Skarby Templariuszy
8 cze 2019
https://www.youtube.com/watch?v=1ucrY8dljrY
Juliusz Verne napisał trzy powieści, w których wspólnymi mianownikami są: złoto, wulkany i terytoria polarne czy subpolarne: „Wyprawa do wnętrza Ziemi”, Łowcy meteorów” i „Wulkan złota”. Być może szyfrogram Arne Saknussemma, który naprowadził prof. Otto Lidenbrocka na trop odkrycia drogi do wnętrza Ziemi był de facto wskazówką, gdzie szukać skarbu Templariuszy, bądź - co jest jeszcze bardziej fantastyczne, ale realne - wiana Uminy Berzeviczy primo voto Tupac Amaru vel Condorcanqui... Tak zatem ten fantastyczny skarb może znajdować się we wnętrzu krateru islandzkiego wulkanu Snefelljokull (1.446 m n.p.m.), wznoszącego się na 64, st. 49’ N i 023 st. 46’ W, nieopodal wsi Stapi, Olafsvik i Hellissandur, a którego nie można mylić z wulkanem Snaefelljokull wznoszącego się w interiorze Islandii.
Wiedzie doń droga zalewana wodą przypływu, łącząca miejsce depozytu skarbu z powierzchnią Faxafloi...
Drugi adres Juliusz Verne podał w powieści „Łowcy meteorów”: to południowy cypel wysepki Upernavik na 72 st. 51’30” N i 055 st. 35’18” W, gdzie miał spaść ściągnięty przez szalonego i genialnego wynalazcę, ogromny bolid ze złota, wart setki trylionów (ówczesnych) franków... Niestety, kiedy wynalazca ów - Monsieur Zefiryn Xirdal - zobaczył, że ten złoty podarunek z Kosmosu uczynił więcej szkód, niż pożytku, zatopił go w Morzu Baffina...
Trzeci adres i zarazem trzecia powieść, to „Wulkan złota” - wydana u nas w 1923 roku i wznowiona w szczecinie w śladowym nakładzie w 1991 roku. Jest to powieść awanturnicza o wulkanie, który zamiast lawy wypluwał ze swego wnętrza czyste złoto. Juliusz Verne podaje dokładne położenie geograficzne tego cudu: 68 st. 37’ N i 136 st. 15’ W, a zatem ów Golden Mount znajduje się gdzieś w okolicy ujścia rzeki Mackenzie do Mackenzie Bay, w paśmie górskim Richardson Mts., nieopodal miasteczka Aklavik w Kanadzie. Nawiasem mówiąc, to nazwa Aklavik brzmi czysto skandynawsku i kojarzy się z językami skandynawskimi - słowo „vik” czy „vick” znaczy tyle, co „zatoczka”... - a zatem Zatoczka Akla - Aklavik.
I znowu, jak w przypadku islandzkim, Golden Mount stoi nad brzegiem morza czy zatoki morskiej, i ponownie woda dokonuje tutaj aktu dezintegracji i zniszczenia złotonośnego wulkanu, a ogromne bogactwo, które w sobie kryje - przepada na wieki...
Teraz nie dziwię się, że po przeczytaniu tych trzech powieści, słynny czeski pisarz i badacz Nieznanego dr Ludvik Souček napisał swą najlepszą trylogię: „Tajemnica ślepych ptaków”, „Znak Jeźdźca” i „Jezioro Słoneczne”, w których wykorzystuje wszystkie pomysły Juliusza Verne’a dostosowane do realiów lat 70. XX wieku! Czego tam nie ma!? - są tam Przybysze z Kosmosu, skarby i ponure wnętrza wygasłych wulkanów na Islandii...
Co chciał nam powiedzieć Juliusz Verne w tych trzech niezwykłych powieściach? Otóż sądzę, że pan Verne natrafił na jakiś ślad skarbów - być może skarbów Templariuszy - i chciał nam to przekazać w zawoalowanej formie powieści fantastyczno-naukowej. Sam nie mógł tych skarbów wydobyć - zresztą pytanie za 64.000 dolarów - kto uwierzyłby takiemu pisarzowi fantaście!!!???...
