy do elektrod podłączono obciążenie?

Odp.: Odniosłem takie wrażenie (nie odniósł go nikt poza mną), ale oczywiście wzrok kieruje się tam, gdzie się coś dzieje (na przykład ku lampom itp.). Dyski wirowały z prędkością 15 obrotów na minutę, czyli stosunkowo powoli. Prędkość regulowano magnetycznie.

Pyt.: Jakie było twój e ogólne wrażenie?

Odp.: Niesamowite! Ciężko w to uwierzyć, kiedy się widzi ten powolny ruch. W każdym razie nie da się wyjaśnić działania urządzenia w kategoriach czystej elektrostatyki, tak jak w przypadku maszyny Wimshursta. Perforowane ekrany wydają się odgrywać kluczową rolę (...). Poza elektrodami napędowymi i odbiorczymi urządzenie wyposażone jest w liczne małe klocki z pleksiglasu, do których także przyklejono perforowane ekrany – ich działania nie znamy.

Pyt.: Czy maszyna działała przez cały czas, to jest przez półtorej godziny?

Odp.: Tak.

Pyt.: Czy jest możliwe, by u spodu urządzenia schowano płaskie akumulatory, które wystarczyłyby do zasilania maszyny przez półtorej godziny?

Odp.: Tego niestety ocenić nie mogę. Zważywszy, że Methernitha nie czerpie z przedsięwzięcia zysków materialnych, nie zdobywa dzięki niemu sławy, ale raczej unika rozgłosu, wręcz się przed nim broni, myśl o ukrytych bateriach wydaje się absurdem (...) (oczywiście sceptycy stwierdzą, że niechęć do rozgłosu bierze się właśnie stąd, że wspólnota boi się zdemaskowania...).

Pyt.: Czy wolno ci było dotknąć maszyny? Czy podstawa urządzenia jest pusta, czy też coś się tam znajduje albo wypełniona jest litym drewnem?

Odp.: Zabroniono nam dotykać lub podnosić 50-centymetrowej maszyny. Nie jestem więc w stanie powiedzieć wiele więcej o podstawie poza tym, że wydawała się dość solidna. Natomiast wolno było dotknąć małych modeli, na przykład urządzenia o dysku 12-centymetrowym. Można je było unieść i obejrzeć, gdy dysk wirował. Nastrój był niespodziewanie swobodny. Ponieważ stanowiliśmy grupę aż 30 osób, zaledwie dwóch członków Methernithy (Viktor Bosshard i Paul Baumann) nie mogło mieć każdego z nas bez przerwy na oku! Swoją drogą, tylko we wcześniejszym modelu dyski poruszane są przez silniczki elektryczne, które z kolei czerpią prąd z kondensatora.

Pyt.: Jak rozumiem, plastikowa osłona służyła ochronie przed prądem o wysokim napięciu?

Odp.: Myślę, że stanowi też zabezpieczenie przed kurzem. Maszyna jest naprawdę piękna...

Pyt.: We wcześniejszych raportach pisano, że pracowała z prędkością 5O obrotów na minutę!

Odp.: Też to pamiętam. W czasie tego pokazu prędkość wynosiła jednak mniej więcej 15 obrotów na minutę. Nie wiem, czemu służą liczne klocki z pleksiglasu z przyklejonymi perforowanymi ekranami. Pyt.: Dziwne. Czy to rodzaj specjalnych anten?

Odp.: Nie wiem. Do niektórych klocków przymocowano ekrany po obu stronach i w ten sposób stworzono kondensatory. W innych perforowane ekrany zagięto nad krawędzią klocka, przez co powstała osłona dwóch sąsiadujących płaszczyzn. Po wizycie sporządziłem schemat "eksperymentu podstawowego".

Obrazek
5.3. Interpretacja "eksperymentu podstawowego" – schemat sporządzony przez brytyjskiego badacza Paula Pottera

Pyt.: To inne urządzenie czy któraś z poprzednich maszyn, nieznacznie zmodyfikowana?

Odp.: Inne urządzenie? Bauman stwierdził: właśnie tak to się zaczęło!

Pyt.: Niedawno zdarzyło mi się poznać kogoś, kto na podstawie opisów stworzył kopię Thesta-Distatica z dyskiem o średnicy 50 centymetrów. Model jednak nie działał [nie napędzał się sam].

