Witam wszystkich użytkowników tego forum
17.03.23
Forum przeżyło dziś dużą próbę ataku hakerskiego. Atak był przeprowadzony z USA z wielu numerów IP jednocześnie. Musiałem zablokować forum na ca pół godziny, ale to niewiele dało. jedynie kilkukrotne wylogowanie wszystkich gości jednocześnie dało pożądany efekt.
Sprawdził się też nasz elastyczny hosting, który mimo 20 krotnego przekroczenia zamówionej mocy procesora nie blokował strony, tylko dawał opóźnienie w ładowaniu stron ok. 1 sekundy.
Tutaj prośba do wszystkich gości: BARDZO PROSZĘ o zamykanie naszej strony po zakończeniu przeglądania i otwieranie jej ponownie z pamięci przeglądarki, gdy ponownie nas odwiedzicie. Przy włączonych jednocześnie 200 - 300 przeglądarek gości, jest wręcz niemożliwe zidentyfikowanie i zablokowanie intruzów. Bardzo proszę o zrozumienie, bo ma to na celu umożliwienie wam przeglądania forum bez przeszkód.
25.10.22
Kolega @janusz nie jest już administratorem tego forum i jest zablokowany na czas nieokreślony.
Została uszkodzona komunikacja mailowa przez forum, więc proszę wszelkie kwestie zgłaszać administratorom na PW lub bezpośrednio na email: cheops4.pl@gmail.com. Nowi użytkownicy, którzy nie otrzymają weryfikacyjnego emala, będą aktywowani w miarę możliwości, co dzień, jeśli ktoś nie będzie mógł używać forum proszę o maila na powyższy adres.
/blueray21Została uszkodzona komunikacja mailowa przez forum, więc proszę wszelkie kwestie zgłaszać administratorom na PW lub bezpośrednio na email: cheops4.pl@gmail.com. Nowi użytkownicy, którzy nie otrzymają weryfikacyjnego emala, będą aktywowani w miarę możliwości, co dzień, jeśli ktoś nie będzie mógł używać forum proszę o maila na powyższy adres.
Ze swojej strony proszę, aby unikać generowania i propagowania wszelkich form nienawiści, takie posty będą w najlepszym wypadku lądowały w koszu.
Wszelkie nieprawidłowości można zgłaszać administracji, w znany sposób, tak jak i prośby o interwencję w uzasadnionych przypadkach, wszystkie sposoby kontaktu - działają.
Wszelkie nieprawidłowości można zgłaszać administracji, w znany sposób, tak jak i prośby o interwencję w uzasadnionych przypadkach, wszystkie sposoby kontaktu - działają.
Pozdrawiam wszystkich i nieustająco życzę zdrowia, bo idą trudne czasy.
/blueray21
W związku z "wysypem" reklamodawców informujemy, że konta wszystkich nowych użytkowników, którzy popełnią jakąkolwiek formę reklamy w pierwszych 3-ch postach, poza przeznaczonym na informacje reklamowe tematem "... kryptoreklama" będą usuwane bez jakichkolwiek ostrzeżeń. Dotyczy to także użytkowników, którzy zarejestrowali się wcześniej, ale nic poza reklamami nie napisali. Posty takich użytkowników również będą usuwane, a nie przenoszone, jak do tej pory.
To forum zdecydowanie nie jest i nie będzie tablicą ogłoszeń i reklam!
Administracja Forum
To ogłoszenie można u siebie skasować po przeczytaniu, najeżdżając na tekst i klikając krzyżyk w prawym, górnym rogu pola ogłoszeń.
Uwaga! Proszę nie używać starych linków z pełnym adresem postów, bo stary folder jest nieaktualny - teraz wystarczy http://www.cheops4.org.pl/ bo jest przekierowanie.
/blueray21
Wiersze zapamietane...
- janusz
- Posty: 19105
- Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
- x 28
- x 901
- Podziękował: 33080 razy
- Otrzymał podziękowanie: 24134 razy
Re: Wiersze zapamietane...
DOM STARCÓW
Przy małym oknie,siedzi staruszka,
Od lat przykuta do swego łóżka.
Patrząc się w okno,łzy Jej spływają,
Czemu Jej dzieci nie odwiedzają.
Mąż Ją zostawił,miała pięcioro,
Jedno umarło,zostało czworo.
Choć miała ciężko,radę dawała,
Tak z wielkim trudem Ich wychowała.
Dzieci dorosły,świata poznały,
Zawsze na święta Ją odwiedzały.
Wnuki do babci chętnie jeździły,
Babcię kochały z Nią się bawiły.
Ale po latach przyszła choroba,
Babcia nie stanie na swoich nogach.
Choć dom ma duży lecz jest w potrzebie,
Któryś z mych dzieci,weźmie do siebie.
Pierwsze najstarsze mówi:Nie mogę,
Wiesz robię sławę mam inną drogę.
Czas nie pozwoli byś ze mną była,
Biedna staruszka się zasmuciła.
Mówi Jej drugie:Mamo kochana,
Dla mnie to w życiu byłaby zmiana.
Porzucić pracę,własną karierę,
Bo nie Chcę w świecie być tylko zerem.
Ja bym Cię wzięła lecz dom mam mały,
Dzieci by zawsze się dokuczały.
Różne wyjazdy,wycieczki w lecie,
Tak powiedziało Jej dziecko trzecie.
Biedna staruszka patrzy na czwarte,
Może ma dla niej serce otwarte.
Być może w Nim jest godność człowieka,
Gdzie na spokojnie śmierci doczeka.
Mam rozwiązanie dla Ciebie Mamo,
Żebyś na starość nie była samą.
Jest Dom Opieki a w nim lekarze,
Może i w nogach przywrócą władze.
Twój dom się sprzeda,grosz podzielimy,
Na pewno zawsze Cię odwiedzimy.
Na każde święta Cię zabierzemy,
Jak źle Ci będzie to Cię weźmiemy.
Biedna staruszka za wychowanie,
Teraz ma piękne podziękowanie.
By Ich nie zranić Tak przytakuje,
Z wszystkim się zgadza co los szykuje.
Przy małym oknie,siedzi staruszka,
Od lat przykuta do swego łóżka.
Ciągle wspomina choć jest dziś samą,
Że zawsze była wspaniałą Mamą....
Przy małym oknie,siedzi staruszka,
Od lat przykuta do swego łóżka.
Patrząc się w okno,łzy Jej spływają,
Czemu Jej dzieci nie odwiedzają.
Mąż Ją zostawił,miała pięcioro,
Jedno umarło,zostało czworo.
Choć miała ciężko,radę dawała,
Tak z wielkim trudem Ich wychowała.
Dzieci dorosły,świata poznały,
Zawsze na święta Ją odwiedzały.
Wnuki do babci chętnie jeździły,
Babcię kochały z Nią się bawiły.
Ale po latach przyszła choroba,
Babcia nie stanie na swoich nogach.
Choć dom ma duży lecz jest w potrzebie,
Któryś z mych dzieci,weźmie do siebie.
Pierwsze najstarsze mówi:Nie mogę,
Wiesz robię sławę mam inną drogę.
Czas nie pozwoli byś ze mną była,
Biedna staruszka się zasmuciła.
Mówi Jej drugie:Mamo kochana,
Dla mnie to w życiu byłaby zmiana.
Porzucić pracę,własną karierę,
Bo nie Chcę w świecie być tylko zerem.
Ja bym Cię wzięła lecz dom mam mały,
Dzieci by zawsze się dokuczały.
Różne wyjazdy,wycieczki w lecie,
Tak powiedziało Jej dziecko trzecie.
Biedna staruszka patrzy na czwarte,
Może ma dla niej serce otwarte.
Być może w Nim jest godność człowieka,
Gdzie na spokojnie śmierci doczeka.
Mam rozwiązanie dla Ciebie Mamo,
Żebyś na starość nie była samą.
Jest Dom Opieki a w nim lekarze,
Może i w nogach przywrócą władze.
Twój dom się sprzeda,grosz podzielimy,
Na pewno zawsze Cię odwiedzimy.
Na każde święta Cię zabierzemy,
Jak źle Ci będzie to Cię weźmiemy.
Biedna staruszka za wychowanie,
Teraz ma piękne podziękowanie.
By Ich nie zranić Tak przytakuje,
Z wszystkim się zgadza co los szykuje.
Przy małym oknie,siedzi staruszka,
Od lat przykuta do swego łóżka.
Ciągle wspomina choć jest dziś samą,
Że zawsze była wspaniałą Mamą....
0 x
- azo
- Posty: 1484
- Rejestracja: niedziela 09 wrz 2018, 11:31
- x 256
- x 153
- Podziękował: 4441 razy
- Otrzymał podziękowanie: 2805 razy
Re: Wiersze zapamietane...
Kto mówi: piękne, tworzy jednocześnie: niepiękne,
kto mówi: dobre, tworzy jednocześnie: niedobre.
Istnienie warunkowe: nieistnienie,
zagmatwane warunkowo: proste,
wielce warunkowe: małe,
głośno warunkowe: ciche,
warunkowo warunkowe: bezwarunkowe,
teraz warunkowe: niegdyś.
Zatem przebudzony:
działa, bez pracowania,
mówi, bez gadania,
nosi w sobie wszystkie rzeczy, zamknięte w jedności.
Tworzy, przecież nie posiada,
doskonali życie, nie zgłaszając pretensji do sukcesu.
Ponieważ ich nie zgłasza, nigdy nie doznaje strat.
Lao-Tsy
kto mówi: dobre, tworzy jednocześnie: niedobre.
Istnienie warunkowe: nieistnienie,
zagmatwane warunkowo: proste,
wielce warunkowe: małe,
głośno warunkowe: ciche,
warunkowo warunkowe: bezwarunkowe,
teraz warunkowe: niegdyś.
Zatem przebudzony:
działa, bez pracowania,
mówi, bez gadania,
nosi w sobie wszystkie rzeczy, zamknięte w jedności.
Tworzy, przecież nie posiada,
doskonali życie, nie zgłaszając pretensji do sukcesu.
