Związek na odległość z Ukrainką
: sobota 04 sty 2025, 17:47
Chciałem podzielić się swoją sytuacją w jakiej obecnie się znajduję. Otóż poznałem w internecie około 9 miesięcy temu jedną dziewczynę z pod Warszawy- Ukrainkę (Ja jestem z Wrocławia). Przez pierwszy miesiąc pisaliśmy do siebie i dzwoniliśmy. Później po miesiącu, półtora nastąpiło pierwsze spotkanie w Warszawie. Byłem cały znerwicowany, zestresowany, ale udało się spotkać, porozmawiać, pospacerować. Zauważyła moją nieśmiałość, ale dała mi szansę. Dodam, że jestem trochę znerwicowany, miałem problemy z lękam, depresje itd. To jest w ogóle moja pierwsza jakakolwiek głębsza znajomość z dziewczyną. Potem spotykaliśmy się przez jakiś czas we Wrocławiu, gdyż przyjeżdżała na spotkania szkoleniowe ze swojej profesji. Przyjeżdżałem tam do niej i razem chodziliśmy zwiedzać, spacerowaliśmy itd. Przełamałem sporo barier podczas naszych spotkań ogólnie.
Nasza znajomość się pogłębiała. Mimo pewnych odchyłek w moich zachowaniach (byłem mocno nieobyty w kontaktach towarzyskich) widziałem oznaki zainteresowania z jej strony. Sporo wypadów jej fundowałem. Ukrainki wyznają taką zasadę, że mężczyzna płaci za wszystko. Co później stało się obiektem naszych sporów.
Umówiliśmy się na wakacje w góry na kilka dni. Byliśmy razem na wyjeździe. Było fajnie. Owszem towarzyszył mi stres, ale jak już minęło trochę czasu to było ok. Dziewczyna była zadowolona z wyjazdu, sam go zorganizowałem i opłaciłem. Nie mogłem ogólnie być jednoznaczny czy ona jest tylko koleżanką czy może przyszłą dziewczyną. To mnie trochę trapiło, nie dawało i nie daje mi spokoju do dziś dnia.
Potem zaproponowała żebym przyjechał do jej mieszkania pod Warszawę. Poczułem duży lęk, że może to zbyt wcześnie, ale finalnie zgodziłem się i szykowałem się mentalnie na ten wyjazd. W połowie sierpnia byłem u jej rodziców i u niej. Byłem strasznie zestresowany i miałem tysiące myśli w głowie. Jak wypadnę, czy jej rodzice mnie zaakceptują itd. Poczułem przez pierwsze dwa dni stany przygnębienia, obniżki nastroju, pewnie z powodu stresu, lęku.
Potem jeszcze byłem u niej na urodzinach kupiłem drogi prezent (z 300 zł około), byliśmy nad morzem jeszcze w październiku, wynająłem bardzo dobry domek. Zaprosiłem ją do siebie w listopadzie. Była na kilka dni. Zbliżyliśmy się do siebie, były pocałunki itd. Miałem jechać do niej na początku grudnia, ale byłem chory to nie mogłem, ona jest bardzo czuła na przeziębienia, zarażanie itd. Następnie w grudniu pod koniec ja byłem u niej, stamtąd mieliśmy jechać na sylwestra w góry. Dochodzimy do punktu kulminacyjnego. Jeszcze przed wyjazdem gadaliśmy przez telefon z 2 godziny. W trakcie rozmowy zaczęła mi mówić, że ona w ogóle nie powinna za mnie płacić, bo czuje się nie kobieco z tym. Że jak mi ufundowała zupkę za 20 zł nad morzem to było dla niej przykre, musiała się zastanawiać czy ma płacić. Zaświeciła mi się lampka. Zacząłem jej mówić, że jak ty to widzisz, kiedyś ludzie jak wchodzili w związek to wspólnie się dorabiali i kobiety też dokładały się mężczyzną do gospodarstwa domowego. Nikt oczywiście nie mówi, aby był podział 50 do 50. Ona uważa, że to nic złego jak dziewczyna przychodzi na gotowe do dorobionego mężczyzny, który ma już dom i samochód i jest np. 15 lat starszy.