Odp.: Tak. Zwykła maszyna Wimshursta zapewne nie byłaby zdolna podtrzymać własnego ruchu, gdyby konstruktor nie znał tajemnic Methernithy. Widziałem zdjęcie tej kopii – na pierwszy rzut oka wyglądała dokładnie jak oryginał, łącznie z magnesami w kształcie podkowy.

Pyt.: Wydaje się, że panowie Baumann i Bosshard mieli akurat ochotę na opowieści!

Odp.: Tak, na pewno można tak powiedzieć. Niestety zrozumienie Baumanna sprawiało mi trudność, ponieważ mówił cicho i szybko, a język, którym się posługiwał, nie był naukowy. Co ciekawe, na moje pytanie, czy zasadą działania Thesta-Distatica jest chlorek radu, jednoznacznie odparł: nie. Powiedział również, że nigdzie indziej na świecie nie istnieje tego typu urządzenie. Co innego twierdzi Nelson Camus [badacz źródeł darmowej energii] – podobno wspólnota, na którą trafił gdzieś w Ameryce Południowej i która utrzymuje łączność z Methemithą, dysponuje Thesta-Distatica. Wedle jego słów, maszyna działa przy użyciu kondensatorów na bazie chlorku radu11.

Pojawiły się spekulacje, że jądro Thesta-Distatica stanowi materiał radioaktywny i że to właśnie on zapewnia działanie. Paul Baumann i pozostali członkowie Methernithy zaprzeczają temu. Wydaje się mało prawdopodobne, by wspólnota tak oddana idei czystej energii i czystego środowiska użyła składników radioaktywnych – ale oczywiście szum wokół sprawy trwa. Niektórzy badacze tylko w ten sposób potrafią sobie wytłumaczyć zasadę skutecznego wyłapywania elektronów przez anteny. Paul Baumann twierdzi jednak, że sedno leży gdzie indziej: posłuchajmy opisu eksperymentu lindeńskiego autorstwa Hansa Holz-herra:

Pyt.: Czy w Methernicie bez zastrzeżeń udostępniono ci plany "zestawu podstawowego"?

Odp.: Bez najmniejszych zastrzeżeń. Widać członkowie wspólnoty są przekonani, że nie wszystkie tajemnice maszyny można zobaczyć. Na przykład wydaje się, że struktura molekularna powłok z pleksiglasu jest stała. A i materiał odgrywa rolę.

Pyt.: Czy nie sprzeciwiano się próbom skopiowania maszyny? Czy też konstruktorzy urządzenia sądzą, że nie da się zrozumieć zasad działania w tak krótkim czasie?

Odp.: Nie i tak. I pewnie mają rację! Ciężko to pojąć.

Pyt.: Czy udało ci się zobaczyć także małe maszyny z obciążeniem? Ile watów produkują te urządzenia? Około 300? Są prościej skonstruowane, prawda?

Odp.: Przy użyciu modelu 12-centymetrowego Baumannowi udało się uzyskać napięcie 130 woltów. Podłączył obciążenie, na które składały się dwie lampki i opornik. Dane nieznane. Potem poproszono dwóch spośród nas, by zamknąć obieg własnymi ciałami, co sprawiło, że poczuli szok elektryczny! Co ciekawe, woltomierz cyfrowy wskazał przez chwilę 130 woltów, a następnie przestał działać. Wszelkich dalszych pomiarów, także dotyczących maszyny 50-centymetrowej, dokonywano przy użyciu woltomierza analogowego. Mniejsze Thesta-Distatica są prostsze. Każda z nich skonstruowana jest nieco odmiennie. Któraś z nich ma tylko jeden dysk. W kilku, w tym w modelu metrowym, nad którym wciąż trwają prace, zamiast "posortowanej folii" użyto "posortowanych przewodów", które niejako wpleciono w dysk, trzykrotnie zmieniając stronę.

Pyt.: Czy w butelkach (słojach) lejdejskich znajdowały się cewki bifilarne?

Odp.: Nie można ich było w każdym razie dostrzec. W dużym kondensatorze umieszczono 20 powłok perforowanych, jak poinformował Baumann. Czyli do środka po prostu nie można zajrzeć!

Pyt.: Gdzieś tam znajduje się też kryształowa dioda?