Ponieważ ich nie zgłasza, nigdy nie doznaje strat.
Lao-Tsy
0 x
Ascezo minD
- belfanior
- Posty: 392
- Rejestracja: niedziela 28 wrz 2014, 19:58
- x 11
- x 24
- Podziękował: 1359 razy
- Otrzymał podziękowanie: 886 razy
Re: Wiersze zapamietane...
Moja dusza się śpieszy.
Policzyłem lata i odkryłem, że mam mniej czasu do życia, niż do tej pory.
Czuję się jak to dziecko, które wygrało pudełko cukierków: pierwsze je z przyjemnością, ale kiedy zdaje sobie sprawę, że zostało ich tylko kilka, naprawdę zaczęło się nimi cieszyć.
Nie mam czasu na niekończące się konferencje na temat statutów, zasad, procedur i wewnętrznych zasad, wiedząc, że nic nie zostanie osiągnięte.
Nie mam czasu, aby znosić absurdalnych ludzi, którzy nie pasują do swojego wieku. Nie mam czasu, aby zmagać się z miernotami. Nie chcę być na zebraniach, gdzie masz napompowane ego. Nie mogę tolerować manipulatorów i oportunistów. Niepokoją mnie zazdrosni ludzie, którzy starają się zdyskredytować tych, którzy są bardziej zdolni do zajęcia swoich pozycji, talentów i osiągnięć.
Mój czas jest zbyt krótki, aby omówić nagłówki. Chcę tego niezbędnego, ponieważ moja dusza się spieszy. Bez wielu słodyczy w paczce.
Chcę żyć z ludźmi, którzy są bardzo ludzcy. Ludzie, którzy potrafią śmiać się z popełnionych błędów, którzy nie lubią swoich sukcesów. Nie czuje się przedwcześnie nazywane i nie ucieka od swoich obowiązków. Ci, którzy bronią ludzkiej godności i którzy chcą tylko być po stronie prawdy i prawości. To sprawia, że życie warto żyć.
Chcę otaczać się ludźmi, którzy wiedzą, jak dotykać serca innych. Ludzie, którzy przez ciężkie ciosy nauczyli się wzrastać poprzez delikatne dotknięcia duszy.
Tak, spieszę się, spieszę się do życia z intensywnością, którą może dać tylko dojrzałość.
Staram się nie marnować żadnych słodyczy, które mi pozostały. Jestem pewien, że będą bardziej pyszne niż te, które już jadłem.
Moim celem jest dojść do końca, w pokoju ze mną, z moimi bliskimi i sumieniem.
Mamy dwa życia, a drugie zaczyna się, gdy zdajesz sobie sprawę, że masz tylko jedno.
__________________________
Wiersz Mario de Andrade (San Paolo 1893-1945) Poeta, pisarz, eseista i muzykolog.
Jeden z założycieli brazylijskiego modernizmu.
Policzyłem lata i odkryłem, że mam mniej czasu do życia, niż do tej pory.
Czuję się jak to dziecko, które wygrało pudełko cukierków: pierwsze je z przyjemnością, ale kiedy zdaje sobie sprawę, że zostało ich tylko kilka, naprawdę zaczęło się nimi cieszyć.
Nie mam czasu na niekończące się konferencje na temat statutów, zasad, procedur i wewnętrznych zasad, wiedząc, że nic nie zostanie osiągnięte.
Nie mam czasu, aby znosić absurdalnych ludzi, którzy nie pasują do swojego wieku. Nie mam czasu, aby zmagać się z miernotami. Nie chcę być na zebraniach, gdzie masz napompowane ego. Nie mogę tolerować manipulatorów i oportunistów. Niepokoją mnie zazdrosni ludzie, którzy starają się zdyskredytować tych, którzy są bardziej zdolni do zajęcia swoich pozycji, talentów i osiągnięć.
Mój czas jest zbyt krótki, aby omówić nagłówki. Chcę tego niezbędnego, ponieważ moja dusza się spieszy. Bez wielu słodyczy w paczce.
Chcę żyć z ludźmi, którzy są bardzo ludzcy. Ludzie, którzy potrafią śmiać się z popełnionych błędów, którzy nie lubią swoich sukcesów. Nie czuje się przedwcześnie nazywane i nie ucieka od swoich obowiązków. Ci, którzy bronią ludzkiej godności i którzy chcą tylko być po stronie prawdy i prawości. To sprawia, że życie warto żyć.
Chcę otaczać się ludźmi, którzy wiedzą, jak dotykać serca innych. Ludzie, którzy przez ciężkie ciosy nauczyli się wzrastać poprzez delikatne dotknięcia duszy.
Tak, spieszę się, spieszę się do życia z intensywnością, którą może dać tylko dojrzałość.
Staram się nie marnować żadnych słodyczy, które mi pozostały. Jestem pewien, że będą bardziej pyszne niż te, które już jadłem.
Moim celem jest dojść do końca, w pokoju ze mną, z moimi bliskimi i sumieniem.
Mamy dwa życia, a drugie zaczyna się, gdy zdajesz sobie sprawę, że masz tylko jedno.
__________________________
Wiersz Mario de Andrade (San Paolo 1893-1945) Poeta, pisarz, eseista i muzykolog.
Jeden z założycieli brazylijskiego modernizmu.
0 x
- songo70
- Administrator
- Posty: 16985
- Rejestracja: czwartek 15 lis 2012, 11:11
- Lokalizacja: Carlton
- x 1088
- x 545
- Podziękował: 17188 razy
- Otrzymał podziękowanie: 24272 razy
Re: Wiersze zapamietane...
Piosenka o końcu świata
W dzień końca świata
Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji,
Rybak naprawia błyszczącą sieć.
Skaczą w morzu wesołe delfiny,
Młode wróble czepiają się rynny
I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć.
W dzień końca świata
Kobiety idą polem pod parasolkami,
Pijak zasypia na brzegu trawnika,
Nawołują na ulicy sprzedawcy warzywa
I łódka z żółtym żaglem do wyspy podpływa,
Dźwięk skrzypiec w powietrzu trwa
I noc gwiaździstą odmyka.
A którzy czekali błyskawic i gromów,
Są zawiedzeni.
A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,
Nie wierzą, że staje się już.
Dopóki słońce i księżyc są w górze,
Dopóki trzmiel nawiedza różę,
Dopóki dzieci różowe się rodzą,
Nikt nie wierzy, że staje się już.
Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem,
Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie,
Powiada przewiązując pomidory:
Innego końca świata nie będzie,
Innego końca świata nie będzie.
autor: Czesław Miłosz
0 x
"„Wolność to prawo do mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć”. George Orwell. "
Prawdy nie da się wykasować
Prawdy nie da się wykasować
- janusz
- Posty: 19105
- Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
- x 28
- x 901
- Podziękował: 33080 razy
- Otrzymał podziękowanie: 24134 razy
- janusz
- Posty: 19105
- Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
- x 28
- x 901
- Podziękował: 33080 razy
- Otrzymał podziękowanie: 24134 razy
-
- Posty: 7
- Rejestracja: środa 08 kwie 2020, 08:21
- x 1
- x 4
- Podziękował: 4 razy
- Otrzymał podziękowanie: 19 razy
Re: Wiersze zapamietane...
Wyścig szczurów, za pieniądzem gonitwa,
Naszej postępowej cywilizacji modlitwa,
To syzyfowa praca, a wysiłek szczery,
Zapędził do grobu pokolenia cztery!
Monarchia światowa to nie surrealizm,
Globalnie rządzi Król kapitalizm,
A obok niego zjawiskowa piękność,
Władczyni emocji królowa namiętność!
Z ich związku rodzą się liczne pokolenia,
Spływają na ludzi pod postacią pragnienia,
A nam poddanym pozostaje wyczekiwanie,
Elity finansjery decydują co się stanie!
Do długu zachęcą,
Pożyczki proponują,
Bo z każdej kwoty,
Odsetki kasują.
Powiększanie długu,
kosztuje obywateli,
Inflacja ich kapitał,
Na drobne mieli,
Płacimy w podatku,
Bankierom myto,
Oni karmią rząd,
Fundują koryto,
Rządowy dług państwo co roku mnoży,
By go spłacić sejm podatki nałoży,
To nasza praca tą gonitwę sponsoruje,
Tryb kija I marchewki ład pielęgnuje!
Dodruk pieniędzy rządowi pasuje,
Bo on dla siebie kapitał potrzebuje,
Banki zgarniają z odsetek swoje,
Poprzez inflacje sprawują kontrole!
Do długu zachęcą,
Pożyczki proponują,
Bo z każdej kwoty,
Odsetki kasują.
Powiększanie długu,
kosztuje obywateli,
Inflacja ich kapitał,
Na drobne mieli,
Płacimy w podatku,
Bankierom myto,
Oni karmią rząd,
Fundują koryto,
Praktyki bankowe społeczeństwo akceptuje,
Bo w naszych czasach kapitalizm króluje,
A naród przyzwala, na grabież się godzi,
Głowa boli od myślenia, o co w tym chodzi?
Szkoły o tym nauczyć zapomniały,
Popularne media celowo przemilczały,
Konsumpcja od lat ludzi absorbuje,
Tak wiele pragnień wszystkim oferuje!
Do długu zachęcą,
Pożyczki proponują,
Bo z każdej kwoty,
Odsetki kasują.
Powiększanie długu,
kosztuje obywateli,
Inflacja ich kapitał,
Na drobne mieli,
Płacimy w podatku,
Bankierom myto,
Oni karmią rząd,
Fundują koryto,
Ekonomia to jest gra sumy zerowej,
Każdy zysk wymaga straty nowej,
To obywatele tracą na tym biznesie,
Płacąc podatki w elit interesie!
Jednak doją oni społeczeństwo powoli,
By nacieszyć się swą władzą do woli,
Drukowane pieniądze na rynek trafiają,
Majątek Polaków co roku zmniejszają.
Może by warto odciąć bankierów dole,
I nad pieniądzem odzyskać kontrole?
Naszej postępowej cywilizacji modlitwa,
To syzyfowa praca, a wysiłek szczery,
Zapędził do grobu pokolenia cztery!
