Witam wszystkich użytkowników tego forum

17.03.23
Forum przeżyło dziś dużą próbę ataku hakerskiego. Atak był przeprowadzony z USA z wielu numerów IP jednocześnie. Musiałem zablokować forum na ca pół godziny, ale to niewiele dało. jedynie kilkukrotne wylogowanie wszystkich gości jednocześnie dało pożądany efekt.
Sprawdził się też nasz elastyczny hosting, który mimo 20 krotnego przekroczenia zamówionej mocy procesora nie blokował strony, tylko dawał opóźnienie w ładowaniu stron ok. 1 sekundy.
Tutaj prośba do wszystkich gości: BARDZO PROSZĘ o zamykanie naszej strony po zakończeniu przeglądania i otwieranie jej ponownie z pamięci przeglądarki, gdy ponownie nas odwiedzicie. Przy włączonych jednocześnie 200 - 300 przeglądarek gości, jest wręcz niemożliwe zidentyfikowanie i zablokowanie intruzów. Bardzo proszę o zrozumienie, bo ma to na celu umożliwienie wam przeglądania forum bez przeszkód.

25.10.22
Kolega @janusz nie jest już administratorem tego forum i jest zablokowany na czas nieokreślony.
Została uszkodzona komunikacja mailowa przez forum, więc proszę wszelkie kwestie zgłaszać administratorom na PW lub bezpośrednio na email: cheops4.pl@gmail.com. Nowi użytkownicy, którzy nie otrzymają weryfikacyjnego emala, będą aktywowani w miarę możliwości, co dzień, jeśli ktoś nie będzie mógł używać forum proszę o maila na powyższy adres.
/blueray21

Ze swojej strony proszę, aby unikać generowania i propagowania wszelkich form nienawiści, takie posty będą w najlepszym wypadku lądowały w koszu.
Wszelkie nieprawidłowości można zgłaszać administracji, w znany sposób, tak jak i prośby o interwencję w uzasadnionych przypadkach, wszystkie sposoby kontaktu - działają.

Pozdrawiam wszystkich i nieustająco życzę zdrowia, bo idą trudne czasy.

/blueray21

W związku z "wysypem" reklamodawców informujemy, że konta wszystkich nowych użytkowników, którzy popełnią jakąkolwiek formę reklamy w pierwszych 3-ch postach, poza przeznaczonym na informacje reklamowe tematem "... kryptoreklama" będą usuwane bez jakichkolwiek ostrzeżeń. Dotyczy to także użytkowników, którzy zarejestrowali się wcześniej, ale nic poza reklamami nie napisali. Posty takich użytkowników również będą usuwane, a nie przenoszone, jak do tej pory.
To forum zdecydowanie nie jest i nie będzie tablicą ogłoszeń i reklam!
Administracja Forum

To ogłoszenie można u siebie skasować po przeczytaniu, najeżdżając na tekst i klikając krzyżyk w prawym, górnym rogu pola ogłoszeń.

Uwaga! Proszę nie używać starych linków z pełnym adresem postów, bo stary folder jest nieaktualny - teraz wystarczy http://www.cheops4.org.pl/ bo jest przekierowanie.


/blueray21

polecane książki

Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: janusz » środa 05 lut 2014, 00:20

Obrazek Łatwa podróż na inne planety - Autor: A.C. Bhaktivedanta Swami Prabhupada

Można spróbować indywidualnie udać się na planetę, jakiej się pragnie, ale jest to możliwe jedynie przez psychologiczne zmiany w umyśle lub dzięki mocom osiągalnym przez proces yogi. Umysł jest zaczątkiem materialnego ciała. Każdy, kto przez praktykowanie bhakti-yogi tak wyćwiczy umysł, by zwrócił się od materii ku duchowej postaci Boga, ten z łatwością może osiągnąć Jego królestwo w niebie antymaterialnym. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. ;)
0 x



Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: janusz » niedziela 16 lut 2014, 00:15

Obrazek Wielki Wybuch nigdy nie miał miejsca, Wszechświat się nie rozszerza, Księżyc odrywał się od Ziemi stopniowo, czarna dziura przyciąga światło i odpycha materię, kamienie użyte do budowy piramid były wytapiane - to tylko niektóre z wysuniętych tu kontrowersyjnych hipotez.

Autorzy kwestionują uznane teorie naukowe i obalają niekwestionowane dotąd koncepcje na temat naszego Wszechświata, dziejów Ziemi, kosmologii, geologii, geofizyki, astronomii, klimatologii i biologii. A przede wszystkim odkrywają na nowo "rok kosmiczny” - powtarzający się regularnie co 12 888 lat cykl globalnych katastrof, charakteryzujących się nagłym przemieszczeniem ziemskich biegunów magnetycznych i geograficznych.
Ten cykl kataklizmów był dobrze znany starożytnym cywilizacjom. Papirus Harris z czasów Ramzesa III opisuje regularnie powtarzające się globalne katastrofy - skutek odwrócenia biegunów magnetycznych. Papirus Ipuwera stwierdza wyraźnie, że Ziemia nagle odwróciła się do góry nogami, i rozpacza z powodu strasznych spustoszeń, jakie nastąpiły. Eurypides mówi w Elektrze, że Ziemia odwróciła się, a Słońce przemieściło się w innym kierunku. Platon donosi o powtarzającej się destrukcji Ziemi przez ogień i wodę, spowodowanej przez planety i gwiazdy. A Seneka pyta: "Czy my, ludzie, zasłużyliśmy na to, że niebo chce nas zniszczyć, odwracając swe bieguny?”
Kris i Jo Van den Driessche nie tylko przytaczają starożytne źródła, ale wysuwają własne dowody na potwierdzenie tezy o powtarzającym się cyklu zagłady. Ich zdaniem koniec obecnego roku kosmicznego wydaje się bliski...
0 x