Odp.: Tak. To prawdopodobnie przedmiot na samym wierzchu. Baumann coś o tym wspomniał. W pierwszym modelu jest to, jak mi się zdaje, nagi przewód owinięty wokół prostego drutu, z czterema wyprowadzeniami. Starałem się wypatrzyć coś w maszynie 50-centymetrowej, ale udało mi się dostrzec zaledwie dwa przewody doprowadzające, tak więc struktura nie jest dla mnie oczywista – może także zawiera nagą spiralę owiniętą wokół czegoś (wokół tulei z powłok perforowanych?). Może tuleją otoczone było wszystko (pamięć mnie zawodzi), ale nigdzie nie dostrzegłem kryształu. Trudno było zajrzeć do środka. Pomijając ogólnie kiepską widzialność, zauważyłem, że cienka powłoka (być może ołowiana) pomiędzy dwiema warstwami pleksiglasu była ledwie widoczna ze względu na odbijanie się światła12.

Choć tego typu opisy zwykle przydają się tym, którzy pragną "rozpracować" budowę maszyny, to w tym przypadku nie przynoszą zbyt wielu informacji przydatnych naukowcom, którzy starają się zrozumieć, na jakiej zasadzie działa urządzenie. Badacze Nelson Camus i J.L. Naudin stwierdzili, że podstawą działania są procesy radioaktywne, nie znaleźli jednak na to bezpośrednich dowodów. Paul Potter, niezależny badacz brytyjski, który prowadzi prace nad maszynami Methernithy od 10 lat, wierzy, że określił sposób funkcjonowania urządzenia. W nie-opublikowanym artykule The Backengineered Thesta-Distatica (Tajemnice konstrukcji Thesta-Distatica) podjął próbę analizy działania maszyny:

Układ elektroniczny podzielony jest oczywiście na dwie części – pierwszą: prądnicę elektrostatyczną! system przekazywania ładunku, oraz drugą: bardzo specyficzny pomocniczy obwód elektromagnetyczny o takich zdolnościach indukcyjności, pojemności i prostowania, które wzbudzają te "statyczne" ładunki. Żeby zrozumieć, w jaki sposób energia statyczna zmienia się w siłę elektromotoryczną, trzeba cofnąć się do czasu początków radia. Działanie odbiorników zasadza się na obwodach izolowanych i prostownikach lampowych – urządzeniach, których opracowanie było bardzo trudne13.

Potter inaczej niż pozostali tłumaczy działanie maszyny, ponieważ sądzi, że moc nie powstaje jedynie w wyniku ruchu obrotowego dwóch dysków:

Jestem przekonany, że istnieje dużo ważniejszy generator mocy, elektronowy generator kaskadowy, którego dwa modele posiada wspólnota. Oba umieszczone są w magnesach w kształcie podkowy. Włączenie magnesów do obiegu wywołuje oscylację o wysokiej częstotliwości i odpowiednio wysokim napięciu, a wówczas klocki metalowo-pleksiglasowe gromadzą większy ładunek niż ten do nich doprowadzony... Elektronowy efekt kaskadowy lub lawinowy pojawia się wówczas, gdy cząsteczki powietrza zostaną przy spieszone do takiej prędkości, przy której w momencie zderzenia z innymi cząsteczkami i atomami w powietrzu uwalniają się elektrony, które powodują kolejne uderzenia i wyzwalanie kolejnych wolnych elektronów. Cały proces zachodzi w polu elektrycznym i przy lawinowo rosnącej liczbie elektronów, w miarę jak efekt rozszerza zasięg na całe otoczenie. To reakcja łańcuchowa, której potęgę widzimy w błyskawicy. I tak jak w naszym przypadku, środowisko staje się częścią obwodu, gdyż proces powoduje ujemną jonizację powietrza wokół maszyny – właśnie dlatego ci, którzy widzieli działające urządzenie, twierdzą, że powietrze w jego pobliżu jest chłodne i świeże.

Zważywszy na fakt, że projektanci zdecydowali się – być może wyłącznie ze względów estetycznych – owinąć przewód wokół podkowy, możliwe stałoby się uzyskanie dodatkowej mocy bezpośrednio z klocków kaskadowych, gdyby zastosować właściwe połączenia z drewnianą podstawą bo w podstawie prawdopodobnie ułożone są naprzemiennie warstwy perforowanego metalu i izolacji, które tworzą kondensator wysokiego napięcia. Następnie ładunek byłby rozładowywany przez ujście pulsującego prądu o wysokim natężeniu14.