Monarchia światowa to nie surrealizm,
Globalnie rządzi Król kapitalizm,
A obok niego zjawiskowa piękność,
Władczyni emocji królowa namiętność!
Z ich związku rodzą się liczne pokolenia,
Spływają na ludzi pod postacią pragnienia,
A nam poddanym pozostaje wyczekiwanie,
Elity finansjery decydują co się stanie!
Do długu zachęcą,
Pożyczki proponują,
Bo z każdej kwoty,
Odsetki kasują.
Powiększanie długu,
kosztuje obywateli,
Inflacja ich kapitał,
Na drobne mieli,
Płacimy w podatku,
Bankierom myto,
Oni karmią rząd,
Fundują koryto,
Rządowy dług państwo co roku mnoży,
By go spłacić sejm podatki nałoży,
To nasza praca tą gonitwę sponsoruje,
Tryb kija I marchewki ład pielęgnuje!
Dodruk pieniędzy rządowi pasuje,
Bo on dla siebie kapitał potrzebuje,
Banki zgarniają z odsetek swoje,
Poprzez inflacje sprawują kontrole!
Do długu zachęcą,
Pożyczki proponują,
Bo z każdej kwoty,
Odsetki kasują.
Powiększanie długu,
kosztuje obywateli,
Inflacja ich kapitał,
Na drobne mieli,
Płacimy w podatku,
Bankierom myto,
Oni karmią rząd,
Fundują koryto,
Praktyki bankowe społeczeństwo akceptuje,
Bo w naszych czasach kapitalizm króluje,
A naród przyzwala, na grabież się godzi,
Głowa boli od myślenia, o co w tym chodzi?
Szkoły o tym nauczyć zapomniały,
Popularne media celowo przemilczały,
Konsumpcja od lat ludzi absorbuje,
Tak wiele pragnień wszystkim oferuje!
Do długu zachęcą,
Pożyczki proponują,
Bo z każdej kwoty,
Odsetki kasują.
Powiększanie długu,
kosztuje obywateli,
Inflacja ich kapitał,
Na drobne mieli,
Płacimy w podatku,
Bankierom myto,
Oni karmią rząd,
Fundują koryto,
Ekonomia to jest gra sumy zerowej,
Każdy zysk wymaga straty nowej,
To obywatele tracą na tym biznesie,
Płacąc podatki w elit interesie!
Jednak doją oni społeczeństwo powoli,
By nacieszyć się swą władzą do woli,
Drukowane pieniądze na rynek trafiają,
Majątek Polaków co roku zmniejszają.
Może by warto odciąć bankierów dole,
I nad pieniądzem odzyskać kontrole?
1 x
- songo70
- Administrator
- Posty: 16985
- Rejestracja: czwartek 15 lis 2012, 11:11
- Lokalizacja: Carlton
- x 1088
- x 545
- Podziękował: 17188 razy
- Otrzymał podziękowanie: 24272 razy
Re: Wiersze zapamietane...
„Polały się łzy me czyste, rzęsiste…”.
TAW
*
Polały się łzy me czyste, rzęsiste
Na me dzieciństwo sielskie, anielskie,
Na moją młodość górną i durną,
Na mój wiek męski, wiek klęski:
Polały się łzy me czyste, rzęsiste…
autor: Adam Mickiewicz, „Polały się łzy…” („Liryki lozańskie”).
0 x
"„Wolność to prawo do mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć”. George Orwell. "
Prawdy nie da się wykasować
Prawdy nie da się wykasować
- songo70
- Administrator
- Posty: 16985
- Rejestracja: czwartek 15 lis 2012, 11:11
- Lokalizacja: Carlton
- x 1088
- x 545
- Podziękował: 17188 razy
- Otrzymał podziękowanie: 24272 razy
Re: Wiersze zapamietane...
nomen omen..
Juliusz Słowacki
OJCIEC ZADŻUMIONYCH
W El-Arish
Trzy razy księżyc odmienił się złoty,
Jak na tym piasku rozbiłem namioty.
Maleńkie dziecko karmiła mi żona,
Prócz tego dziecka, trzech synów, trzy córki,
Cała rodzina, dzisiaj pogrzebiona,
Przybyła ze mną. Dziewięć dromaderów
Chodziło co dnia na piasku pagórki
Karmić się chwastem nadmorskich ajerów;
A wieczór - wszystkie tu się kładły wiankiem,
Tu, gdzie się ogień już dawno nie pali.
Córki po wodę chodziły ze dzbankiem,
Synowie moi ogień rozkładali,
Żona, z synaczkiem przy piersiach, warzyła.
Wszystko to dzisiaj tam - gdzie ta mogiła
Promienistemu słońcu się odśmiecha,
Wszystko tam leży pod kopułką Szecha.
A ja samotny wracam - o boleści!
Trzy razy wieków przeżywszy czterdzieści,
Odkąd do mego płóciennego dworu
W téj kwarantannie wszedł anioł pomoru.
O! niewiadoma ta boleść nikomu,
Jaka się w moim sercu dziś zamyka!
Wracam na Liban, do mojego domu -
W dziedzińcu moim pomarańcza dzika
Zapyta: "Starcze! gdzie są twoje dziatki?" -
W dziedzińcu moim córek moich kwiatki
Spytają: "Starcze! gdzie są twoje córki?"
Naprzód błękitne na Libanie chmurki
Pytać mię będą o synów, o żonę,
O dzieci moje, wszystkie pogrzebione
Tam, pod grobowcem tym okropnym Szecha -
I wszystkie będą mię pytały echa,
I wszyscy ludzie, czy wracam ze zdrowiem,
Pytać się będą. - Cóż ja im odpowiem?!
Przybyłem. Namiot rozbiłem na piasku.
Wielbłądy moje cicho się pokładły;
Dziecko, jak mały aniołek w obrazku,
Karmiło wróble, a ptaszęta jadły,
Aż do rąk prawie przychodząc dziecinie. -
Widzisz tę małą rzeczułkę w dolinie?
Od niéj wracała najmłodsza dziewczyna,
Z dzbankiem na głowie, prościutka jak trzcina.
Przyszła do ognia i wodą z potoku,
Śmiejąc się, lekko trysnęła na braci. -
Najstarszy - z ogniem zapalonym w oku
Wstał, dzbanek wody chwycił w drżące dłonie
I rzekł: "Sam Bóg ci za wodę zapłaci,
Bo chcę pić jak pies, bo ogień mam w łonie".
To mówiąc, wodę wypiwszy ze dzbana,
Powalił się tu jak palma złamana.
Przybiegłem - nie czas już było ratować. -
Siostry go chciały martwego całować;
Krzyknąłem wściekły: "Niech się nikt nie waży!"
Porwałem trupa i rzuciłem straży,
Aby go wzięła na żelazne zgrzebła
I tam, gdzie grzebią zarażonych, grzebła.
A od téj nocy tak pełnéj boleści
Naznaczono mi nowych dni czterdzieści.
Téj saméj nocy Hafne i Amina
Umarły leżąc na łożu przy sobie.
A patrz! - tak cicho umierały obie!
Że choć po śmierci najstarszego syna
Oczy się moje do snu nie zawarły,
A nie słyszałem, jak obie umarły.
I nawet matka własna nie słyszała,
Choć wiem, że także téj nocy nie spała.
Rankiem obiedwie sine jak żelazo,
Dwie moje córki zabite zarazą,
Wywlec kazałem strażnikom z namiotu;
I porzuciły nas! - i bez powrotu!...
A jak dorosłym przystoi dziewicom,
Włosami ziemię zamiotły rodzicom.
Widzisz te słońce w niebie lazurowém?
Zawsze tam wschodzi za lasem palmowym,
Zawsze zachodzi za tą piasku górą;
Zawsze te niebo nie splamione chmurą:
A mnie się zdało wtenczas, nie wiém czemu,
Że słońce słońcu nie równe złotemu;
I już nie takie, jakie było wczora,
Ale podobne do słońca upiora.
A niebo, które patrzało na zgubę
Mego rodzeństwa, moich trojga dzieci:
Tak mi się mgliste zdawało i grube
Ziemi wyziewem i słońca purpurą,
Że nie wiedziałem, czy pacierz doleci
Do Pana Boga, co się zakrył chmurą.
I tak dni dziegieć przeszło, choć nieskoro.
Reszta mych dzieci żyła - wszystko czworo,
Małżonka moja serce miała lżéjsze,
I nawet moje dzieciątko najmniéjsze
Żyło i kwiatkiem nic chciało usychać -
Ja sam nareszcie zacząłem oddychać;
Bo nie wierzyłem, żeby wziąwszy troje
Bóg mi chciał zabrać wszystkie dzieci moje.
O! była to więc piekielna godzina!
Gdy patrząc na twarz najmłodszego syna
Śmierć zobaczyłem! - Ach, ja go tak strzegłem! -
Pierwszy na twarzy znak wystąpił drobny;
Nikt by nie dostrzegł - ja, ojciec, spostrzegłem.
On do tamtego stawał się podobny;
Stawał się jak mój trup pierworodzony
Z jasnego blady, z bladego czerwony.
Patrzę! - Na twarzy plam żelaznych krocie -
Więc zawołałem głośno: "Śmierć w namiocie!"
I pochwyciwszy go z takiémi trądy
Wyniosłem na step, pomiędzy wielbłądy,
Aby go tam śmierć zgryzła do ostatka;
I żeby na to nie patrzała - matka.
Przy konającym czuwaliśmy bliscy
Ja z wielbłądami - na kolanach wszyscy.
Łamałem ręce i wołałem głośno:
"Oby nie umarł! lub się był nie rodził!" -
A tam nad palmy, z twarzą nielitośną,
Gdy konał mój syn, blady miesiąc wschodził
I patrzał: - tego z pamięci nie zatrzéć!
I nie wiem, jak ten sam miesiąc mógł patrzéć?
Gdy skonał w moim ojcowskim uścisku,
Chciałem go spalić na popiół w ognisku;
Lecz ledwie ogień zaczął biec po szacie,
Wyrwałem trupa i rzuciłem straży -
Poniosło mi go czarnych dwóch grabarzy,
I lepiéj mu tam przy siostrach i bracie.