Awatar użytkownika
blueray21
Administrator
Posty: 9753
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 23:45
x 44
x 494
Podziękował: 449 razy
Otrzymał podziękowanie: 14664 razy

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: blueray21 » niedziela 16 lut 2014, 09:52

Teoria rzeczywiście śmiała, bo z badań dipoli wynika, że przebiegunowań ziemi było sporo, ale ostatnie ok. 80 000 lat temu. Nawet jeśli przyjąć 50% błędu w określeniu jego czasu to i tak wielokrotnie więcej niż te 12 888 lat.
0 x


Wiedza ochrania, ignorancja zagraża.

Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: janusz » poniedziałek 17 mar 2014, 23:24

Giganci i anioły upadłe. Zakazane fakty

Obrazek Artur Sroka, autor „Teologii narkotyku”, zaskakuje polski rynek wydawniczy z kolejną głośną pozycją. Biblista, na podstawie zarówno własnych badań różnorakich przekazów kulturowych, jak i dowodów kopalnych, dowodzi, że przed czasami Potopu istniała na Ziemi zaawansowana rozwojowo cywilizacja, będąca owocem zakazanej miłości aniołów oraz ludzi. Sikora przytacza przekazy z całego globu, donoszące o nikczemności potomków spłodzonych przez „synów Bożych” i wskazuje, że to ich niegodziwość stanowiła jedną z głównych przyczyn zalania Ziemi wielką wodą – która, jak wyjaśnia niniejsza książka – również była wydarzeniem historycznym, nie zaś jedynie symbolicznym zobrazowaniem gniewu Boga. Skąd pomysł, że cywilizacja hybryd istniała? Dlaczego nauka milczy? „Giganci i anioły upadłe. Zakazane fakty” to wyczerpująca lektura, której celem jest przyniesienie odpowiedzi na te i wiele innych fascynujących pytań.

Niniejsza publikacja jest jedną z pierwszych tego typu książek na rynku polskim, która omawia w tak obszerny i niekonwencjonalny sposób zagadnienia związane z najwcześniejszą historią ludzkości, a jednocześnie nie obawia się dotknięcia tematów trudnych. Przedstawione w niej poglądy, choć dla wielu osób mogą wydać się zbyt kontrowersyjne, to jednak wbrew pozorom mają one mocne uzasadnienie zarówno w faktach, tradycji, jak i rozsądnych argumentach. Książka stara się podejść do zagadnień teologicznie spornych w sposób wyważony i obiektywny, uwzględniając i przedstawiając tam, gdzie jest to tylko możliwe, również inne i czasem zupełnie odmienne interpretacje dogmatyczne cytowanych, a problematycznych wersetów. Czytelnik poprzez niniejszą publikację ma możliwość zapoznania się z mało nagłaśnianymi, a przez to często zupełnie nieznanymi faktami dotyczącymi zarówno dziejów Ziemi, jak i cywilizacji starożytnej oraz korzeni rasy ludzkiej. Książka nie narzuca określonych poglądów, ale stymuluje i zmusza do samodzielnego myślenia oraz ponownej weryfikacji wielu powszechnie panujących stereotypów, które niekoniecznie muszą być słuszne. Zaznacza ona również i sygnalizuje, że duża grupa ludzi nie zgadza się z panującymi obecnie nowoczesnymi i „naukowymi” tendencjami oraz sposobem, w jaki przedstawia się domniemane pochodzenie człowieka. Prezentowana książka ma za zadanie zapełnić lukę na rynku wydawniczym i jestem głęboko przekonany, że jej celowość jest uzasadniona, a ona sama stanowić będzie alternatywę i przeciwwagę dla nurtu, którego nie popiera, wbrew utartej opinii, duża część społeczeństwa. Mam nadzieję także, że posłuży ona jako bodziec do prac nad kolejnymi publikacjami o podobnej tematyce, będąc jednocześnie pomocną przy nowych opracowaniach. Sposób interpretacji zaprezentowanego tutaj materiału pozostawiam do indywidualnej oceny samego Czytelnika, jak i wnioski wypływające z niniejszej publikacji. Ponadto pragnę podkreślić, iż na ile to było tylko możliwe, dołożono wszelkich starań, aby w zaprezentowanym materiale uniknąć ewentualnych błędów i nieścisłości. Z uwagi, iż jest to jedna z nielicznych prac o takiej tematyce na polskim rynku, a poruszane zagadnienia w niektórych miejscach bardzo subtelne, będę wdzięczny za wszelkie konstruktywne uwagi, które zostaną uwzględnione przy pracach nad drugim i rozszerzonym wydaniem.