Obrazek
5.4. Rozwinięty schemat Thesta-Distatica wspólnoty Methernitha, autorstwa Paul a Pottera

Czy to poprawna interpretacja, czy też nie, bezdyskusyjny pozostaje fakt, że Paulowi Potterowi nie udało się dotychczas zbudować Thesta-Distatica. Nie udało się to zresztą nikomu innemu – o ile wiadomo, zawiodły wszelkie próby. Nie dysponujemy jednak pełną wiedzą na temat badań nad technologią Methernithy, jakie prowadziły rządy lub instytucje wojskowe – być może wieść o staraniach uwieńczonych sukcesem nie ujrzałaby światła dziennego.

Wobec wszystkich niepowodzeń dla wielu ludzi prawda jest prosta: taka maszyna nie ma prawa działać i albo mamy do czynienia z oszustwem, a więc oszustem miałaby być wspólnota, albo z urojeniem, jakiego doświadczają członkowie tej prawdopodobnie obłąkanej sekty. Niechęć do odstąpienia technologii czy choćby podzielenia się nią to przykrywka dla faktu, że ta technologia naprawdę nie istnieje.

Jeżeli jesteśmy oszukiwani, musi być po temu powód: być może w ten sposób wspólnota przyciąga nowych członków, którzy wstępują w jej szeregi i oddają jej swe dobra. Nic jednak nie wskazuje, że wspólnota używa wynalazku, by zainteresować sobą kogokolwiek. Strona internetowa Methernithy nie wspomina o maszynie. Członkowie wspólnoty wydają się wkładać wiele wysiłku w mylenie tropów i jednoczesne podkreślanie, że nie chodzi im o popularność. Viktor Bosshard sprawia wrażenie kogoś, kto prędzej zacznie handlować wersetami Biblii, niż przyłączy się do jakiejkolwiek kompanii. Jego współwyznawcy wyglądają zaś na ludzi cichych, miłujących Pismo Święte i samotność.

Jaki zysk mogłaby czerpać grupa z tej ponad dwudziestoletniej gry pozorów? Chodzi o pieniądze? Wiemy o przypadkach, gdy wspólnota odmawiała bardzo korzystnych propozycji – z pewnością celem nie jest sprzedaż urządzenia. Członkowie Methernithy gotowi są raczej pójść do grobu i zabrać ze sobą tajemnicę technologii, niż przekazać ją światu zamkniętemu na Boga. A może chodziło o przekonanie ludzi do wiary przez dokonanie współczesnego naukowego cudu? Pokazanie, że Bóg nie tylko istnieje, ale również otacza szczególną miłością tych, którzy podążającego ścieżką?

Inne rozsądne wytłumaczenie to przypuszczenie, że Paul Baumann uległ złudzeniu i wmówił sobie, że maszyna działa. To się zdarza w przypadku dużej części odkryć związanych z darmową energią. Setki badaczy wpadają w pułapkę myślenia życzeniowego i błędów lub niedociągnięć pomiarowych. Problem narasta, jeśli uczony wierzy w prawdziwość swych osiągnięć, ogłasza je publicznie albo zaczyna na nich zarabiać zanim okaże się, że to pomyłka. Zwykle jest już zbyt późno, żeby się przyznać do błędu – zdarza się, że wynalazca już do końca życia zaprzecza prawdzie.

W przypadku Methemithy sprawa wygląda jednak inaczej, niż ma się z pozostałymi urządzeniami o stosunku mocy końcowej do początkowej większym od jedności – nie chodzi bowiem wyłącznie o techniki miernicze: maszyny wydają się naprawdę produkować taką ilość energii, by dostarczyć sobie mocy napędowej. Działają w obiegu zamkniętym i nie dość, że podtrzymują własny ruch, to jeszcze są źródłem zasilania.

Nie ma mowy o samooszukiwaniu się. Albo udaje się podtrzymać ruch dysków, albo nie. Jeśli nie, Baumann w jakiś sposób musi doprowadzać energię z zewnątrz, na przykład z baterii, a więc jest tego świadomy, czyli jest oszustem.

Wielu naukowcom, którzy zastanawiają się, jaki skutek może przynieść istnienie podobnej technologii, trudno zaakceptować fakt, że technologia pochodzi nie ze środowiska uniwersyteckiego, że jest dziełem słabo wykształconego wynalazcy, a jednocześnie mogłaby się stać lekarstwem na światowy kryzys energetyczny. Byłoby dużo milej, gdyby całość okazała się oszustwem bądź pomyłką. Odpowiedź stałaby się prosta, moglibyśmy więc wrócić do normalności. Zniknęłoby napięcie, jakie obecnie wiąże się z Thesta-Distatica. Moglibyśmy się odprężyć.

