UFO na orbicie. Co widzieli radzieccy kosmonauci
Tysiące ludzi na całym świecie widziało niezidentyfikowane obiekty latające unoszące się na niebie. Jednak naukowcy nie spieszą się z potwierdzeniem istnienia obcych cywilizacji. Co ciekawe, UFO zaobserwowali również kosmonauci z ZSRR, a przekazane przez nich raporty i informacje do dziś stanowią nierozwiązaną zagadkę. Oto ich kalendarium.
- Tylko raz w życiu zdarzyło mi się doświadczyć czegoś tak niezwykłego; zjawiska, którego ani ja, ani nikt inny nie był w stanie wyjaśnić - opowiadał kosmonauta Paweł Popowicz.
- Wydarzenie, o którym mowa, miało miejsce w 1978 roku, w czasie naszego lotu z Waszyngtonu do Moskwy. Lecieliśmy na wysokości około 10 000 metrów. Znajdowałem się wówczas w kabinie pilotów. Nagle zobaczyłem przez przednią szybę, że mniej więcej 1500 metrów nad nami, równoległym kursem, przemieszcza się błyszczący biały obiekt w kształcie trójkąta równobocznego przypominający z wyglądu żagiel.
Choć samolot z kosmonautą na pokładzie leciał z prędkością przekraczającą 900 km/h, tajemniczy statek z łatwością go wyprzedził. Wedle oceny Popowicza "żagiel" był około półtora razy szybszy od samolotu pasażerskiego.
Kosmonauta natychmiast poinformował członków załogi oraz pasażerów o dziwnej jednostce latającej. Wszyscy próbowali ustalić, co to mogło być, jednak nikt nie potrafił skojarzyć zagadkowego obiektu z czymkolwiek znanym: zupełnie nie przypominał on samolotu, ponieważ posiadał idealnie trójkątny kształt, a w tamtych czasach konstrukcje tego typu jeszcze nie istniały.
Bezdźwięczna eksplozja
Wydarzenia, które relacjonował Władimir Kowalonok, miały miejsce 5 maja 1981 roku około godziny 18:00. W tym czasie stacja kosmiczna Salut 6, na pokładzie której znajdował się kosmonauta, przelatywała nad Afryką Południową w stronę Oceanu Indyjskiego. Kiedy Kowalonok skończył wykonywać określone w regulaminie ćwiczenia gimnastyczne, spojrzał w iluminator i zobaczył w pobliżu stacji jakiś nieznany obiekt.
Jak wiadomo, w kosmosie nie da się określić rozmiarów i odległości "na oko". Obserwatorowi może się wydawać, że widzi niewielki przedmiot tuż obok, jednak w rzeczywistości obiekt jest ogromny, a do tego znajduje się w znacznym oddaleniu. I na odwrót. Tak czy inaczej, w polu widzenia Kowalonka pojawiło się coś niezwykłego.
Osobliwy przedmiot o eliptycznym kształcie leciał w tym samym kierunku i na takiej samej wysokości, co stacja: nie przybliżając się ani nie oddalając. Przemieszczał się dość specyficznie, a mianowicie kręcił się w kontrolowany sposób - jakby toczył się po wybudowanym w kosmosie niewidzialnym torze.
Nagle kosmonautę oślepił rozbłysk jasnożółtego światła przypominający bezdźwięczną eksplozję. Niecodzienny obiekt przekształcił się w połyskującą, złocistą kulę. Widok był fascynujący, ale najważniejsze miało dopiero nastąpić. Kilka sekund później, gdzieś poza polem widzenia, doszło najwyraźniej do jeszcze jednego wybuchu, ponieważ kosmonauta ujrzał drugą, dokładnie taką samą jasnozłocistą kulę.
Potem w pobliżu pojawił się obłoczek dymu, który wkrótce również przyjął sferyczny kształt. Stacja leciała na wschód. W niedługim czasie przybliżyła się do terminatora - linii oddzielającej część oświetloną (dzienną) ciała niebieskiego od tej nieoświetlonej (nocnej). Kiedy znalazła się w cieniu Ziemi, nastała noc, a wszystkie trzy kule przepadły bez śladu. Nikt z członków załogi więcej ich nie zobaczył.
cały artykuł tu :
Czytaj więcej na
https://menway.interia.pl/styl-zycia/ci ... ign=chrome
Lubię śpiewać, lubię tańczyć,lubię zapach pomarańczy...........