Artur Sroka – Mława, 6 lutego 2014 r.
0 x



Awatar użytkownika
Thotal
Posty: 7359
Rejestracja: sobota 05 sty 2013, 16:28
x 27
x 249
Podziękował: 5973 razy
Otrzymał podziękowanie: 11582 razy

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: Thotal » wtorek 18 mar 2014, 07:30

Świat na rozdrożu Marcin Popkiewicz

http://merlin.pl/Swiat-na-rozdrozu_Marc ... tAodH1YAdQ



Znakomita analiza sytuacji polityczno - gospodarczej na Ziemi.




Pozdrawiam - Thotal :)
0 x



baba
x 129

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: baba » czwartek 20 mar 2014, 08:10

Wszystkim młodym rodzicom (a i starszym się przyda nawet jeśli mają już dorosłe dzieci ;) ) z czystym sumieniem mogę polecić tą książkę. Jako już bardzo doświadczony rodzic stwierdzam, że gdybym ją wcześniej poznała bardzo ułatwiłaby mi obustronnie satysfakcjonujący kontakt z dziećmi. 8-)
Obrazek
W sposób niezwykle osobisty, pełen życzliwości i prostoty autorki dzielą się własnym doświadczeniem oraz głęboką wiedzą na temat dylematów rodzicielskich i dziecięcych uczuć, sposobów nawiązywania współpracy skuteczności i nieskuteczności, pochwał oraz kar. Ujawniając przyczyny porażek wychowawczych i wskazując sposoby ich uniknięcia- uczą rodzicielstwa dojrzałego i satysfakcjonującego.
Nowością i szczególną zaletą tego poradnika jest pokazanie jak to robić!


A dla pogłębienia świadomości własnej dorosłych dość ciężka w czytaniu ale niezwykle moim zdaniem wartościowa książka. Nowatorskie spojrzenie na uwarunkowania człowieka i przyczyny przemocy. Trzeba przebrnąć przez ciężkie opisy przemocy ale w nagrodę dostajemy na końcu mądre, proste i praktyczne rady. 8-)
Efekt Lucyfera
Dlaczego dobrzy ludzie czynią zło?

Obrazek
Jedna z najważniejszych prac nurtu psychologii dobra i zła. Autor interesująco prezentuje analizę eksperymentu stanfordzkiego i wykazuje ścisły związek z tym, co później wydarzyło się w więzieniu w Abu Ghraib. Przedstawia mechanizmy i czynniki, które czynią ze zwykłego człowieka oprawcę i ofiarę systemu. Udowadnia możliwość zmiany lub zapobiegania niechcianym zachowaniom jednostki lub grupy, dzięki zrozumieniu, jakie siły, wartości i skłonności przez nie przejawiane są wnoszone w daną sytuację. Uważa, że można mieć większy wpływ na zredukowanie niepożądanych indywidualnych reakcji przez wiedzę, pokazuje, jak ich unikać lub je modyfikować.

Zimbardo poszukuje wyjaśnienia dla stwierdzonych zależności, odwołując się do dotychczasowych badań nad jednostkowymi postawami (poczucie władzy, konformizm i posłuszeństwo), a także nad oddziaływaniami szerszego środowiska społecznego (odindywidualizowanie, odczłowieczenie i znieczulica). Książkę zamyka rozdział na temat oporu wobec niepożądanych nacisków ze strony sytuacji społecznych i analiza postawy heroicznej, którą autor uważa za remedium na grożące nam z różnych stron zło.
0 x



Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: janusz » wtorek 01 kwie 2014, 22:55

Obrazek Tysiąc lat przed odkryciem w Europie mikroskopu kapłani dawnego Meksyku wywodzili człowieka z dzielących się komórek jajowych i pasm chromosomowych zawierających kod genetyczny.

Wyprzedzający epokę zapis wiedzy biologicznej Indian Mezoameryki zawartej w prekolumbijskich kodeksach obrazkowych z Meksyku, biologiczna geneza boga Quetzalcoatla, Węża Upierzonego.

Dziwaczne lub potworne panteony bóstw, bogów i demonów dawnego Meksyku oraz innych obszarów świata nie zostały przez naszych przodków wykreowane w procesie abstrakcyjnego myślenia, lecz zaobserwowane w transach podczas kontaktów z `niebem.`