Jeżeli jednak technologia nie jest oszustwem, nie wystarczy powiedzieć, że dysponujemy rozwiązaniem problemu kryzysu energetycznego. Sprawa jest bardziej skomplikowana: mamy do czynienia z czymś, co mogłoby się stać najlepszą na świecie, najwydajniejszą technologią samopodtrzymującej się produkcji energii, ale ktoś mówi, że nic z tego. To wielki zawód! Możesz być doskonale szczęśliwy, spokojny i zadowolony, pod warunkiem, że w tej chwili całkowicie zmienisz swoje życie. Zdaje się, że o to chodzi Methernicie. Gdybyśmy się wszyscy zmienili i zaczęli traktować planetę jak należy, mogłoby się okazać, że nie potrzebujemy więcej takich maszyn. Być może te urządzenia są dziwacznymi znakami ostrzegawczymi, które mają nas skłonić do przemyślenia naszych "bezbożnych" postępków...

Odwiedziłem wspólnotę, mieszkałem w niej, z jej członkami przeprowadziłem wiele rozmów o ich życiu i pracach nad Thesta-Distatica. Mogę jedynie stwierdzić, że wydali mi się oni bardzo autentyczni i szczerzy, tak bezpretensjonalni, że niemal nudni. Stanowią grupę ludzi, którzy twardo stąpają po ziemi, ciężko pracują i angażują się tak samo w produkcję mebli lub zajęcia ogrodnicze, co w swe praktyki religijne. Odbywaliśmy wspólne modlitwy, które poprzedzały także spotkania zarządu, czyli grupy, która podejmuje wszelkie ważne dla wspólnoty decyzje.

Powiedziano mi, że prace nad udoskonalaniem maszyny przeniesiono w nowe, tajne miejsce. Widziałem film wideo, który przedstawiał działanie maszyny i był częścią filmu o wspólnocie, nakręconego przez jej członków. Rozmawiałem też z naukowcami, którzy o oszustwach i trikach wiedzą znacznie więcej niż ja i którzy osobiście zbadali Thesta-Distatica i wierzą, że urządzenie jest w stanie produkować energię, czerpiąc jaz atmosfery.

Poszukiwanie prawdy naukowej zostaje w tym przypadku sprowadzone do kwestii wiary, czy wierzę w to, co mówią ci niewątpliwie szczerzy, kochający Biblię ludzie, czy też zarzucam im kłamstwo.

Podejrzliwe, sceptyczne zarzuty jakoś nie pasują do ludzi, z którymi rozmawiałem. Po spotkaniu z nimi moje wyobrażenie na temat Thesta-Distatica jako jedynego w świecie samonapędzającego się urządzenia darmowej energii o "zamkniętym obiegu" nie opierało się na serii pomiarów lub badaniach przeprowadzonych przez niezależnych naukowców, ale na moich własnych sądach co do charakteru ludzi, których spotkałem. Ma to niewiele wspólnego z nauką, wiem, ale tylko takie podsumowanie mogę zaproponować.

Dziś Paul Baumann i wspólnota Methernitha prowadzą dalsze prace nad większymi prądnicami – zapewne czekają, aż ludzkość okaże się czymś więcej niż tylko zwykłymi ludźmi.


http://priveee.dyndns.org/Kippin/429-Ni ... 429-05.htm
0 x


Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.

Awatar użytkownika
blueray21
Administrator
Posty: 9737
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 23:45
x 44
x 483
Podziękował: 449 razy
Otrzymał podziękowanie: 14639 razy

Re: Maszyna testatyczna Paula Baumana

Nieprzeczytany post autor: blueray21 » piątek 20 wrz 2013, 21:33

Kiedyś chyba używali uproszczonej nazwy "Testatika", ale ten opis, na dodatek już po polsku, jest o wiele bardziej dokładny niż wcześniej osiągalne materiały, np. te, które ci przesyłałem.
Faktem jest, że oprócz chwil otwarcia są latami zamknięci. Z tego co wiem, teoretycznie każdy może indywidualnie próbować umówić się na wizytę u nich, ale dużą przeszkodą jest język. Takich gości jak autor powyższego opracowania przyjmują i goszczą chętnie, choć na rozgłosie im nie zależy. Ale takie pozytywne opinie, w książkach dla nich też są zapewne budujące.
0 x


Wiedza ochrania, ignorancja zagraża.

ODPOWIEDZ