No kto? - pytam. Znając mentalność ludzi nauki, przemysłu i biznesu z XIX i XX wieku mogę spokojnie odpowiedzieć: n i k t ... Owszem, Juliusza Verne’a uznaje się za genialnego wizjonera technicznego - wszak przewidział wynalezienie m.in. statku podwodnego, samolotu, helikoptera, projektora kinowego, żarówki, radia, lotu w Kosmos, itd. itp. Ale tutaj chodziło tylko o wyobraźnię techniczną i technologiczną, natomiast w dalszym ciągu nikt nie mówi o tym, ze pan Verne interesował się także poszukiwaniami węża morskiego czy złotych meteorów, albo drogi do wnętrza pustej Ziemi, na której można spotkać dinozaury i pierwotnych ludzi... To już dziewiętnasto- i dwudziestowieczni uczeni i przemysłowcy nie potrafili strawić. I dlatego właśnie tych skarbów nikt nie odnajdzie - a zatem czyżby działała tutaj klątwa Jacquesa de Molay’a?...
Jak to się wszystko odbyło? Być może Juliusz Verne znalazł jakieś nieznane nauce dokumenty, z których wynikało, że skarb Templariuszy ukryto gdzieś na Dalekiej Północy. Był on na Islandii i w USA, więc znał realia tam panujące na tyle, by postaci i warunki, w których im przyszło żyć i działać wypadły prawdopodobnie na stronicach jego powieści. Być może spuścił on się na dno krateru Snefelljokull i ujrzał tam coś, co zmusiło go do napisania „Wyprawy...”. Nie, nie był to skarb - być może była to inskrypcja czy artefakt... - resztę znamy.
Ewakuacja z Francji.
Czy i kiedy mogli Templariusze wywieźć swe skarby z Francji? Oczywiście, że tak! Kiedy owej fatalnej dla nich nocy 12/13 października 1307 roku, królewscy seneszale i bajliwi wtargnęli do templaryjskich komandorii aresztując Braci Świątyni, to pewna ich część uniknęła aresztowania i od razu zaczęła działać, by uchronić majątek Zakonu przed pazernością króla i jego ministrów oraz papieża, który na pewno miał w tym i swoją działkę łupów...
Skarby zostały wywiezione do krajów, gdzie Zakon Świątyni mógł działać bez żadnych problemów: Hiszpanii, Portugalii, Szkocji i Anglii. Najprawdopodobniej translokacja skarbu odbyła się do Szkocji, gdzie rządził wtedy sir Henry Sinclair of the Orkneyes. Ten człowiek miał wszelkie możliwości dotarcia do Islandii i Grenlandii, a nawet do kanadyjskiej Dalekiej Północy... - co umożliwia przebieg tzw. letniej granicy strefy lodowej na Północnym Oceanie Lodowatym, na Morzu Baffina, Morzu Arktycznym i Morzu Beauforta. Wtedy - w XIV wieku - były to morza potworów i ciemności, o których Europejczycy bali się nawet pomyśleć... Ale Templariusze nie byli ludźmi tuzinkowymi. Mieli oni do swej dyspozycji wiedzę uczonych trzech kontynentów Starego Świata i wiedzieli o wiele więcej, niż przeciętny Europejczyk. Zgromadzona przez nich wiedza europejska, arabska, żydowska, egipska, chaldejska i koptyjska, a może nawet chińska i hinduska umożliwiła im stworzenie gigantycznego imperium finansowego, a znajomość sztuki żeglarskiej i nawigacji po otwartym oceanie dawała im możliwość wywiezienia swych skarbów w każdy dowolny punkt kuli ziemskiej! To nie jest eufemizm - oni naprawdę potrafili to zrobić!
Dr Miloš Jesenský podejrzewa, że Templariusze mogli mieć jakieś kontakty z Pozaziemianami, a łącznikiem pomiędzy Nimi a Templariuszami była figurka Baphometa (Bafometa), którego - jak to było wtedy w zwyczaju - wzięto od razu za samego diabła in persona i potraktowano odpowiednio...
Ewakuacja skarbów mogła przebiegać w dwóch fazach. W fazie pierwszej - która trwała w zimie 1307-1308 przemycono go z Francji do Anglii via Kanał La Manche - lub, co jest bardziej prawdopodobne - do Anglii via Hiszpania i Portugalia, bo Filip Piękny mógł zablokować wybrzeża, ale trudniej było upilnować granicę lądową, z czego skorzystali Templariusze.
Faza druga zaczęła się na wiosnę 1308 roku, i statki ze skarbami popłynęły na północ do Islandii i Grenlandii, a może także do Zatoki Fundy i do ujścia Mackenzie - co wskazuje załączona mapka. Dwufazowość tej operacji była determinowana zalodzeniem Północnego Oceanu Lodowatego. To, ze nie pozostało śladu po tej operacji też jest całkowicie zrozumiałe i oczywiste - Bracia Świątyni zacierali wszystkie ślady wiodące do skarbów, by nie wpadli na nie szpiedzy Filipa IV Pięknego, Marigny’ego i Nogareta, co NB im się znakomicie udało. Jednakże zostawili znaki czytelne i zrozumiałe dla wtajemniczonych lub dla ludzi o przenikliwych i pełnych wyobraźni umysłach - czyli takich, jak Juliusz Verne lub Ludvik Souček...