Niemal 20 lat temu, studiując ręcznie malowane kodeksy obrazkowe Indian dawnego Meksyku, zwróciłem uwagę na te ich stronice, na których według archeologów była przedstawiona mistyczna geneza człowieka, a więc jego korzenie w obszarze transcendentalnym, gdzie przebywają bogowie. Gdy począłem gruntownie analizować symbole i ich słowne indiańskie objaśnienia stało się oczywiste, że prezentują one w uproszczeniu także podstawowe biologiczne struktury i procesy życiowe.
Nieznany mistecki mędrzec już w XIII wieku, na długo przed odkryciem w Europie mikroskopu, malował przekroje komórek z jądrami, komórek jajowych, podziały komórkowe, komórki z podwójną helisą DNA, zespoły 23 ludzkich chromosomów obecnych w jaju tuż przed zapłodnieniem, typowe kształty podwajających się chromosomów, symbole 20 aminokwasów wchodzących w skład białek, znaki 4 zasad stanowiących litery kodu genetycznego i tak dalej. Co więcej, zebrałem obfitą ikonografię i liczne słowne przekazy, które pozwoliły mi wysunąć tezę, że najbardziej czczone, choć nie najwyższe bóstwo Mezoameryki, Quetzalcoatl czyli Wąż Upierzony, nosiciel mądrości najwyższego Boga, jest symboliczną personifikacją podwójnej helisy DNA.
Biolodzy w kraju i za granicą nie mieli zastrzeżeń co do prawidłowości takiego odczytu. Także i niektórzy archeolodzy byliby może gotowi się zgodzić, gdyby nie jedno `ale.` Wciąż słyszałem to samo uniemożliwiające dyskusję zastrzeżenie: Indianie nie mogli tego wiedzieć !
Pragnąc wykazać, że jednak było to możliwe, zacząłem poszukiwać innej, niż naukowa drogi poznania. Nie upłynęło wiele czasu, gdy nabrałem pewności, że takim źródłem wiedzy były dla indiańskich kapłanów odmienne stany świadomości uzyskiwane w transach halucynogennych. Wkrótce się przekonałem, że są one nadal codzienną praktyką u wielu plemion dżungli amazońskiej w Brazylii i Peru, a także gór, pustyń i lasów w Meksyku.
Zaczęło się niewinnie, lecz niebawem pojąłem, że uruchomiłem lawinę, która już się toczy i w najbliższych latach nie tylko odsłoni prawdziwość szamańskich wtajemniczeń, lecz także zmiecie i obróci w perzynę akademickie teorie pochodzenia wierzeń i zaczątków religii u pierwotnych ludów !
Dotychczas wszystko - co mieszkańcy wilgotnej puszczy, kaktusowych pustyń, dalekich wysp Pacyfiku czy subpolarnych lasów, oraz ich szamani, usiłowali powiedzieć badaczom na temat istnienia, obok naszego świata, transcendentalnego obszaru zamieszkałego przez istoty duchowe - było traktowane jako czyste zmyślenie. Miało ono wynikać z rzekomych egzystencjalnych lęków `dzikich,` dręczonych niezrozumiałymi dla nich siłami przyrody.
Jednym z tych, którzy nie popisali się przenikliwością, był klasyk antropologii światowej, a nasz znakomity rodak, Bronisław Malinowski, który okazał się tak dalece głuchy na objaśnienia przez mieszkańców Trobriandów dwoistej struktury świata, iż marnotrawił czas na tworzenie własnej teorii pochodzenia wierzeń. Wywiódł mianowicie w dziele naukowym, że tubylec, uderzywszy stopą o kamień i zwijając się z bólu, przyznawał kamieniowi złośliwą wolę, a tym samym nadawał mu osobowość ducha. W takim to procesie, nieco upraszczając, miała powstać wiara w istoty duchowe, a następnie w bogów.
Nic więc dziwnego, że następcy B. Malinowskiego zapełnili biblioteki traktatami, często pisanymi na polityczne zamówienie, w których szczegółowo tłumaczyli, jak i w jakim celu ludzie wymyślali bogów.
Słynny Mircea Eliade, jeden z najwybitniejszych znawców historii religii, także nie wierzył szamanom pisząc z wyraźnym dystansem:
Ich dusza ma opuszczać ciało, wstępować do nieba lub zstępować do podświata. (...) Mówią tajnym językiem, którego uczą się wprost od duchów (...) Uważają, że te duchy przybyły z nieba i stworzyły życie na Ziemi.
`Ma opuszczać...`, `uważają, że...` - są to, może i zrozumiałe, lecz niezbyt twórcze zastrzeżenia. Tym bardziej, że...
W połowie naszego stulecia pojawili się badacze, którzy dostrzegli, że skoro od tysiącleci po dzień dzisiejszy ludy i plemiona, jeśli tylko mają dostęp do roślin halucynogennych `podróżują do nieba,` coś widocznie jest na rzeczy. Za największe w antropologii XX wieku uważa się odkrycie, iż w Meksyku praktyka ta przetrwała na ogromną skalę. Stanowi ona dowód realności innego wymiaru, który dla Indian jest często bardziej rzeczywisty, niż codzienne życie.
Trzeba tu zaznaczyć, że halucynogenne grzyby, korzenie, nasiona i kaktusy w Meksyku oraz roślinny wywar ayahuasca w Amazonii, nie mają nic wspólnego z narkotykami pustoszącymi zachodnie kultury. Nie uzależniają bowiem i wywołują inny efekt niż kokaina czy heroina. U Indian - przygotowywanych od dziecka mentalnie, a następnie postem, wstrzemięźliwością seksualną i oczyszczeniem ciała - wywołują trans, który otwiera dla umysłu ... No właśnie, co otwiera ?
W Ameryce trwają próby rozwikłania tej ważnej tajemnicy. Antropolodzy przestali wreszcie udawać, że jej nie ma . Przekonałem się o tym, gdy po moich publikacjach nawiązali ze mną kontakt meksykański archeolog Enrique Assemat i szwajcarski antropolog Jeremy Narby. Ten ostatni, jako doktorant Uniwersytetu Stanford w USA, spędził dwa lata u Indian Ashaninka nad rzeką Pichis w Peru. Okazało się, że niezależną drogą doszedł do wniosków podobnych do moich. Stwierdził mianowicie, że ukazujące się w transach, po wypiciu ayahuasca, zjedzeniu kaktusa peyote czy grzybów totonacatl, węże są symboliczną projekcją DNA !