Od tego zgonu i od téj boleści
Naznaczono mi nowych dni czterdzieści.
Pod kręgiem słońca jako krew czerwonym
I pod namiotem tym zapowietrzonym
Żyliśmy, słowa nie mówiąc do siebie,
I śmierć przed samą śmiercią udawali
Myśląc, że Boga oszukamy w niebie,
Że się ten bałwan zarazy przewali. -
Powrócił! - Anioł powrócił morderca!
Ale mnie znalazł bez łez i bez serca,
Już omdlałego na boleści świeże,
Już mówiącego: "Niech Bóg wszystko bierze!"
Miałem na syna trzeciego cierpienia
Powieki bez łez i serce z kamienia.
Boleść już była jako chleb powszedni.
I pod oczyma mi konał mój średni,
Najmniéj kochany w mém rodzinném gronie
I najmniéj z dzieci płakany po zgonie.
Toteż Bóg jemu wynagrodził za to,
Bo mu dał cichą śmierć i lodowatą,
Bez żadnych bolów, bez żadnych omamień.
Skonał i skościał, i stał się jak kamień.
A tak okropnie po śmierci wyglądał,
Jakby już próżnych naszych łez nie żądał,
Ale chciał tylko lice swoje wrazić
W serca nieczułe, oczy nam przerazić
I wiecznie zostać w rodziców pamięci
Z twarzą, co woła: "Jesteście przeklęci!" -
Skonał. Myślałem wtenczas - o rozpaczy! -
Że jeśli reszcie Pan Bóg nie przebaczy,
Jeśli anioła śmierci przyszle po nie:
Dziecko mi weźmie - żonę - a po żonie
Mnie nieszczęsnego zawoła przed Stwórcę...
Córka! - Ja myśleć nie śmiałem o córce!
I trwoga o nią nie gryzła mię żadna.
Ach, ona była młoda! taka ładna!
Taka wesoła, kiedy moją głowę
Do lilijowych brała chłodzić rączek,
Kiedy zrobiwszy z jedwabiu osnowę,
Około cedru biegała po trawie,
Jak pracowity snując się pajączek.
Patrz! i ten pas mój błyszczący jaskrawie
Ona robiła - i te smutne oczy
Ona rąbkami złocistych warkoczy
Tak przesłaniała, że patrzałem na nią
Jako na róże przeze łzy i słońce.
Ach, ona była domu mego panią!
Ona jak jaśni anieli obrońcę
Najmniéjsze dziecko w kołyseczce strzegła.
I gdzie płacz jaki słyszała, tam biegła;
I wszystkie nasze opłakała ciosy,
I wszystkie nasze łzy - wzięła na włosy.
Dziesięć dni przeszło i nocy tak długich,
Że śmierć już mogła na gwiazdy odlecić.
Dziesięć dni przeszło, dziesięć nocy drugich
Przeszło - nadzieja zaczynała świecić...
Po dzieciach ustał wielki płacz niewieści
I naliczyliśmy ranków trzydzieści.
Nareszcie zbywszy pamięci i mocy,
Położyłem się i zasnąłem w nocy.
I we śnie, w lekkie owinięte chmury,
Ujrzałem moje dwie umarłe córy.
Przyszły za ręce trzymając się obie;
I pozdrowiwszy mię pokojem w grobie,
Poszły, oczyma cichymi błyszczące,
Nawiedzać inne, po namiocie śpiące.
Szły cicho, z wolna, schylały się nisko
Nad matki łożem, nad dziecka kołyską;
Potém na moją najmłódszą dziewczynę
Obiedwie - ręce położyły sine!
Budzę się z krzykiem i umarłą dziatwę
Klnąc wołam dziko: "Hatfe! moja Hatfe!"
Przyszła jak ptaszek cicho po kobiercu,
Rzuciła mi się rączkami na szyję;
I przekonałem się, że Hatfe żyje,
Słysząc jéj serce bijące na sercu,
Ale nazajutrz grom przyszedł uderzyć -
Córka!!! - Lecz na co z boleścią się szerzyć?
I te mi dziecko sroga śmierć wydarła!
I ta mi córka na rękach umarła!
A była jedna najstraszniejsza chwila -
Kiedy ją bole targały zabójcze,
Wołała: "Ratuj mię! ratuj, mój ojcze!"
I miała wtenczas czerwone usteczka
Jak młoda róża, kiedy się rozchyla. -
I tak umarła ta moja dzieweczka,
Że mi się serce rozdarło na ćwierci -
A piękna była jak anioł - po śmierci!
Przyszli nade mną płakać nieborakiem
Strażnicy; przyszli mi wydrzeć to ciało.
I nieostrożni zaczepili hakiem -
Hak padł na pierś jéj twardą, krągłą, białą...
I tu - bogdajby jak ja nie umarli! -
Tu ją pod mymi oczyma rozdarli. -
Ty im to, Boże niebieski, spamiętasz!
Wziąłem ją - i sam zaniosłem na cmentarz.
Z założonymi na piersiach rękoma
Siedziała trzy dni matka nieruchoma
W kącie namiotu, żółta, jakby z drewna.
Dziecina stała się blada i rzewna;
Bo mleko matki zaczęło wysychać,
I co dnia było płacz w kołysce słychać.
A ta pustynia - nie masz dzieci w grobie! -
Ona inaczéj wydaje się tobie,
Może złocista, jasna i weselna?
Lecz dla mnie jest to równina piekielna!
Przez tę równinę, przez te piasku kupy
Ciągnięto śniade moich dzieci trupy.
A tam na wzgórzu, kędy morze bije,
Dla ciebie szumi morze - dla mnie wyje;
A kiedy z wichrem na brzegi nie skacze,
Dla ciebie szemrze tylko - dla mnie płacze,
Co dnia, gdy przyszła wieczorna godzina,
Śpiewającegom słyszał muezina:
Jakby się nad mym ulitował losem,
Zaczął smutniejszym obwoływać głosem,
Krzycząc ze swego piaskowego stoga
Nieszczęśliwemu ojcu - wielkość Boga.
O! bądźże mi Ty pochwalony, Alla!
Szumem pożaru, co miasta zapala,
Trzęsieniem ziemi, co grody wywraca,
Zarazą, która dzieci mi wytraca
I bierze syny z łona rodzicielki.
O Allach! Akbar Allach! jesteś wielki!
Wszystko, co miało tylko twarz człowieka,
Zaczęło stronić ode mnie z daleka.
Namiotu mego - córki go uprzędły -
Płótna na rosie poczerniały, zwiędły
I podarły się, i lekko napięte,
Były jak próchna z ludzkich trumien zdjęte.
Zarazę było znać na tym namiocie -
I wiesz, że nawet tych wróbelków krocie,
Co zlatywały się tutaj o brzasku
Jeść okruszyny i kąpać się w piasku;
Odkąd mi dzieci zaczęło ubywać,
Po żer przestały się wszystkie zlatywać.
Czy odstraszyło je podarte płótno
Namiotu mego? czy twarz moja biedna? -
Nie przyleciała z ptaszyn ani jedna
I spostrzegłem to - i było mi smutno.
Po córce w pięć dni - o Boże mój! Boże!
Z wieczora huczeć już zaczęło morze
I słońca się krąg pochował ponury,
I niebo czarne zaciągnęły chmury.
Noc przyszła, dotąd w pamięci ohydna,
Ciemna, od gromów czerwoności widna.
Jeszcze dziś czuję i widzę, i słyszę,
Słyszę, jak namiot gęste sieką deszcze,
Jak się rozciąga, jak głucho szeleszcze,
Jak się nade mną w ciemności kołysze
I od piorunów się cały czerwieni,
Podobny grobom szatańskim z płomieni.
Zdawało mi się za burzy łoskotem,
Żem słyszał martwe dzieci, za namiotem,
Wszystkie jęczące przeraźliwie, głucho.
Więc natężałem wzrok, serce i ucho;
I z przerażeniem rozmyślałem w sobie,
Jak moim dzieciom takiéj nocy w grobie?
I nagle! - Czemuż ta Śmierć tak zdradziecko!
Tak cicho weszła pod namiotu żagle?! -
Grom spadał hucząc po gromie i nagle
W kołysce z cicha zapłakało dziecko -
A płacz ten musiał być strasznym wyrazem...
Bo zaraz - matka - ja - oboje razem -
Rzuciliśmy się, gdzie robaczek lichy...
A choć dziecięcia jęk był bardzo cichy,
To tak wydawał się obojgu głośny
I tak rozdarty, i taki żałosny,
I tak z głębokich wnętrzności wyjęty!
I tak rozumny! i taki przeklęty!!!
Żeśmy oboje biegli gromem tknięci,
I bez nadziei już! i bez pamięci!
I nie zawiodło przeczucie żałoby!
Umarło - z takiéj jak tamte choroby.
I poszło leżeć między trupy bratnie,
Moje najmilsze!... i moje ostatnie!!!
Śmierć mi go czarna wzięła nielitośnie.
I już nie wróci! ani mi urośnie!
Ani go kiedy mój dom już zobaczy! -
I już nie wróci nigdy!- o rozpaczy!!!
Noc przyszła druga, błyszcząca gwiazdami.
Byliśmy z matką w namiocie - przed nami
Leżało dziecko na stole, nieżywe,
Nieruchomością śmierci przeraźliwe.
Uczułem wtenczas, patrząc na tę postać,
Że gdyby mogło choć tak z nami zostać
Przez wszystkie lata - choć tak, nie inaczéj -
Ubyłoby mi z serca pół rozpaczy.
A te już - ani zarazy strażnicy,
Ani ja niosłem do Szecha kaplicy,
Gdzie się nam trupia otwierała brama,
Ale je matka tam zaniosła sama.
W namiocie pustym ja zostałem z żoną.
Ale czy pojmiesz? - zamiast nas połączyć,
Boleść, obojgu nam rozdarłszy łono,
Zaczęła jakieś jady w serca sączyć,
I teraz chyba je sam Bóg oczyści.