Pierwszego dnia było w miarę ok. Graliśmy w gry planszowe, jakiś spacerek. Znowu pojawiła się mała zagwozdka. Przy jednej z gier przypadkowo pokazałem gest zaciśniętej pięści. Odebrała to baardzo negatywnie. Strasznie się zdenerwowała. Zaczęła mi zadawać pytanie dlaczego się zamachnąłem na nią. Ja się tłumaczyłem, że to przypadkowo. Później jeszcze dwa razy mi się zdarzyło. W końcu mi oznajmiła, że to koniec naszego związku i będziemy tylko przyjaciółmi, ale na sylwestra ze mną pojedzie jako przyjaciółka Przykro mi się zrobiło, ale zaakceptowałem to. Stała się trochę nie miła, zaczęła mnie ganić jak coś źle zrobiłem, jak jej na kredensie ryskę zrobiłem przypadkowo itd. Przy swoich rodzicach coś gadała, że jak to kobieta ma myć naczynia i jeszcze przynosić pieniądze do domu.
Jak poszedłem do kościoła i wróciłem to wyszło jeszcze gorzej- oznajmiła mi, że ona ze mną na tego Sylwestra nie pojedzie, bo będzie czuła się niebezpiecznie, że mogę ją pobić itd. Zaproponowała, że spędzimy Sylwestra u niej. Mi oczy na wierzch wyszły i stwierdziłem, że to jakiś absurd to wszystko. Nic jej takiego nie zrobiłem. Powiedziałem, że lepiej jak jutro rano pojadę do domu. Na to przystanęła. Wieczorkiem tego dnia zaczęliśmy grać w gierki różne, planszowe, karty itd. Odbyliśmy szczerą rozmowę o naszej relacji. Mówiła mi, że jak jej pokazałem pięści (przypadkowy gest) to ona się już totalnie rozmyśliła, bo miała też przed oczami moje wszystkie wady- zaczęła je wymieniać- za mało odważny, zgarbiony, zakompleksiony itd. Było już wieczorem, zacząłem się pakować żeby następnego dnia pojechać do domu. A tu nagle przychodzi przed 12 wieczorem i mówi, że jednak chce ze mną jechać, bo po naszej szczerej rozmowie ona sobie przemyślała to wszystko. Zapytała o zgodę, no to zgodziłem się. Byłem zaskoczony. Nie wiem, może to jakaś gierka. Do sylwestra mi się dołożyła: opłaciła połowę ceny za nocleg oraz potem za paliwo. Aż jej mówiłem, że nie trzeba tyle. Pojechaliśmy jako przyjaciele. Na wyjeździe zachowywała się dobrze, czasem tylko coś mi wypomniała, moje wady. Po wyjeździe w góry na Sylwestra odwiozłem ją na dworzec i ciepłymi słowami się pożegnaliśmy. Następne spotkanie jak będzie to dopiero za trzy-cztery tygodnie, bo ma teraz dużo nauki oraz pracę. Dla mnie sytuacja jest dziwna. Jest sporo różnic między nami plus dystans spory 300 km plus aspekty kulturalne, religijne (ona Ukrainka, ja Polak). Widujemy się raz na miesiąc, a czasem rzadziej. Jak tam do niej jeżdżę do jej rodziców to mam duży stres i jestem bardzo nerwowy. Wydaje mi się, że dziewczyna nastawiona bardziej na zarabianie dużych pieniędzy i karierę. Nieraz wspomina, że marzy o Porshe oraz klinice, która zatrudnia wielu pracowników. Nie wiem co by było gdyby byliśmy już w związku/małżeństwie i nagle poznałaby jakiegoś starszego dorobionego mężczyznę, który byłby gotowy wyłożyć kilkaset tysięcy zł na jej marzenia. Ciekawe jakby zareagowała. Ja biedakiem nie jestem, mam dobrą pracę, ale nie zamierzam jej wszystkiego sponsorować, każdego wyjazdu. Tym bardziej, że ona również ma dobrą pracę i niezłe zarobki. Nie do końca ma dla mnie czas żeby się widywać częściej. Zauważyłem też niestety, że jak zbliża się termin naszego spotkania to robię się zestresowany, nerwowy, gdzieś podświadomie liczę, żeby ten czas minął jak najszybciej, a ja wrócił do swoich przyziemnych spraw i obowiązków. A wiem, że tak nie powinno być. Powinniśmy raczej oczekiwać każdego dnia spotkania, cieszyć się kiedy ono nadejdzie. Myślę, że po tych incydentach, które się przydarzyły na wyjeździe ta relacja może się oddalić. Wiadomo wyjazd na Sylwestra te kilka dni, było fajnie, atmosfera wyjazdu we dwoje itd. Ale jest jeszcze szara rzeczywistość, która daje o sobie znać. Może ktoś spojrzy swoim okiem na tą sytuację i wyciągnie jakieś wnioski, które może dla mnie nie są widoczne. Jesteśmy w podobnym wieku, ona 25 lat, ja 26. Mamy dobre zarobki, dobrą pracę, perspektywy.