Początkowo wymienialiśmy listy, potem spotkaliśmy się w Limie. Jeremy Narby najpierw mi wówczas opowiedział, co on i jego uczeni koledzy usłyszeli od amazońskich szamanów zaproszonych na ekologiczny Szczyt Ziemi w Rio de Janeiro. Z ich słów wynikało, że przepisy na skomplikowane leki roślinne otrzymują oni nie drogą stuletnich doświadczeń, jak im to wmawiają `badacze,` lecz `na zamówienie` - wprost od duchów roślin, maninkari lub yoshi, z którymi kontaktują się w transie.
Narby uwierzył szamanom i postanowił sprawdzić to na własnej skórze. Zamieszkał z nimi w wilgotnym tropikalnym lesie. Tam został pouczony:
Kiedy ayahuasquero wypija swój roślinny napar, duchy ukazują mu się i wszystko wyjaśniają. Niewidzialne istoty, maninkari, są w zwierzętach, roslinach, górach i strumieniach, jeziorach i pewnych kryształach i są źródłem wiedzy. Ich istnienie nie zna końca ani choroby.
Przygotowany przez szamana, Jeremy wypił wywar ayahuasca i wtedy:
Zatopiły mnie głęboki halucynacje. Nagle znalazłem się pomiędzy dwoma gigantycznymi, piętnastometrowymi, jak mi się zdawało, boa-dusicielami. Byłem przerażony. Te olbrzymie węże są tutaj, oczy mam zamkniete, a widzę oszałamiający świat błyszczących świateł i pośród zmąconych myśli węże poczynają przemawiać do mnie bez słow. Tłumaczą mi, że jestem tylko ludzką istotą (...) Dostrzegam bezdenną arogancję moich codziennych przekonań (...) Przez większość czasu wydaje mi się, że wszystko rozumiem, tutaj zaś znalazłem się w potężniejszej rzeczywistości, której nie rozumiem w ogóle i nie podejrzewałem nawet jej istnienia. Zbiera mi się na płacz w obliczu wielkości tego objawienia (...) Lecę w powietrzu, tysiąc metrów nad ziemią, patrzę w dół i widzę planetę całkiem białą. (...) Widzę zielony liść z jego żyłkowaniem, a potem ludzką dłoń z jej żyłami. Przesłanie jest jasne: jesteśmy zbudowani z tego samego tworzywa, co świat roślinny. (...) W dzień po sesji ayahuasca czułem się jak nowonarodzony, zjednoczony z naturą, dumny z bycia człowiekiem przynależnym do nieobjętej sieci życia.
Narby przesłał mi prace znakomitego antropologa amerykańskiego starszego pokolenia Michaela Harnera, który także postanowił sprawdzić na sobie, czym jest doświadczenie zmienionego stanu świadomości. Zaprzyjaźniwszy się z Indianami Conibo w peruwiańskiej Amazonii wypił pół butelki paskudnie gorzkiego, różowego płynu. Swoje wrażenia zapisał tak:
Przez szereg godzin po wypiciu wywaru znajdowałem się, choć nie śpiąc, w świecie dosłownie wykraczającym poza moje najdziksze sny. Spotkałem ptasiogłowych ludzi, jak i podobne do smoków stwory, które objaśniały, że są prawdziwymi bóstwami tego świata. Otrzymałem pomoc innych duchowych pomocników w próbie przelecenia przez najdalsze części Galaktyki. Przenoszony w transie, w którym to, co nadnaturalne, wydawało się naturalnym, zdałem sobie sprawę, że antropolodzy, łącznie ze mną samym, głęboko nie doceniają ważności narkotyków w kształtowaniu ideologii krajowców.
Harner ponawiał doświadczenie. W jednym z tekstów opisał swoje przybycie w transie do niebiańskiej jaskini, gdzie szalał nadnaturalny karnawał demonów. Zobaczył dwie dziwne łodzie płynące w powietrzu o wielkich smoczo-głowych dziobach, podobnych do tych w statkach Wikingów. Na pokładzie spostrzegł wielką ilość ludzi z głowami błękitnych sójek i ludzkimi ciałami, jak ptasiogłowe bóstwa ze starożytnych grobowych malowideł egipskich.
W pewnej chwili Harner zorientował się, że wizje te emanują z gigantycznych wężowych stworów spoczywających na dnie jego mózgu. Zaczęły one wyświetlać przed oczami badacza obrazy zarazem informując go, że jest to wiedza przeznaczona wyłącznie dla zmarłych i umirających.
Najpierw pokazały mi planetę Ziemię, jaką była przed eonami czasu, zanim pojawiło się na niej życie. Zobaczyłem ocean, nagi ląd i lśniące niebieskie niebo. Następnie z nieba spadły setkami czarne punkciki i wylądowały w pustynnym krajobrazie. Miały toporne skrzydła podobne do pterodaktyli i wielkie wielorybie ciała. (...) Wyjaśniły mi w jakimś rodzaju mowy myślowej, że przyleciały skądś w przestrzeni. Przybyły na planetę Ziemię, by ujść przed nieprzyjaciółmi. Stwory pokazały mi następnie, jak stworzyły życie na planecie w celu ukrycia się w jego różnorodnych postaciach i zamaskowania swojej obecności. Przede mną wspaniałość stworzenia i różnicowania się roślinnego i zwierzęcego świata ... setki milionów lat działania ... miała miejsce z żywością i w skali niemożliwej do opisania. Dowiedziałem się, że smoko-podobne stwory znalazły się w ten sposób wewnątrz wszystkich form żywych, włączając człowieka.
W tym miejscu Harner dodał przepis:
Patrząc wstecz można by powiedzieć, że były one niemal jak DNA, chociaż w tym czasie, 1961 roku, nic o DNA nie wiedziałem.
Meksykanin Enrique Assemat z kolei, biorąc za punkt wyjścia moją publikację o wiedzy biologicznej autorów kodeksów, przeprowadził badania szamanizmu u Indian Mazateków, spożywających i czczących grzyby halucynogenne. Chciał się przekonać, czy istotnie w transach mogą oni uzyskać wiedzę, której nie otrzymali żadną inną drogą. Podczas niedawnego spotkania w Meksyku wręczył mi wyniki: gruby tom wydany przez Politechnikę Narodową, co jest najlepszym dowodem, że ścisłe umysły w Meksyku gotowe są uznać rzeczywistość otwierającą się w transie nie za fenomen wyłącznie psychiczny, lecz należący do obszaru fizyki. Oto opis kuracji grzybkami halucynogennymi, którą Assematowi zaaplikowała Indianka Ines.
Grypa postępowała. (...) Miałem zapalenie oskrzeli. Oddychałem z trudem. (...) Wtedy zostałem wchłonięty przez obraz: nagle wszystko stało się odczuwaniem i byciem płucami. Przeżywałem coś bardzo dziwnego: miałem wrażenie, że widzę płuca z przodu i równocześnie, że sam jestem treścią tej wizji. (...) Mogłem widzieć wewnętrzne i zewnętrzne tkanki płuc ...
