Mieliśmy pracować w PGR-ze i
Zniknęły ponad dwadzieścia lat temu, ale ich widmo wciąż straszy. Nie tylko w postaci starych, brudnych, niemal rozpadających się bloków zbudowanych w szczerym polu. W Państwowych Gospodarstwach Rolnych pracowało ponad 450 tys. osób. Co stało się z nimi i ich dziećmi?
Maria Zaleśna ma 52 lata, ale wygląda na co najmniej dziesięć więcej. Pomimo ciepłego dnia ubrana jest w czapkę i brązową kurtkę, idealną na lekkie przymrozki. Mieszka na końcu wsi w małym, rozpadającym się domu. Nie ma przy nim ogródka, nie ma płotu, jest za to stara buda i przywiązany do niej wychudzony pies. Ma bronić kobietę przed chuliganami, którzy czasem, rozochoceni alkoholem, przychodzą pod jej dom. – Rzucą kamieniem, pośmieją się i tyle. Okraść mnie nie okradną, wiedzą, że nie ma z czego. Te sto parę złotych z opieki społecznej wydaję na jedzenie. Resztki zjada zwierzę, więcej nic nie mam – tłumaczy kobieta. Nie ukrywa, że ma o to pretensje do własnego ojca. – Mieszkania w PGR-ze przecież dawali. Jakby się bardziej postarał, to by dostał. Ale on wolał mieszkać w tej chacie po dziadkach, a dziś ja przez to cierpię. W bloku miałabym łazienkę, ciepłą wodę i warunki jak w mieście – wylicza 52-latka.
Ojciec zmarł dziewiętnaście lat temu. – Zapił się w 1995, cztery lata po likwidacji PGR-u – opowiada Maria. – Mamy prawie nie pamiętam. Mała byłam jak zachorowała, zostałyśmy z siostrą same. Dzisiaj ona jest wielką panią z miasta, o mnie zapomniała.
Ale to siostra właśnie chciała wyrwać Marię spod wpływu PGR-u. – Wzięła mnie do siebie, jak miałam siedemnaście lat. Nie uczyłam się, tylko pracowałam w różnych miejscach. Trochę przy dzieciach, trochę przy sprzątaniu. Najlepiej było w wielkiej fabryce przy sortowaniu paczek. Ale jak mnie zwolnili, nie miałam już za co opłacać pokoju i wróciłam tutaj – wskazuje na kuchnię z brudnymi ścianami, kaflowym piecem i miską napełnioną wodą z mydlinami, stojącą na taborecie w rogu pomieszczenia.
Byle jak, byle szybko
Państwowe Gospodarstwa Rolne (PGR-y) zaczęły upadać po 1989 roku. O ich ostatecznej likwidacji zdecydowano w 1991 roku i wtedy zlikwidowano większość z nich. Ostatecznie przestały istnieć 31 grudnia 1993 roku. O ile mienie i ziemie przekazano Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa (obecnie Agencja Nieruchomości Rolnych), zatrudnieni w nich ludzie zostali pozostawieni sami sobie. – Niesprawiedliwie, bo kiedy krzywda miała się dziać górnikom, stoczniowcom czy kolejarzom, jechali do Warszawy, protestowali i dostawali, czego chcieli. O ludzi z pegeerów nikt nie zadbał – uważa Krzysztof Kaźmierczyk, prezes stowarzyszenia Związek Byłych Pracowników Państwowych Gospodarstw Rolnych z terenu województwa lubuskiego.
A było ich niemało. W PGR-ach pracowało ok. 475 tys. osób. Wraz z rodzinami stanowili oni grupę około 2 milionów osób. Jak radzą sobie w kapitalizmie, w 1997 roku próbowała pokazać Ewa Borzęcka w filmie "Arizona". Dokument doczekał się wielu nagród, ale jednocześnie głosów krytyki. Autorce zarzucano, że w sposób uproszczony pokazała zaledwie jeden z problemów, który nie dotyczy wszystkich.
Jednak z badania "Rynki pracy na obszarach popegeerowskich" przeprowadzonego w 2008 roku z inicjatywy Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej wynika, że do dziś obszary dawnych PGR-ów cechuje niższy poziom rozwoju ekonomiczno-społecznego oraz nasilenie różnego rodzaju negatywnych zjawisk.
Autorzy raportu stwierdzili, że "likwidacja pozostawiła pracowników w poczuciu krzywdy i manipulacji, zostali „zdegradowani” do statusu beneficjentów pomocy społecznej".