Nasza znajomość się pogłębiała. Mimo pewnych odchyłek w moich zachowaniach (byłem mocno nieobyty w kontaktach towarzyskich) widziałem oznaki zainteresowania z jej strony. Sporo wypadów jej fundowałem. Ukrainki wyznają taką zasadę, że mężczyzna płaci za wszystko. Co później stało się obiektem naszych sporów.
Umówiliśmy się na wakacje w góry na kilka dni. Byliśmy razem na wyjeździe. Było fajnie. Owszem towarzyszył mi stres, ale jak już minęło trochę czasu to było ok. Dziewczyna była zadowolona z wyjazdu, sam go zorganizowałem i opłaciłem. Nie mogłem ogólnie być jednoznaczny czy ona jest tylko koleżanką czy może przyszłą dziewczyną. To mnie trochę trapiło, nie dawało i nie daje mi spokoju do dziś dnia.
Potem zaproponowała żebym przyjechał do jej mieszkania pod Warszawę. Poczułem duży lęk, że może to zbyt wcześnie, ale finalnie zgodziłem się i szykowałem się mentalnie na ten wyjazd. W połowie sierpnia byłem u jej rodziców i u niej. Byłem strasznie zestresowany i miałem tysiące myśli w głowie. Jak wypadnę, czy jej rodzice mnie zaakceptują itd. Poczułem przez pierwsze dwa dni stany przygnębienia, obniżki nastroju, pewnie z powodu stresu, lęku.
Potem jeszcze byłem u niej na urodzinach kupiłem drogi prezent (z 300 zł około), byliśmy nad morzem jeszcze w październiku, wynająłem bardzo dobry domek. Zaprosiłem ją do siebie w listopadzie. Była na kilka dni. Zbliżyliśmy się do siebie, były pocałunki itd. Miałem jechać do niej na początku grudnia, ale byłem chory to nie mogłem, ona jest bardzo czuła na przeziębienia, zarażanie itd. Następnie w grudniu pod koniec ja byłem u niej, stamtąd mieliśmy jechać na sylwestra w góry. Dochodzimy do punktu kulminacyjnego. Jeszcze przed wyjazdem gadaliśmy przez telefon z 2 godziny. W trakcie rozmowy zaczęła mi mówić, że ona w ogóle nie powinna za mnie płacić, bo czuje się nie kobieco z tym. Że jak mi ufundowała zupkę za 20 zł nad morzem to było dla niej przykre, musiała się zastanawiać czy ma płacić. Zaświeciła mi się lampka. Zacząłem jej mówić, że jak ty to widzisz, kiedyś ludzie jak wchodzili w związek to wspólnie się dorabiali i kobiety też dokładały się mężczyzną do gospodarstwa domowego. Nikt oczywiście nie mówi, aby był podział 50 do 50. Ona uważa, że to nic złego jak dziewczyna przychodzi na gotowe do dorobionego mężczyzny, który ma już dom i samochód i jest np. 15 lat starszy.
Pierwszego dnia było w miarę ok. Graliśmy w gry planszowe, jakiś spacerek. Znowu pojawiła się mała zagwozdka. Przy jednej z gier przypadkowo pokazałem gest zaciśniętej pięści. Odebrała to baardzo negatywnie. Strasznie się zdenerwowała. Zaczęła mi zadawać pytanie dlaczego się zamachnąłem na nią. Ja się tłumaczyłem, że to przypadkowo. Później jeszcze dwa razy mi się zdarzyło. W końcu mi oznajmiła, że to koniec naszego związku i będziemy tylko przyjaciółmi, ale na sylwestra ze mną pojedzie jako przyjaciółka Przykro mi się zrobiło, ale zaakceptowałem to. Stała się trochę nie miła, zaczęła mnie ganić jak coś źle zrobiłem, jak jej na kredensie ryskę zrobiłem przypadkowo itd. Przy swoich rodzicach coś gadała, że jak to kobieta ma myć naczynia i jeszcze przynosić pieniądze do domu.