To i wiele podobnych świadectw upewniło mnie, że poprzez trans Indianie uzyskiwali wtajemniczenie w rzeczy, o których przed powstaniem nauki ` nie powinni ` czy ` nie mogli ` wiedzieć. Nie mam już wątpliwości, że obok naukowej, istnieje inna droga poznania ! To ona pozwalała i pozwala Indianom uzyskiwać wgląd do wnętrza komórek, poznawać nowe leki, a wreszcie oglądać zdarzenia odległe w czasie i przestrzeni.
Assenat, Narby, Harner, i kilkunastu innych, utytułowanych naukowo badaczy nie waha się już mówić, iż mają rację Indianie twierdzący, że poza naszym światem, ( lecz jak się zdaje w tej samej przestrzeni ) istnieje świat zaludniony przez istoty duchowe i będący składnicą wszelkiej wiedzy, a otwierający się dla świadomości po użyciu właściwego klucza.
Okazało się, że na tropie tego klucza są już biochemicy i biofizycy, którzy analizując ayahuasca wykryli w wywarze substancję halucynogenną, dimethyltryptaminę, której budowa chemiczna jest niemal identyczna jak psylocybiny - składnika kaktusów peyote.
Sensacją stało się spostrzeżenie, że ludzki mózg sam wydziela niewielkie ilości dimethyltryptaminy, a także hormon serotoninę o niemalże identycznej budowie. Oznaczałoby to, że Natura sama zaopatrzyła nas w ten klucz do innego wymiaru ! Zamkiem są receptory na powierzchni neuronów, do których te cząsteczki pasują.
Zarazem Fritz A. Popp z zespołem wykazał w 1992 roku, że DNA, będące w sensie chemicznym aperiodycznym kryształem, emanuje fotony, a więc światło, w ilości 100 jedn./sek./cm2, w paśmie widzialnym dla człowieka, słabe lecz koherencji laserowej. Mogłoby to tłumaczyć jaskrawość wizji, ich holograficzną głębię i luminescencyjne kolory. Zdaje się to potwierdzać przypuszczenie, że obrazy w wizjach są emitowane przez DNA.
Jeśli jednak DNA działa tylko jak antena przekaźnikowa, skąd czerpie obrazy ? Tym bardziej, że są to obrazy żywe, a z ich postaciami można się porozumiewać !
Dalsze badania doprowadziły Narbyego do wniosku, że węże ( nieodłącznie związane z transami ) są istotnie symboliczną postacią podwójnej spirali DNA, która pełni rolę przekaźnika ( strażnika ) lub lepiej powiedzieć: okna umożliwiającego przeniknięcie do obszaru wykraczającego poza mózg i pamięć, jednakowo dostępnego wszystkim ludziom. Wprawdzie wizje te są modulowane przez osobniczy filtr kulturowy, ( nieco innych doznaje amazoński Indianin, a innych australijski aborygen czy syberyjski szaman ) jednak zawierają one elementy uniwersalne. Zapewne tu należy szukać objaśnienia archetypów i jungowskiej podświadomości zbiorowej.
Wizerunek wskazujący na taką właśnie rolę DNA odnalazłem w Tulum, majowskim sanktuarium na nadmorskim klifie. Obok postaci bóstwa, wyrzeźbionej głową ku dołowi w umownej pozycji spadania oznaczającej ` stąpienie ` dla ukazania się ludziom - widnieją dwa odcinki podwójnej helisy !
Front badań się rozszerza. Zmarła w 1998 roku Amerykanka Linda Schele, wielka postać mayanistyki, której zawdzięczamy odczytanie znacznej części glifów, zdołała zidentyfikować węża, który instruuje szamanów ( a występuje na stelach Azteków i Majów ) - jako Węża Wizji. Ustaliła, że za jego pośrednictwem królowie komunikowali się z duchami przodków. Zarazem wyszło na jaw, że krwawe i bolesne obrzędy, polegające np. na przeciąganiu sznurka z kolcami przez dziurę w języku, uprawiane przez królów, a ukazane na malowidłach w Bonampak, nie służyły bynajmniej pokucie, lecz uzyskiwaniu pogłębionego przez cierpienie transu dla spotkania z przodkami. Badaczka, o jakiej mowa, skłoniła się do przypuszczenia, że uprawiany przez Majów obyczaj wydłużania czaszek przez ucisk deseczkami nie był przejawem mody, lecz służył zwiększaniu zdolności mózgu do kontaktowania się z innym wymiarem.
Archeologia Mezoameryki tak bliska jest zaakceptowania tej tajemniczej rzeczywistości i jej wpływu na ludzi, że dr Juan Yadeum kierujący wykopaliskami w Tonina - mało dotąd znanym, lecz gigantycznym sanktuarium w Chiapas - nie waha się przed wiązaniem indiańskiej rewolty właśnie w stanie Chiapas z przywróceniem do życia świątyń i piramid, które były niegdyś energetycznym centrum wojny i śmierci.
Po ostatnich podróżach przez Meksyk i Peru, rozmowach z pracującymi w terenie badaczami i lekturach najnowszych doniesień, nabrałem ostatecznie przekonania, że dziwaczne lub potworne panteony bóstw, bogów i demonów dawnego Meksyku i innych obszarów świata, nie zostały przez naszych przodków wykreowane w procesie abstrakcyjnego myślenia, lecz zostały zaobserwowane w transach podczas kontaktów z `niebem.`
Już Nezahualcoyotl - wielki król-filozof-poeta we współczesnym Aztekom Texcoco - ostrzegał, że Bóg jest tylko jeden, zaś wszystkie czczone bóstwa, z którymi kontaktują się kapłani i szamani są demonami, wrogami rodzaju ludzkiego. Jeśli nie mylił się, to podszeptom tych właśnie wrogów można będzie przypisać mroczny i niezrozumiały zwyczaj składania ofiar z ludzi przez kulturalnych i wyrafinowanych Azteków.
Czym są te tajemnicze byty ( często jednak opiekuńcze i przyjazne ludziom ) i jaka jest fizyczna definicja obszaru, w którym się objawiają, tego nadal nie wiemy. Odpowiedzi, która przekonałaby nas, ludzi zachodniej kultury, nie udzieli, jak sądzę, samodzielnie ani szaman ani naukowiec. Któregoś dnia natomiast, zapewne już niezbyt odległego, będą musieli się spotkać. I to zapewne biofizycy i biochemicy będą musieli udać się do chaty szamana.