– Tak naprawdę jedyne, co im zaproponowano to wykup mieszkań – uważa Krzysztof Kaźmierczyk, który przez lata był kierownikiem zakładu rolnego w Myszęcinie. – Skorzystali, ale jednocześnie na zawsze przywiązali się do tego miejsca. Tylko co z tego, skoro osiedla pegeerowskie budowało się przede wszystkim szybko, nieważne zaś jak i z czego. W efekcie wiele z nich to dziś strasząca w szczerym polu ruina. Jadąc przez kraj można się natknąć na skupiska starych, byle jakich bloków, wokół których nic nie ma.
Nie wszyscy się odnaleźli
W jednym z takich bloków mieszka 38-letnia Alina Zagłowska z mężem, dwójką niemal dorosłych dzieci i rodzicami, którzy "zawsze" pracowali w miejscowym PGR-ze. – Gdy go zlikwidowali miałam piętnaście lat. Płakałam razem z mamą, bo nie wiadomo było, co się z nami stanie – wspomina kobieta.
– Z dnia na dzień skończyło się wszystko, co dobre: stała praca, jedzenie dla rodziny, przedszkole dla dzieci, kolonie i wczasy – wylicza Zenobia Konieczna, która jako kucharka dbała o wyżywienie kilkuset pracowników PGR-u i marzyła, że kiedyś jej córka Alina też będzie to robić. – Pieniędzy nie było, ale dało się wyżyć. Wszystko mieliśmy zapewnione, nawet fryzjera przed zabawą sylwestrową. Przyjeżdżał do nas i czesał wszystkie kobiety – wspomina była kucharka.
Odkąd PGR przestał istnieć, u fryzjera nie była. – Z kuroniówki mogłam za niego zapłacić, ale zawsze były inne wydatki. A potem, jak się skończyła, mąż mi się chciał wieszać, więc o fryzurach już nie myślałam – mówi Konieczna.
Podobne doświadczenie ma za sobą wiele popegeerowskich rodzin, którym "na ratunek" w dramatycznej sytuacji rzucono zasiłki dla bezrobotnych. Tak zwane kuroniówki okazały się złotą pułapką. Ludzie, którym PGR organizował całe niemal życie, brali pieniądze i od razu je "przejadali", przeznaczając na konsumpcję. Jeden z respondentów badania "Rynki pracy na obszarach popegeerowskich" wspomina: "Później, jak się okazało, że te kuroniówki się skończyły, no powstał niesamowity dramat. Samobójstwa w ogóle. No masakra".
– Od końca lat osiemdziesiątych było wiadomo, że w pegeerach coś się będzie działo. Część pracowników zaczęła szukać innej pracy, ale olbrzymia większość została. Dla nich redukcja zatrudnienia i zderzenie z kapitalizmem okazały się bardzo dotkliwe. Tym bardziej, że były to osoby o niskich kwalifikacjach zawodowych – mówi Włodzimierz Kowalik, sekretarz gminy Bartoszyce w woj. warmińsko-mazurskim, kiedyś wójt i naczelnik gminy, na terenie której działały trzy PGR-y, a związanych z nimi było ok. 60 proc. jej mieszkańców. – Pegeery zapewniały całą sferę socjalną: mieszkanie, jedzenie, wypoczynek. Nagle za coś, co było za darmo, trzeba było płacić. Problem polegał jednak na tym, że nie było z czego.
Dla Bartoszyc szczęściem w nieszczęściu okazało się znajdujące się na terenie gminy przejście graniczne w Bezledach. Na początku lat 90-tych zapewniało ono mniej lub bardziej oficjalną wymianę handlową z Kaliningradem, która stanowiła źródło utrzymania dla wielu byłych pracowników PGR-ów. – Ci mniej obrotni, którzy w realiach kapitalizmu nie odnaleźli się do dziś, pozostają na tak zwanym garnuszku opieki społecznej – mówi Włodzimierz Kowalik.