Smutek podobny był do nienawiści
I stanął czarny, wielki, między nami.
Więc rozłączeni byliśmy i sami.
I nie mówiliśmy do siebie słowa -
Bo powiedz, jakaż być mogła rozmowa
W pustym namiocie między mną i żoną?
Pomiędzy ojcem i matką tych dzieci?...
Słońce wschodziło w upały czerwono,
Co dnia tonęło tam, gdzie teraz świeci
Jak jaka skrawa pożaru pochodnia. -
Więc tak bezdzietnym było - i tak co dnia -
Cisza ogromna namiot nasz zaległa.
Chyba mysz jaka w księżycu przebiegła;
Zgoła innego jęku ni szelestu...
Doczekaliśmy więc tak dni czterdziestu.
I kwarantanny przybyli lekarze,
Głęboko patrząc w nasze smutne twarze.
Widziałem, jak się każdy z nich zadziwiał;
Bo nachyliłem się był i posiwiał.
A żona moja od niespań i troski
Była jak bursztyn albo żółte woski;
Na głowie miała z włosów siwych wieniec,
Jakiś okropny ceglany rumieniec,
A oczy pełne takiéj błyskawicy,
Jak ci, co wyjdą na słońce z ciemnicy.
Lekarz nam kazał w sustawy uderzyć,
Tam gdzie zaraza pierwsze rzuca strupy -
Zdrów byłem. - Ludzie! czy będziecie wierzyć?
Ja, co me wszystkie całowałem trupy,
Z téj kwarantanny wychodziłem zdrowy;
Żona, co nawet nie tknęła połowy,
Nad piersiami się uderzywszy zbladła
I zachwiała się z jękiem - i upadła.
A ja na ręce wziąłem trup niewieści,
Zaniosłem w namiot i rzuciwszy brzemię
Upadłem przy niéj jak martwy na ziemię.
I obudziłem się - na dni czterdzieści...
Przed samą śmiercią wyznała mi matka,
Że chciała z grobu swojego dzieciątka
Jakiéj pamiątki, kamienia lub kwiatka,
Włoska w złocistych na głowie obrączkach;
I ta po dziecku umarłym pamiątka -
Patrzaj! - obrazek ten, co trzymał w rączkach,
Te włoski złote i tak dzisiaj święte,
W mogiłce z główki maleńkiemu zdjęte -
Bo biedna matka miała tyle mocy,
Że odkopała dziecko o północy;
Znalazła jeszcze nie zepsutym wcale,
Pocałowała; w usteczek korale
I znów włożyła do trupich obsłónek -
Te upominki i ten pocałunek,
Zazdrosnéj ziemi Szecha ukradzione,
Zabiły matkę i wzięły mi żonę.
I znów się łono piaskowe otwarło,
Gdzie pochowałem matkę martwych zmarłą.
Potem wróciłem do płóciennéj nory
Schować się w cieniu jak nocne potwory.
Ani ja słońca na niebieskim sklepie,
Ani mnie ludzie widzieli na stepie.
Stałem się jako zdziecinniali - starzy -
W pamięci mojéj - żadnéj żywéj twarzy,
Tylko te sine i okropne Iica,
Które mi wzięła zarazy martwica.
I w dzień błękitny, i w noc każdą ciemną
Oni tu byli w tym namiocie ze mną;
Gadałem z nimi, zmyślałem rozmowy,
W których rozmawiał ze mną tłum grobowy;
I często dziwnym natrafiłem losem
Na głos, co moich był dzieciątek głosem.
Z obłąkanego budziły mię śnicia
Po nocy hyjen przeraźliwe wycia
Tam nad trumnami... i słuchałem blady,
Jak nad trupami płacze trupojady.
Stałem się wreszcie jak wąż, gdy ochłodnie.
I przechodziły mi dnie i tygodnie
Bez żadnych bolów, pamiątek, omamień.
Stałem się twardy i zimny jak kamień.
I raz - ach, boska nade mną opieka!
Patrzę, ktoś w namiot mój cicho zagląda -
I ach! - Nie była to już twarz człowieka,
Lecz głowa mego starego wielbłąda.
Spojrzał - i spojrzał z twarzą tak litośną,
Że rozpłakałem się jak dziecko głośno.
I tak przeżyłem smutnych dni czterdzieście;
Przyszli mię ludzie uwolnić nareszcie.
O gorżka wolność i chwila odlotu!
Jam do ciemnego już przywykł namiotu;
Z uczuciem smutku, boleści i zgrozy
Będę wyrywał koły i powrozy,
Które... (o Boże wiekuisty, świeć mi!...)
Do tego piasku zatykałem z dziećmi.
Ach, pomóż ty mi je zerwać - sam jestem!
A może tobie posępnym szelestem
Te płótna więcéj boleści powiedzą?
One widziały wszystko! wszystko wiedzą!
Czyż nie są teraz jak męki obrazy?
Patrz na nie, dotknij! Nie bój się zarazy,
Nie bój się śmierci, co dotknięciem sinem...
Wszak ty nie jesteś, synu moim synem.
Lecz nie - uciekaj! Ja wiem że te płótna
Straszne się muszą obcym ludziom zdawać.
Śmierć od zarazy? - ach! to śmierć okrutna!
Zaczynasz własnych braci nie poznawać,
Potem cię ogień pali, piersi gorą...
Ach! ja tak moich widziałem ośmioro!
I co dnia patrząc na tak konające,
Wysiedziałem tu całe trzy miesiące.
Dziś - oto dziewięć wielbłądów podróżnych,
A na nich - patrzaj, osiem juków próżnych,
I nie zostało mi nic - oprócz Boga;
I tam mój cmentarz - a tamtędy droga -
0 x
"„Wolność to prawo do mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć”. George Orwell. "
Prawdy nie da się wykasować
Prawdy nie da się wykasować
- Mgławica NGC6960
- Posty: 436
- Rejestracja: niedziela 28 mar 2021, 07:44
- x 6
- x 19
- Podziękował: 134 razy
- Otrzymał podziękowanie: 569 razy
Re: Wiersze zapamietane...
JANUSZ SZUBER.
Coś się zacina, coś pracuje dalej
Przez puszcze śnione do kolan w grząskich rozlewiskach,
po obojczyków okopy strzeleckie,
pod słońcem, które właśnie kiełkuje wśród łodyg.
*
Mówię go sobie – on mnie mówi.
*
Silny południowy wiatr
przynosi aż tu, od pracującego w polu bizona,
pachnące drobiny pszenicznej słomy.
*
Na chwiejnej tratwie materaca pośpiesznie
rozbierani z korony i berła.
*
Ich dłonie piszą we mnie wiersz,
budują dom jak plaster miodu.
*
Rzeka połyka w uniesieniu most.
*
Żarzył się modrzew w mlecznym kloszu mgły.
*
Czteropasmówką z suburbiów do centrum.
Żywica w żyłach zamienia się w bursztyn.
*
Od mazgajstwa lepsza kula pod łopatką.
Coś się zacina, coś pracuje dalej
Przez puszcze śnione do kolan w grząskich rozlewiskach,
po obojczyków okopy strzeleckie,
pod słońcem, które właśnie kiełkuje wśród łodyg.
*
Mówię go sobie – on mnie mówi.
*
Silny południowy wiatr
przynosi aż tu, od pracującego w polu bizona,
pachnące drobiny pszenicznej słomy.
*
Na chwiejnej tratwie materaca pośpiesznie
rozbierani z korony i berła.
*
Ich dłonie piszą we mnie wiersz,
budują dom jak plaster miodu.
*
Rzeka połyka w uniesieniu most.
*
Żarzył się modrzew w mlecznym kloszu mgły.
*
Czteropasmówką z suburbiów do centrum.
Żywica w żyłach zamienia się w bursztyn.
*
Od mazgajstwa lepsza kula pod łopatką.
0 x
Instynkt idzie, refleksja wędruje.
K.P.
K.P.
- songo70
- Administrator
- Posty: 16985
- Rejestracja: czwartek 15 lis 2012, 11:11
- Lokalizacja: Carlton
- x 1088
- x 545
- Podziękował: 17188 razy
- Otrzymał podziękowanie: 24272 razy
Re: Wiersze zapamietane...
biały koń odjechał bez księcia
starannie wyprasowałem niebo
kiedy jesion wiązał krawat
wiatr przymierzył mój kapelusz
wystrojona wierzba przestała tęsknić
za tym by błyszczeć
chce świecić
a światła w niej tyle
co z księżyca
https://www.youtube.com/watch?v=YVpl-RNzdE4
0 x
"„Wolność to prawo do mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć”. George Orwell. "
Prawdy nie da się wykasować
Prawdy nie da się wykasować
- songo70
- Administrator
- Posty: 16985
- Rejestracja: czwartek 15 lis 2012, 11:11
- Lokalizacja: Carlton
- x 1088
- x 545
- Podziękował: 17188 razy
- Otrzymał podziękowanie: 24272 razy
Re: Wiersze zapamietane...
Strój
Miała w sadzie strój bogaty,
Malowany w różne światy,
Że gdy w nim się zapodziała,
Nie wędrując – wędrowała.
Strój koloru murawego,
A odcienia złocistego –
Murawego – dla murawy,
Złocistego – dla zabawy.
Zbiegło się na te dziwy aż stu płanetników,
Otoczyli ją kołem, nie szczędząc okrzyków.
Podawali ją sobie z rąk do rąk, jak czarę:
„Pójmy duszę tym miodem, co ma oczy kare!”
Podawali ją sobie z ust do ust na zmiany:
„Słodko wargą potłoczyć taki krzew różany!”
Porywali ją naraz w stu pieszczot zawieję:
„Dziej się w tobie to samo, co i w nas się dzieje!”
Dwojgiem piersi ust głodnych karmiła secinę:
„Nikt tak słodko nie ginął, jak ja teraz ginę!”
Szła pieszczota koleją, dreszcz z dreszczem się mijał,
Nim jeden wypił do dna – już drugi nadpijał.
Kto oddawał – dech chwytał, a kto brał – dech tracił,
A kto czekał za długo – rozumem przypłacił!