Maciej Kuczyński
NŚ nr 2/2000
0 x



baba
x 129

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: baba » wtorek 01 kwie 2014, 23:17

I to zapewne biofizycy i biochemicy będą musieli udać się do chaty szamana.

Już to zrobili po części albo przynajmniej są w drodze. :D
0 x



Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: janusz » czwartek 03 kwie 2014, 22:38

Obrazek Byli na ziemi olbrzymi...

...rzecz jasna nie wszyscy starożytni królowie byli gigantycznego wzrostu. Ale kananejski kolos Og, król Baszanu, był tak niezwykły, że Biblia poświęca temu wzmiankę. Arba, potomek Anakitów/Anunnaki, tym się wyróżniał, że był isz gadol. Półbóg Adapa, syn Enki, choć nie był królem, opisywany był jako wielki i silny. Jeśli będący takimi „wielkimi ludźmi” półbogowie dziedziczyli tę genetyczną cechę po swoich boskich rodzicach, można by się spodziewać, że wizerunki bogów przedstawiać ich będą jako istoty gigantyczne w porównaniu z ludźmi – i rzeczywiście tak było.
Widoczne jest to na przykład na znalezionym w Ur, wyrytym w III tysiącleciu prz. Chr. obrazie, przedstawiającym nagiego lugala, który góruje wzrostem nad ludźmi niosącymi ofiary i stojącymi za nim, gdy on czyni libację jeszcze większej, siedzącej bogini. Podobne wyobrażenia znaleziono w Elamie; tę samą „proporcję” między królem a bóstwem ukazuje wizerunek wysokiego króla hetyckiego ofiarującego libację jeszcze wyższemu bogu Teszubowi. W innym ujęciu tego tematu pomniejsze bóstwo przedstawia króla siedzącemu bogu, który – gdyby wstał – przerastałby co najmniej o jedną trzecią innych zgromadzonych...