A co stało się z tymi, którzy te skarby ukryli? No cóż - to dobre pytanie. Może udało im się wrócić do Europy i tam przekazać informację o miejscu ukrycia skarbów swym współbraciom, albo zginęli gdzieś w drodze powrotnej w starciu z Indianami, Eskimosami albo siłami natury. Podejrzewam jednak, że komuś udało się wrócić i stąd wiedza pana Verne’a...
Tak czy owak, należałoby sprawdzić wszystkie lokalizacje wymienione w tym artykule: wulkan Snefelljokull na Islandii, okolice Upernawik (Uppernivick, Uppernavick) na Grenlandii - jest to grupa wysepek z miejscowością o tej nazwie -
oraz ujście rzeki Mackenzie w Kanadzie w okolicach Aklavik. Natomiast Oak Island w tym przypadku jest tylko typowym elementem dezinformującym - lepem na muchy dla naiwnych poszukiwaczy...
Czy byłaby możliwa taka żegluga? Zasadniczo tak, w lecie, od czerwca do połowy sierpnia Szlak Połnocno-Zachodni jest możliwy do sforsowania i
Templariusze mieliby jedynie do sforsowania pak lodowy pomiędzy wyspami Archipelagu Królowej Elżbiety, powyżej 70o N. Od września do maja szlak ten jest zatarasowany pakiem dryfującym i sprawia trudności nawet dla współczesnych statków wyposażonych w stalowe burty i potężne maszyny...
Może znajdzie się ktoś dysponujący środkami i pójdzie wytyczonym tutaj szlakiem Wielkiej Przygody, na końcu którego być może czeka albo legendarny skarb w postaci świętego Graala (bo wciąż mam nadzieję, że jest to jednak artefakt), figurki Baphometa i masy złota i kosztowności, albo - jak chcą tego dr Souček i dr Jesensky - także dowody, materialne dowody na Kontakt ludzi z Obcymi! To też byłoby niezłe!...
A jeżeli nawet nie znajdzie niczego, to zawsze pozostanie mu piękno i romantyka Wielkiej Przygody!
Giennadij Lewicki to autor specjalizujący się w opowieściach z gatunku fikcji historycznej . W swojej najnowszej powieści pt. „Skarb templariuszy” zabiera czytelnika do czasu średniowiecznych wypraw krzyżowych, które miały na celu wyzwolenie Ziemi Świętej z rąk muzułmanów. Na jej kartach spotkamy się z postaciami autentycznymi, zapisanymi na kartach historii, by wymienić Baldwina II, od 1118 r. króla Jerozolimy, i jego córkę Alicję Antiocheńską. Te dwa pierwsze z brzegu nazwiska przedstawicieli czasów, w których osadzona jest akcja powieści, mogą stanowić zachętę do lektury książki dla tych z czytelników, których fascynują zagadki przeszłości i chcą wiedzieć więcej. A już szczególnie interesują się templariuszami, o których nowatorskich przedsięwzięciach i bogactwie po dziś dzień krążą legendy. Smaczku dodaje fakt, że to templariuszy można uznać za prekursorów nowoczesnej bankowości i kart kredytowych…
Trzeba odnotować, że autor to z zawodu historyk. Zgłębił temat zanim przystąpił do pisania „Skarbów templariuszy”. Dzięki temu jego narracja jest misternie skonstruowana, przemyślana i niezmiernie wciągająca. Dzięki mistrzowsko prowadzonej fabule czytelnik staje się naocznym świadkiem intryg toczących się w Królestwie Jerozolimskim, bierze udział w walkach o władzę, dowiaduje się, jakie intencje przyświecały inicjatorom wypraw krzyżowych. Doskonale zazębiające się poszczególne elementy powodują, że „Skarb templariuszy” to książka, od której trudno się oderwać. Więcej – gratka dla zwolenników literatury pięknej w najlepszym wydaniu.
Lewicki głównym bohaterem czyni Hugona z Payens – założyciela, a zarazem pierwszego wielkiego mistrza Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona w latach 1118-1136. W Jerozolimie spotyka on Judejczyka Poncjusza (!), który odziedziczył bezcenny dar: szatę Zbawiciela… Co wyniknie z tego spotkania? Odpowiedź w książce.