Sad oszalał i stał się nie znany nikomu,
Gdy ona, jeszcze mdlejąc, wróciła do domu.
Miała w oczach ich zamęt, w piersi – ich oddechy,
I płonęła na twarzy od cudzej uciechy!
„Jakiż wicher warkocze w świat ci rozwieruszył?”
„Ach, to strzelec – postrzelec w polu mnie ogłuszył!”
„Co za dreszcz twoim ciałem tak żarliwie miota?”
„Śniła mi się w śródleciu burza i pieszczota!”
Mać ją, płacząc, wyklęła – ojciec precz wyrzucił,
Siostra łokciem skarciła, a brat się odwrócił.
A kochanek za progiem z pierścieni ograbił,
I nie było nikogo, kto by jej nie zabił.
I nie było nikogo, kto by nie był dumny,
Że ją przeżył, gdy poszła wraz z hańbą do trumny.
Tylko Bóg jej nie zdradził i ślepo w nią wierzył
I przez łzy się uśmiechał, że ją w niebie przeżył.
„Ty musisz dla mnie polec na śmierci wezgłowiu,
A ja muszę dla ciebie trwać na pogotowiu!
Ty pójdziesz tą doliną, gdzie ustaje łkanie,
A ja pójdę tą górą na twoje spotkanie.
Ty opatrzysz me rany, ja twych pieszczot ciernie,
I będziem odtąd w siebie wierzyli bezmiernie!”
Miała w trumnie strój bogaty,
Malowany w różne światy,
Że gdy w nim się zapodziała,
Nie wędrując – wędrowała.
Strój koloru murawego,
A odcienia złocistego –
Murawego – dla murawy,
Złocistego – dla zabawy.
0 x
"„Wolność to prawo do mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć”. George Orwell. "
Prawdy nie da się wykasować
Prawdy nie da się wykasować
- Mgławica NGC6960
- Posty: 436
- Rejestracja: niedziela 28 mar 2021, 07:44
- x 6
- x 19
- Podziękował: 134 razy
- Otrzymał podziękowanie: 569 razy
Re: Wiersze zapamietane...
* * * (najszczęśliwsi daltoniści...)
najszczęśliwsi daltoniści
i ci co widzą wszystko
w czerniach albo bieli
adwokat serc
ma wątpliwości
rozczepia czerń na podkolory
i dziewicza biel wydaje mu się skłamana
zanim oddzieli dobro od zła
przemija życie
czuje się powiązany
setką niewidzialnych nitek
ze swymi nieprzyjaciółmi
po nocach rozsupłuje
węzły gordyjskie
które można przeciąć
tasakiem
pcha swój kamień
pod górę serca
i ciągle z nim spada
gdy inni z lekkim sercem
kamienują winnych
a następnie są przez nich
ukamienowani
Józef Baran
najszczęśliwsi daltoniści
i ci co widzą wszystko
w czerniach albo bieli
adwokat serc
ma wątpliwości
rozczepia czerń na podkolory
i dziewicza biel wydaje mu się skłamana
zanim oddzieli dobro od zła
przemija życie
czuje się powiązany
setką niewidzialnych nitek
ze swymi nieprzyjaciółmi
po nocach rozsupłuje
węzły gordyjskie
które można przeciąć
tasakiem
pcha swój kamień
pod górę serca
i ciągle z nim spada
gdy inni z lekkim sercem
kamienują winnych
a następnie są przez nich
ukamienowani
Józef Baran
0 x
Instynkt idzie, refleksja wędruje.
K.P.
K.P.
- songo70
- Administrator
- Posty: 16985
- Rejestracja: czwartek 15 lis 2012, 11:11
- Lokalizacja: Carlton
- x 1088
- x 545
- Podziękował: 17188 razy
- Otrzymał podziękowanie: 24272 razy
Re: Wiersze zapamietane...
O pierdzeniu
[attachment=0]PicsArt_11-29-08.50.49.jpg[/attachment]
Autorem wiersza jest ALEKSANDER FREDRO
Od prawieków w całym świecie,
Kogo kolka w boku gniecie,
Każdy sobie pierdzi chętnie,
Cicho, smutno lub namiętnie.
Stary, młody, mały, duży,
Wszystkim dym się z dupy kurzy,
Każdy chętnie portki pruje,
Bliźnim pod nos popierduje.
Pierdzą panny, dobrodzieje,
Księża, szlachta i złodzieje,
Nawet papież chociaż miernie,
Też kadzidłem sobie pierdnie.
Pierdzą ludzie na siedząco,
Na stojąco i chodząco,
Pierdzą nawet przy kochaniu,
By dać taktu jak przy graniu.
Krasawice w wieku kwiecie,
Pierdzą cicho jak na flecie,
A poważne w wieku damy
Wypierdują całe gamy.
I w teatrze i w kościele,
W dnie powszednie i niedziele,
I filozof i matołek,
Każdy pierdzi ciągle w stołek.
Jeden przebrał w jadle miarkę
I ma w dupie oliwiarkę.
Gdy chciał pierdnąć na odmianę,
Obsrał okna, drzwi i ścianę.
Ten zaś smrodzi jak niecnota,
Jakby zjadł zdechłego kota.
A kiedy się czosnku naje,
To aż wiatrak w oknie staje.
A ten trzeci jest w humorze,
Kiedy pierdnąć sobie może,
Więc natęża siłę całą
By popierdzieć chwilę małą.
Tam jąkała w kącie stoi,
Dupę ściska bo się boi,
Chciałby sobie puścić bąka,
Lecz w pierdzeniu też się jąka.
Jednym słowem w całym świecie,
Kogo bzdzina w dupie gniecie,
Wszyscy niech se pierdzą chętnie,
Cicho, smutno lub namiętnie.
- Załączniki
-
- PicsArt_11-29-08.50.49.jpg (67.51 KiB) Przejrzano 6362 razy
1 x
"„Wolność to prawo do mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć”. George Orwell. "
Prawdy nie da się wykasować
Prawdy nie da się wykasować
- chanell
- Administrator
- Posty: 7779
- Rejestracja: niedziela 18 lis 2012, 10:02
- Lokalizacja: Kraków
- x 1425
- x 407
- Podziękował: 14243 razy
- Otrzymał podziękowanie: 13844 razy
Re: Wiersze zapamietane...
Znam ten zapomniany wiersz .Dzięki za przypomnienie ,poprawiłes mi humor .
0 x
Lubię śpiewać, lubię tańczyć,lubię zapach pomarańczy...........
- songo70
- Administrator
- Posty: 16985
- Rejestracja: czwartek 15 lis 2012, 11:11
- Lokalizacja: Carlton
- x 1088
- x 545
- Podziękował: 17188 razy
- Otrzymał podziękowanie: 24272 razy
Re: Wiersze zapamietane...
CKNFATUM
I
Jak dziki źwierz przyszło Nieszczęście do człowieka
I zatopiło weń fatalne oczy…
– Czeka – –
Czy człowiek zboczy?
II
Lecz on odejrzał mu – jak gdy artysta
Mierzy swojego kształt modelu –
I spostrzegło, że on patrzy – co? skorzysta
Na swym nieprzyjacielu:
I zachwiało się całą postaci wagą
– – I nie ma go!
0 x
"„Wolność to prawo do mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć”. George Orwell. "
Prawdy nie da się wykasować
Prawdy nie da się wykasować
- songo70
- Administrator
- Posty: 16985
- Rejestracja: czwartek 15 lis 2012, 11:11
- Lokalizacja: Carlton
- x 1088
- x 545
- Podziękował: 17188 razy
- Otrzymał podziękowanie: 24272 razy
Re: Wiersze zapamietane...
"Do prostego człowieka". Ten tekst Juliana Tuwima brzmi, jakby powstał dziśPoniżej prezentujemy pełną treść utworu "Do prostego człowieka".
Gdy znów do murów klajstrem świeżym
Przylepiać zaczną obwieszczenia
Gdy "do ludności", "do żołnierzy"
Na alarm czarny druk uderzy
I byle drab, i byle szczeniak
W odwieczne kłamstwo ich uwierzy,
Że trzeba iść i z armat walić
Mordować, grabić, truć i palić;
Gdy zaczną na tysięczną modłę
Ojczyznę szarpać deklinacją
I łudzić kolorowym godłem
I judzić "historyczną racją"
O piędzi, chwale i rubieży,
O ojcach, dziadach i sztandarach,
O bohaterach i ofiarach;
Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin
Pobłogosławić twój karabin,
Bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba
Że za ojczyznę — bić się trzeba;
Kiedy rozścierwi się, rozchami,
Wrzask liter z pierwszych stron dzienników
A stado dzikich bab — kwiatami
Obrzucać zacznie "żołnierzyków" —
— O przyjacielu nieuczony,
Mój bliźni z tej czy innej ziemi!
Wiedz, że na trwogę biją dzwony
Króle z panami brzuchatemi;
Wiedz, że to bujda, granda zwykła
Gdy ci wołają "Broń na ramię!"
Że im gdzieś nafta z ziemi sikła
I obrodziła dolarami;
Że coś im w bankach nie sztymuje
Że gdzieś zwęszyli kasy pełne
Lub upatrzyły tłuste szuje
Cło jakieś grubsze na bawełnę,
Rżnij karabinem w bruk ulicy!
Twoja jest krew a ich jest nafta
I od stolicy do stolicy
Zawołaj, broniąc swej krwawicy:
"Bujać — to my, panowie szlachta!"
https://kultura.onet.pl/ksiazki/do-pros ... or/8rlse8w
1 x
"„Wolność to prawo do mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć”. George Orwell. "
Prawdy nie da się wykasować
Prawdy nie da się wykasować
- forester
- Posty: 1640
- Rejestracja: piątek 12 cze 2015, 16:34
- x 156
- x 106
- Podziękował: 1323 razy
- Otrzymał podziękowanie: 2615 razy
Re: Wiersze zapamietane...