Wspomnienie cudownego PGR-u
Taka sytuacja jest nie tylko w Bartoszycach. Z pomocy społecznej korzysta również rodzina Gontarzów. Ich najstarsza córka, Renata, mieszka obecnie w Gdańsku. – Mama do dziś wspomina, jak swoje pierwsze kroki postawiłam na zabawie choinkowej w PGR-ze. Ponoć puściłam trzymającą mnie ciocię i przeszłam przez całą salę – opowiada Renata Gontarz. Jej rodzeństwo, a było ich w domu pięcioro, takiej "szansy" już nie miało. – Urodzili się pod koniec funkcjonowania kombinatu albo już po jego zamknięciu, ale i tak całe życie słyszeli, co pegeer mógłby im dać, gdyby istniał. Z tych opowieści wynikało, że dawał wszystko – mówi Renata, która właśnie to "dawanie" wini za wyuczoną bezradność rodziców. – Mama pracowała w chlewni, tata był traktorzystą. Wszystko mieli podane na talerzu i to im zostało do dziś. Jak była kuroniówka, mieliśmy jedzenie, jak pieniądze się kończyły, zbieraliśmy z braćmi złom i stare puszki, żeby kupić chleb. Potem było trochę lepiej, bo ja i siostra dostawałyśmy stypendia.
Tę nieporadność przejęli trzej bracia Renaty. Żaden z nich nie ma stałej pracy, wszyscy mieszkają z rodzicami w zrujnowanym mieszkaniu na popegeerowskim osiedlu na obrzeżach małego miasteczka w lubuskiem. – Siostra zaczepiła się w starostwie. Na razie na zastępstwo, ale wszyscy w domu mają nadzieję, że zostanie tam na stałe. Mama powtarza, że tylko urząd daje dziś jakąś pewność – mówi Renata, która w oczach rodziców takiej pozycji jak siostra nie ma. – Pracowałam już w sklepie spożywczym, w barze szybkiej obsługi i na stacji benzynowej – wylicza. – Moim marzeniem jest bank. Mam doświadczenie, bo już raz mnie zatrudniono, ale po pół roku likwidowali placówkę i dostałam wypowiedzenie. Najgorsze są rozmowy kwalifikacyjne. Siedzę taka zastraszona, zgarbiona i niepewna siebie i nie potrafię nikogo przekonać, że będę dobrym pracownikiem. W głowie cały czas słyszę głos mamy: co my teraz bez tego naszego pegeeru zrobimy? Ale wciąż próbuję. Mnie jest łatwiej, skończyłam studia, mieszkam w dużym mieście. Ona już zawsze będzie żyła ze wspomnieniem tego swojego cudownego pegeeru, ale mnie może się udać z tego wyrwać.
http://kobieta.onet.pl/mielismy-pracowa ... ze-i/qp2lj
Pozdrawiam - Thotal
Witam wszystkich użytkowników tego forum
17.03.23
Forum przeżyło dziś dużą próbę ataku hakerskiego. Atak był przeprowadzony z USA z wielu numerów IP jednocześnie. Musiałem zablokować forum na ca pół godziny, ale to niewiele dało. jedynie kilkukrotne wylogowanie wszystkich gości jednocześnie dało pożądany efekt.
Sprawdził się też nasz elastyczny hosting, który mimo 20 krotnego przekroczenia zamówionej mocy procesora nie blokował strony, tylko dawał opóźnienie w ładowaniu stron ok. 1 sekundy.
Tutaj prośba do wszystkich gości: BARDZO PROSZĘ o zamykanie naszej strony po zakończeniu przeglądania i otwieranie jej ponownie z pamięci przeglądarki, gdy ponownie nas odwiedzicie. Przy włączonych jednocześnie 200 - 300 przeglądarek gości, jest wręcz niemożliwe zidentyfikowanie i zablokowanie intruzów. Bardzo proszę o zrozumienie, bo ma to na celu umożliwienie wam przeglądania forum bez przeszkód.
25.10.22
Kolega @janusz nie jest już administratorem tego forum i jest zablokowany na czas nieokreślony.
Została uszkodzona komunikacja mailowa przez forum, więc proszę wszelkie kwestie zgłaszać administratorom na PW lub bezpośrednio na email: cheops4.pl@gmail.com. Nowi użytkownicy, którzy nie otrzymają weryfikacyjnego emala, będą aktywowani w miarę możliwości, co dzień, jeśli ktoś nie będzie mógł używać forum proszę o maila na powyższy adres.
/blueray21Została uszkodzona komunikacja mailowa przez forum, więc proszę wszelkie kwestie zgłaszać administratorom na PW lub bezpośrednio na email: cheops4.pl@gmail.com. Nowi użytkownicy, którzy nie otrzymają weryfikacyjnego emala, będą aktywowani w miarę możliwości, co dzień, jeśli ktoś nie będzie mógł używać forum proszę o maila na powyższy adres.