Jak poszedłem do kościoła i wróciłem to wyszło jeszcze gorzej- oznajmiła mi, że ona ze mną na tego Sylwestra nie pojedzie, bo będzie czuła się niebezpiecznie, że mogę ją pobić itd. Zaproponowała, że spędzimy Sylwestra u niej. Mi oczy na wierzch wyszły i stwierdziłem, że to jakiś absurd to wszystko. Nic jej takiego nie zrobiłem. Powiedziałem, że lepiej jak jutro rano pojadę do domu. Na to przystanęła. Wieczorkiem tego dnia zaczęliśmy grać w gierki różne, planszowe, karty itd. Odbyliśmy szczerą rozmowę o naszej relacji. Mówiła mi, że jak jej pokazałem pięści (przypadkowy gest) to ona się już totalnie rozmyśliła, bo miała też przed oczami moje wszystkie wady- zaczęła je wymieniać- za mało odważny, zgarbiony, zakompleksiony itd. Było już wieczorem, zacząłem się pakować żeby następnego dnia pojechać do domu. A tu nagle przychodzi przed 12 wieczorem i mówi, że jednak chce ze mną jechać, bo po naszej szczerej rozmowie ona sobie przemyślała to wszystko. Zapytała o zgodę, no to zgodziłem się. Byłem zaskoczony. Nie wiem, może to jakaś gierka. Do sylwestra mi się dołożyła: opłaciła połowę ceny za nocleg oraz potem za paliwo. Aż jej mówiłem, że nie trzeba tyle. Pojechaliśmy jako przyjaciele. Na wyjeździe zachowywała się dobrze, czasem tylko coś mi wypomniała, moje wady. Po wyjeździe w góry na Sylwestra odwiozłem ją na dworzec i ciepłymi słowami się pożegnaliśmy. Następne spotkanie jak będzie to dopiero za trzy-cztery tygodnie, bo ma teraz dużo nauki oraz pracę. Dla mnie sytuacja jest dziwna. Jest sporo różnic między nami plus dystans spory 300 km plus aspekty kulturalne, religijne (ona Ukrainka, ja Polak). Widujemy się raz na miesiąc, a czasem rzadziej. Jak tam do niej jeżdżę do jej rodziców to mam duży stres i jestem bardzo nerwowy. Wydaje mi się, że dziewczyna nastawiona bardziej na zarabianie dużych pieniędzy i karierę. Nieraz wspomina, że marzy o Porshe oraz klinice, która zatrudnia wielu pracowników. Nie wiem co by było gdyby byliśmy już w związku/małżeństwie i nagle poznałaby jakiegoś starszego dorobionego mężczyznę, który byłby gotowy wyłożyć kilkaset tysięcy zł na jej marzenia. Ciekawe jakby zareagowała. Ja biedakiem nie jestem, mam dobrą pracę, ale nie zamierzam jej wszystkiego sponsorować, każdego wyjazdu. Tym bardziej, że ona również ma dobrą pracę i niezłe zarobki. Nie do końca ma dla mnie czas żeby się widywać częściej. Zauważyłem też niestety, że jak zbliża się termin naszego spotkania to robię się zestresowany, nerwowy, gdzieś podświadomie liczę, żeby ten czas minął jak najszybciej, a ja wrócił do swoich przyziemnych spraw i obowiązków. A wiem, że tak nie powinno być. Powinniśmy raczej oczekiwać każdego dnia spotkania, cieszyć się kiedy ono nadejdzie. Myślę, że po tych incydentach, które się przydarzyły na wyjeździe ta relacja może się oddalić. Wiadomo wyjazd na Sylwestra te kilka dni, było fajnie, atmosfera wyjazdu we dwoje itd. Ale jest jeszcze szara rzeczywistość, która daje o sobie znać. Może ktoś spojrzy swoim okiem na tą sytuację i wyciągnie jakieś wnioski, które może dla mnie nie są widoczne. Jesteśmy w podobnym wieku, ona 25 lat, ja 26. Mamy dobre zarobki, dobrą pracę, perspektywy.