„Widokówka z tego świata” Stanisław Barańczak
Szkoda, że Cię tu nie ma. Zamieszkałem w punkcie,
z którego mam za darmo rozległe widoki:
gdziekolwiek stanąć na wystygłym gruncie
tej przypłaszczonej kropki, zawsze ponad głową
ta sama mroźna próżnia
milczy swą nałogową
odpowiedź. Klimat znośny, chociaż bywa różnie.
Powietrze lepsze pewnie niż gdzie indziej.
Są urozmaicenia: klucz żurawi, cienie
palm i wieżowców, grzmot, bufiasty obłok.
Ale dosyć już o mnie. Powiedz, co u Ciebie
słychać, co można widzieć,
gdy się jest Tobą.
Szkoda, że Cię tu nie ma. Zawarłem się w chwili
dumnej, że się rozrasta w nowotwór epoki;
choć jak ją nazwą, co będą mówili
o niej ci, co przewyższą nas o grubą warstwę
geologiczną, stojąc
na naszym próchnie, łgarstwie,
niezniszczalnym plastiku, doskonaląc swoją
własną mieszankę śmiecia i rozpaczy -
nie wiem. Jak zgniatacz złomu, sekunda ubija
kolejny stopień, rosnący pod stopą.
Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Tobie mija
czas - i czy czas coś znaczy,
gdy się jest Tobą.
Szkoda, że Cię tu nie ma. Zagłębiam się w ciele,
w którym zaszyfrowane są tajne wyroki
śmierci lub dożywocia - co niewiele
różni się jedno z drugim w grząskim gruncie rzeczy,
a jednak ta lektura
wciąga mnie, niedorzeczny
kryminał krwi i grozy, powieść-rzeka, która
swój mętny finał poznać mi pozwoli
dopiero, gdy i tak nie będę w stanie unieść
zamkniętych ciepłą dłonią zimnych powiek.
Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Ty się czujesz
z moim bólem - jak boli
Ciebie Twój człowiek.
Szkoda, że Cię tu nie ma. Zamieszkałem w punkcie,
z którego mam za darmo rozległe widoki:
gdziekolwiek stanąć na wystygłym gruncie
tej przypłaszczonej kropki, zawsze ponad głową
ta sama mroźna próżnia
milczy swą nałogową
odpowiedź. Klimat znośny, chociaż bywa różnie.
Powietrze lepsze pewnie niż gdzie indziej.
Są urozmaicenia: klucz żurawi, cienie
palm i wieżowców, grzmot, bufiasty obłok.
Ale dosyć już o mnie. Powiedz, co u Ciebie
słychać, co można widzieć,
gdy się jest Tobą.
Szkoda, że Cię tu nie ma. Zawarłem się w chwili
dumnej, że się rozrasta w nowotwór epoki;
choć jak ją nazwą, co będą mówili
o niej ci, co przewyższą nas o grubą warstwę
geologiczną, stojąc
na naszym próchnie, łgarstwie,
niezniszczalnym plastiku, doskonaląc swoją
własną mieszankę śmiecia i rozpaczy -
nie wiem. Jak zgniatacz złomu, sekunda ubija
kolejny stopień, rosnący pod stopą.
Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Tobie mija
czas - i czy czas coś znaczy,
gdy się jest Tobą.
Szkoda, że Cię tu nie ma. Zagłębiam się w ciele,
w którym zaszyfrowane są tajne wyroki
śmierci lub dożywocia - co niewiele
różni się jedno z drugim w grząskim gruncie rzeczy,
a jednak ta lektura
wciąga mnie, niedorzeczny
kryminał krwi i grozy, powieść-rzeka, która
swój mętny finał poznać mi pozwoli
dopiero, gdy i tak nie będę w stanie unieść
zamkniętych ciepłą dłonią zimnych powiek.
Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Ty się czujesz
z moim bólem - jak boli
Ciebie Twój człowiek.
0 x
- belfanior
- Posty: 392
- Rejestracja: niedziela 28 wrz 2014, 19:58
- x 11
- x 24
- Podziękował: 1359 razy
- Otrzymał podziękowanie: 886 razy
Re: Wiersze zapamietane...
Moja dusza się śpieszy.
Policzyłem lata i odkryłem, że mam mniej czasu do życia, niż do tej pory.
Czuję się jak to dziecko, które wygrało pudełko cukierków: pierwsze je z przyjemnością, ale kiedy zdaje sobie sprawę, że zostało ich tylko kilka, naprawdę zaczęło się nimi cieszyć.
Nie mam czasu na niekończące się konferencje na temat statutów, zasad, procedur i wewnętrznych zasad, wiedząc, że nic nie zostanie osiągnięte.
Nie mam czasu, aby znosić absurdalnych ludzi, którzy nie pasują do swojego wieku. Nie mam czasu, aby zmagać się z miernotami. Nie chcę być na zebraniach, gdzie masz napompowane ego. Nie mogę tolerować manipulatorów i oportunistów. Niepokoją mnie zazdrosni ludzie, którzy starają się zdyskredytować tych, którzy są bardziej zdolni do zajęcia swoich pozycji, talentów i osiągnięć.
Mój czas jest zbyt krótki, aby omówić nagłówki. Chcę tego niezbędnego, ponieważ moja dusza się spieszy. Bez wielu słodyczy w paczce.
Chcę żyć z ludźmi, którzy są bardzo ludzcy. Ludzie, którzy potrafią śmiać się z popełnionych błędów, którzy nie lubią swoich sukcesów. Nie czuje się przedwcześnie nazywane i nie ucieka od swoich obowiązków. Ci, którzy bronią ludzkiej godności i którzy chcą tylko być po stronie prawdy i prawości. To sprawia, że życie warto żyć.
Chcę otaczać się ludźmi, którzy wiedzą, jak dotykać serca innych. Ludzie, którzy przez ciężkie ciosy nauczyli się wzrastać poprzez delikatne dotknięcia duszy.
Tak, spieszę się, spieszę się do życia z intensywnością, którą może dać tylko dojrzałość.
Staram się nie marnować żadnych słodyczy, które mi pozostały. Jestem pewien, że będą bardziej pyszne niż te, które już jadłem.
Moim celem jest dojść do końca, w pokoju ze mną, z moimi bliskimi i sumieniem.
Mamy dwa życia, a drugi zaczyna się, gdy zdajesz sobie sprawę, że masz tylko jedno.
Policzyłem lata i odkryłem, że mam mniej czasu do życia, niż do tej pory.
Czuję się jak to dziecko, które wygrało pudełko cukierków: pierwsze je z przyjemnością, ale kiedy zdaje sobie sprawę, że zostało ich tylko kilka, naprawdę zaczęło się nimi cieszyć.
Nie mam czasu na niekończące się konferencje na temat statutów, zasad, procedur i wewnętrznych zasad, wiedząc, że nic nie zostanie osiągnięte.
Nie mam czasu, aby znosić absurdalnych ludzi, którzy nie pasują do swojego wieku. Nie mam czasu, aby zmagać się z miernotami. Nie chcę być na zebraniach, gdzie masz napompowane ego. Nie mogę tolerować manipulatorów i oportunistów. Niepokoją mnie zazdrosni ludzie, którzy starają się zdyskredytować tych, którzy są bardziej zdolni do zajęcia swoich pozycji, talentów i osiągnięć.
Mój czas jest zbyt krótki, aby omówić nagłówki. Chcę tego niezbędnego, ponieważ moja dusza się spieszy. Bez wielu słodyczy w paczce.
Chcę żyć z ludźmi, którzy są bardzo ludzcy. Ludzie, którzy potrafią śmiać się z popełnionych błędów, którzy nie lubią swoich sukcesów. Nie czuje się przedwcześnie nazywane i nie ucieka od swoich obowiązków. Ci, którzy bronią ludzkiej godności i którzy chcą tylko być po stronie prawdy i prawości. To sprawia, że życie warto żyć.
Chcę otaczać się ludźmi, którzy wiedzą, jak dotykać serca innych. Ludzie, którzy przez ciężkie ciosy nauczyli się wzrastać poprzez delikatne dotknięcia duszy.
Tak, spieszę się, spieszę się do życia z intensywnością, którą może dać tylko dojrzałość.
Staram się nie marnować żadnych słodyczy, które mi pozostały. Jestem pewien, że będą bardziej pyszne niż te, które już jadłem.
Moim celem jest dojść do końca, w pokoju ze mną, z moimi bliskimi i sumieniem.
Mamy dwa życia, a drugi zaczyna się, gdy zdajesz sobie sprawę, że masz tylko jedno.
0 x
- songo70
- Administrator
- Posty: 16985
- Rejestracja: czwartek 15 lis 2012, 11:11
- Lokalizacja: Carlton
- x 1088
- x 545
- Podziękował: 17188 razy
- Otrzymał podziękowanie: 24272 razy
Re: Wiersze zapamietane...
https://youtu.be/_2l1t4cCnkw
Treść wiersza „Testament” Tarasa Szewczenki w przekładzie Leona Pasternaka:
Kiedy umrę to na wzgórzu
Wznieście mi mogiłę,
Pośród stepu szerokiego
Ukrainy miłej.
Aby łany rozłożyste
I brzeg Dniepru stromy
Można było widzieć, słyszeć
Jego grzmiące gromy.
Gdzie uniesie z Ukrainy
Do sinego morza
Wrażą krew... dopiero wtedy
I łany, i wzgórza.
Wszystko rzucę i ulecę
Do samego Boga,
Aby modlić się... aż dotąd
Ja nie uznam Boga.
Pochowajcie mnie i wstańcie,
I kajdany rwijcie,
I posoką, wrażą juchą,
Wolność swą obmyjcie.
Mnie zaś w wielkiej już rodzinie,
W kraju wolnym, nowym,
Pamiętajcie wspomnieć czasem
Dobrym, cichym słowem.