Ze swojej strony proszę, aby unikać generowania i propagowania wszelkich form nienawiści, takie posty będą w najlepszym wypadku lądowały w koszu.
Wszelkie nieprawidłowości można zgłaszać administracji, w znany sposób, tak jak i prośby o interwencję w uzasadnionych przypadkach, wszystkie sposoby kontaktu - działają.
Wszelkie nieprawidłowości można zgłaszać administracji, w znany sposób, tak jak i prośby o interwencję w uzasadnionych przypadkach, wszystkie sposoby kontaktu - działają.
Pozdrawiam wszystkich i nieustająco życzę zdrowia, bo idą trudne czasy.
/blueray21
W związku z "wysypem" reklamodawców informujemy, że konta wszystkich nowych użytkowników, którzy popełnią jakąkolwiek formę reklamy w pierwszych 3-ch postach, poza przeznaczonym na informacje reklamowe tematem "... kryptoreklama" będą usuwane bez jakichkolwiek ostrzeżeń. Dotyczy to także użytkowników, którzy zarejestrowali się wcześniej, ale nic poza reklamami nie napisali. Posty takich użytkowników również będą usuwane, a nie przenoszone, jak do tej pory.
To forum zdecydowanie nie jest i nie będzie tablicą ogłoszeń i reklam!
Administracja Forum
To ogłoszenie można u siebie skasować po przeczytaniu, najeżdżając na tekst i klikając krzyżyk w prawym, górnym rogu pola ogłoszeń.
Uwaga! Proszę nie używać starych linków z pełnym adresem postów, bo stary folder jest nieaktualny - teraz wystarczy http://www.cheops4.org.pl/ bo jest przekierowanie.
/blueray21
PGR
- Dariusz
- Administrator
- Posty: 2723
- Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:32
- x 27
- Podziękował: 4983 razy
- Otrzymał podziękowanie: 1646 razy
Re: PGR
Przykre to, ale tak działa ten system.
Gdy słyszę ludzi, którzy przeklinają aktualną rzeczywistość - nie żebym był jej ordynariuszem - bo za komuny to ... bylo, to "scyzoryk w kieszeni mi się otwiera".
Powyższy artykuł ukazuje jak było. Nie zagłębiając się w głębsze szczegóły widać, ze to była maszynka do uzależniania, niewolenia, upodlania ludzi.
Fakt, dziś nie wiele się zmieniło jednak różnica jest przynajmniej taka, że nikt nikomu oczu nie mydli, ze "coś ci się należy".
To wszystko jedno wielkie bagno, w którym o "socjal" musisz zadbać sam.
Tak działa system zniewolenia i nie ważne czy pod szyldem komuny, kapitalizmu, religii, czy jeszcze jakiegoś innego wymyślnego sposobu upodlenia.
Może takie właśnie artykuły otworzą wreszcie oczy ludziom, że jedynym sposobem wyjścia z tej matni jest uniezależnienie się od "opinii publicznej" i zaczęcie dbania o siebie nie przez supermarkety, a przez powrót do "własnego ogródka" i wartości slowiańskich/pogańskich; skoro te "chrześcijańskie" tak dopiekły ludziom.
Gdy słyszę ludzi, którzy przeklinają aktualną rzeczywistość - nie żebym był jej ordynariuszem - bo za komuny to ... bylo, to "scyzoryk w kieszeni mi się otwiera".
Powyższy artykuł ukazuje jak było. Nie zagłębiając się w głębsze szczegóły widać, ze to była maszynka do uzależniania, niewolenia, upodlania ludzi.
Fakt, dziś nie wiele się zmieniło jednak różnica jest przynajmniej taka, że nikt nikomu oczu nie mydli, ze "coś ci się należy".
To wszystko jedno wielkie bagno, w którym o "socjal" musisz zadbać sam.
Tak działa system zniewolenia i nie ważne czy pod szyldem komuny, kapitalizmu, religii, czy jeszcze jakiegoś innego wymyślnego sposobu upodlenia.
Może takie właśnie artykuły otworzą wreszcie oczy ludziom, że jedynym sposobem wyjścia z tej matni jest uniezależnienie się od "opinii publicznej" i zaczęcie dbania o siebie nie przez supermarkety, a przez powrót do "własnego ogródka" i wartości slowiańskich/pogańskich; skoro te "chrześcijańskie" tak dopiekły ludziom.
0 x
Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.