(Perejasław, 25 grudnia 1845)
0 x
"„Wolność to prawo do mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć”. George Orwell. "
Prawdy nie da się wykasować
Prawdy nie da się wykasować
-
- Posty: 681
- Rejestracja: czwartek 09 sie 2018, 10:52
- x 18
- Podziękował: 270 razy
- Otrzymał podziękowanie: 639 razy
Re: Zmieńmy tę Polskę albo popadniemy w nicość
https://warhist.pl/wiersze-i-piesni-woj ... czlowieka/
Julian Tuwim „Do prostego człowieka”
Gdy znów do murów klajstrem świeżym
Przylepiać zaczną obwieszczenia,
Gdy „do ludności”, „do żołnierzy”
Na alarm czarny druk uderzy
I byle drab, i byle szczeniak
W odwieczne kłamstwo ich uwierzy,
Że trzeba iść i z armat walić,
Mordować, grabić, truć i palić;
Gdy zaczną na tysięczną modłę
Ojczyznę szarpać deklinacją
I łudzić kolorowym godłem,
I judzić „historyczną racją”,
O piędzi, chwale i rubieży,
O ojcach, dziadach i sztandarach,
O bohaterach i ofiarach;
Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin
Pobłogosławić twój karabin,
Bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba,
Że za ojczyznę – bić się trzeba;
Kiedy rozścierwi się, rozchami
Wrzask liter pierwszych stron dzienników,
A stado dzikich bab – kwiatami
Obrzucać zacznie „żołnierzyków”.
– O, przyjacielu nieuczony,
Mój bliźni z tej czy innej ziemi!
Wiedz, że na trwogę biją w dzwony
Króle z panami brzuchatemi;
Wiedz, że to bujda, granda zwykła,
Gdy ci wołają: „Broń na ramię!”,
Że im gdzieś nafta z ziemi sikła
I obrodziła dolarami;
Że coś im w bankach nie sztymuje,
Że gdzieś zwęszyli kasy pełne
Lub upatrzyły tłuste szuje
Cło jakieś grubsze na bawełnę.
Rżnij karabinem w bruk ulicy!
Twoja jest krew, a ich jest nafta!
I od stolicy do stolicy
Zawołaj broniąc swej krwawicy:
„Bujać – to my, panowie szlachta!”
Julian Tuwim „Do prostego człowieka”
Gdy znów do murów klajstrem świeżym
Przylepiać zaczną obwieszczenia,
Gdy „do ludności”, „do żołnierzy”
Na alarm czarny druk uderzy
I byle drab, i byle szczeniak
W odwieczne kłamstwo ich uwierzy,
Że trzeba iść i z armat walić,
Mordować, grabić, truć i palić;
Gdy zaczną na tysięczną modłę
Ojczyznę szarpać deklinacją
I łudzić kolorowym godłem,
I judzić „historyczną racją”,
O piędzi, chwale i rubieży,
O ojcach, dziadach i sztandarach,
O bohaterach i ofiarach;
Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin
Pobłogosławić twój karabin,
Bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba,
Że za ojczyznę – bić się trzeba;
Kiedy rozścierwi się, rozchami
Wrzask liter pierwszych stron dzienników,
A stado dzikich bab – kwiatami
Obrzucać zacznie „żołnierzyków”.
– O, przyjacielu nieuczony,
Mój bliźni z tej czy innej ziemi!
Wiedz, że na trwogę biją w dzwony
Króle z panami brzuchatemi;
Wiedz, że to bujda, granda zwykła,
Gdy ci wołają: „Broń na ramię!”,
Że im gdzieś nafta z ziemi sikła
I obrodziła dolarami;
Że coś im w bankach nie sztymuje,
Że gdzieś zwęszyli kasy pełne
Lub upatrzyły tłuste szuje
Cło jakieś grubsze na bawełnę.
Rżnij karabinem w bruk ulicy!
Twoja jest krew, a ich jest nafta!
I od stolicy do stolicy
Zawołaj broniąc swej krwawicy:
„Bujać – to my, panowie szlachta!”
0 x
- Mgławica NGC6960
- Posty: 436
- Rejestracja: niedziela 28 mar 2021, 07:44
- x 6
- x 19
- Podziękował: 134 razy
- Otrzymał podziękowanie: 569 razy
Re: Wiersze zapamietane...
Dikchaw daj…
Patrzę tu, patrzę tam —
wszystko się chwieje, to świat się
śmieje!
Na niebie gwiazdy drżą, migocą
I rozmawiają nocą...
Gwiazdy. Kto je rozumie,
ten spać nie chce i nie umie,
patrzy, gdzie droga mleczna —
oto droga szczęśliwa, bezpieczna...
Patrzę tu i tam i dalej,
gdzie srebrny księżyc kąpie się w fali
jak młodziutkie dziewczę
w ciepłej strudze podleśnej...
Cóż to się dzieje? Wszystko się
chwieje,
to świat się śmieje!
Bronisława Wajs
Patrzę tu, patrzę tam —
wszystko się chwieje, to świat się
śmieje!
Na niebie gwiazdy drżą, migocą
I rozmawiają nocą...
Gwiazdy. Kto je rozumie,
ten spać nie chce i nie umie,
patrzy, gdzie droga mleczna —
oto droga szczęśliwa, bezpieczna...
Patrzę tu i tam i dalej,
gdzie srebrny księżyc kąpie się w fali
jak młodziutkie dziewczę
w ciepłej strudze podleśnej...
Cóż to się dzieje? Wszystko się
chwieje,
to świat się śmieje!
Bronisława Wajs
0 x
Instynkt idzie, refleksja wędruje.
K.P.
K.P.
- songo70
- Administrator
- Posty: 16985
- Rejestracja: czwartek 15 lis 2012, 11:11
- Lokalizacja: Carlton
- x 1088
- x 545
- Podziękował: 17188 razy
- Otrzymał podziękowanie: 24272 razy
Re: Wiersze zapamietane...
Gdy naród do boju wystąpił z orężem,
panowie o czynszach radzili.
Gdy naród zawołał: „umrzem lub zwyciężym!”,
panowie w stolicy bawili.
O, cześć wam panowie, magnaci,
za naszą niewolę, kajdany,
o, cześć wam książęta, hrabiowie, prałaci,
za kraj nasz krwią bratnią zbryzgany.
Armaty pod Stoczkiem zdobywała wiara
rękami czarnymi od pługa,
panowie w stolicach kurzyli cygara,
radzili o braciach zza Buga.
O, cześć wam panowie, magnaci...
Wszak waszym był synem ów niecny kunktator,
co wzbudzał przed wrogiem obawę,
i wódz ten naczelny, pobożny dyktator,
i zdrajca, co sprzedał Warszawę.
O, cześć wam panowie, magnaci...
Lecz kiedy wybije godzina powstania,
magnatom lud ucztę zgotuje,
muzykę piekielną zaprosi do grania,
a szlachta niech wtedy tańcuje.
O, cześć wam panowie, magnaci...
Powstańcy nie znają wiedeńskich traktatów,
nie wchodzą w układy z carami,
lecz biją Moskali, wieszają magnatów
i mścić się umieją stryczkami.
O, cześć wam panowie, magnaci...
0 x
"„Wolność to prawo do mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć”. George Orwell. "
Prawdy nie da się wykasować
Prawdy nie da się wykasować
- songo70
- Administrator
- Posty: 16985
- Rejestracja: czwartek 15 lis 2012, 11:11
- Lokalizacja: Carlton
- x 1088
- x 545
- Podziękował: 17188 razy
- Otrzymał podziękowanie: 24272 razy
Re: Wiersze zapamietane...
Który skrzywdziłeś – Czesław Miłosz
Czesław Miłosz
Który skrzywdziłeś
Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,
Gromadę błaznów koło siebie mając
Na pomieszanie dobrego i złego,
Choćby przed tobą wszyscy się skłonili
Cnotę i mądrość tobie przypisując,
Złote medale na Twoją cześć kując,
Radzi że jeszcze jeden dzień przeżyli,
Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta.
Możesz go zabić – narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.
Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy
I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.
(Waszyngton, 1950 z tomu: Światło dzienne, 1953)
Czesław Miłosz
Który skrzywdziłeś
Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,
Gromadę błaznów koło siebie mając
Na pomieszanie dobrego i złego,
Choćby przed tobą wszyscy się skłonili
Cnotę i mądrość tobie przypisując,
Złote medale na Twoją cześć kując,
Radzi że jeszcze jeden dzień przeżyli,
Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta.
Możesz go zabić – narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.
Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy
I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.
(Waszyngton, 1950 z tomu: Światło dzienne, 1953)
0 x
"„Wolność to prawo do mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć”. George Orwell. "
Prawdy nie da się wykasować
Prawdy nie da się wykasować
- songo70
- Administrator
- Posty: 16985
- Rejestracja: czwartek 15 lis 2012, 11:11
- Lokalizacja: Carlton
- x 1088
- x 545
- Podziękował: 17188 razy
- Otrzymał podziękowanie: 24272 razy
Re: Wiersze zapamietane...
Znalezione w sieci:
"Narodzie
Ech, ty narodzie, durny narodzie,
myślisz, że teraz będzie ci słodziej?
Że będziesz mieszkał wreszcie w krainie,
która ci mlekiem i miodem spłynie?
Że będzie lepsze to jutro nowe
i niebo sypnie manną na głowę?
Że dobra wróżka jutro przyleci,
pomnoży to co brałeś na dzieci?
Że sypnie Unia pieniędzy furę,
byś miał piętnastą emeryturę?
Że w sklepach wszystkich będzie taniocha,
bowiem cię partia wybrana kocha?
Że ci zapewnią posłowie sytość?
Im chodzi tylko o ich koryto.
A ty żyć będziesz pod jednym dachem
z tymi, co idą przez świat z Allahem,
a gdy się twoja córka nawinie,
to gwałt poczynią owej dziewczynie.
Święta czcić będą ci zacofani.
Światły wszak cudzych uczuć nie rani.
Jak ci zagrają, tak będziesz tańczyć,
bo Niemiec lubi naród poddańczy.
Chciałeś być wolny? To cię zaboli,
bo właśnie teraz będziesz w niewoli.
Ech, ty narodzie, głupi narodzie,
jak zwykle będziesz mądry po szkodzie."
Ewa Jowik.
0 x
"„Wolność to prawo do mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć”. George Orwell. "
Prawdy nie da się wykasować
Prawdy nie da się wykasować