„Rozszyfrowując zagadkę półbogów (wśród nich słynnego Gilgamesza), doszedłem w tej książce – moim koronnym dziele – do wniosku, że niezbity, materialny dowód dawnej obecności obcych na Ziemi został pogrzebany w starożytnym grobowcu. Opowieść ta wnosi znaczący wkład do zrozumienia naszego pochodzenia genetycznego – jest kluczem do rozwikłania sekretów zdrowia, długowieczności, życia i śmierci, jest tajemnicą, której rozwiązanie wprowadzi czytelnika w niezwykłą przygodę i ostatecznie ujawni to, co było skrywane przed Adamem w ogrodzie Eden. [
]
0 x



baba
x 129

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: baba » piątek 11 kwie 2014, 20:55

Myślę, że jest to książka warta przeczytania, sama kupię jak ogarnę finanse. :D
Muszę wkleić całość strony razem z ofertą handlową bo pochodzi z blogu tłumacza książki. 8-)

Obrazek


“Zachęcam do przeczytania książki “Zderzenie światów”. Natrafiłem na nią ponad 30 lat temu i przeczytałem jednym tchem. A potem następne książki tego autora. Kiedy książka ukazała się w 1950 r., natychmiast stała się bestsellerem. U nas nie mogła się wtedy ukazać (nie ze względów politycznych). Przetłumaczyłem ją, a pewne zachodnie wydawnictwo, entuzjaści idei dr Velikovskiego, postanowili wydać ją po polsku” – Piotr Gordon.

Osoby zainteresowane nabyciem książki Zderzenie Światów proszę o kontakt e-mailowy: piotr.gordon@wp.pl
lub telefoniczny: 22 628 74 35; 603 875 094

Dr Piotr Gordon

Immanuel Velikovsky – życiorys:

Immanuel Velikovsky urodził się w Witebsku na Białorusi w 1895 r. Na Uniwersytetach w Montpellier (Francja), Edynburgu (Wielka Brytania), Moskwie (Rosja) i Charkowie (Ukraina), w trudnych warunkach spowodowanych dyskryminacją i prześladowaniem Żydów, jak też politycznym i wojennym chaosem okresu powojennego, studiował medycynę i nauki przyrodnicze, jak np. filozofię, historię starożytną i prawo. Po uzyskaniu magisterium w Moskwie w 1921 r. wyemigrował do Niemiec, gdzie w Berlinie założył czasopismo naukowe Scripta Universitatis. Dzięki temu poznał Alberta Einsteina, który był redaktorem działu matematyczno-fizycznego. Działalność ta doprowadziła do powstania Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, którego prezydenturę zaoferowano Immanuelowi Velikovskiemu. Po zawarciu małżeństwa (na zdjęciu z żoną Eliszewą), w 1923 r. Velikovsky osiadł w Palestynie gdzie rozpoczął praktykę lekarską. Jednocześnie podjął studia psychoanalizy u Wilhelma Stekela, pierwszego ucznia Freuda, którego kilkakrotnie odwiedził w Wiedniu. Otworzył pierwszą praktykę psychoanalityczną w Palestynie i opublikował szereg artykułów w tej dziedzinie.

Pracując nad książką o freudowskiej interpretacji snów i nad nowym podejściem do bohaterów Freuda – Edypa i Echnatona, Velikovsky badał wiele źródeł literackich. W tym celu w 1939 r. udał się wraz z rodziną do New Yorku. Wkrótce potem wybuchła II Wojna Światowa i zmuszony był przedłużyć pobyt. Niezwykłe odkrycia jakich dokonał zadecydowały, że ostatecznie pozostał już na stałe w USA. Następne dziesięć lat spędził na intensywnych badaniach odkrytych przez siebie faktów geologicznych i antropologicznych, które przedstawił opinii publicznej w swojej książce Worlds In Collision (Zderzenie Światów). Książka ta, ze względu na swoją treść, jak też z powodu skandalicznej reakcji na nią przedstawicieli świata nauki, spowodowała dalekosiężny i rewolucyjny rozwój wielu dziedzin nauki, których znaczenie i waga z czasem rosły. Velikovsky, nawet po opublikowaniu kolejnych 4 książek, spotkał się z huśtawką zarówno entuzjastycznego przyjęcia jak i niszczącego – niestety często niepoważnego – odrzucenia, co stanowiło dla niego ogromne psychologiczne obciążenie. Po przeniesieniu się do Princeton w latach pięćdziesiątych, pozostawał w bliskich i przyjacielskich stosunkach z Albertem Einsteinem, z którym dyskutował o swoich teoriach. Po śmierci Einsteina, na jego biurku znaleziono otwarty egzemplarz Worlds In Collision.

Mimo licznych odkryć w dziedzinie geologii i planetologii, które potwierdzały jego idee, Velikovsky aż do swojej śmierci pozostał ofiarą dyskredytującej go kampanii, niepozostającej w proporcji ani do ścisłej naukowej metodologii, ani do treści i wagi jego prac. Velikovsky zmarł w Princeton w 1979 r.

Immanuel Velikovsky – działalność:

Dzięki swym studiom związanym z psychoanalizą, a szczególnie z bohaterami Freuda – Edypem i Echnatonem, Immanuel Velikovsky zaangażował się głęboko w badania historii starożytnej, a w szczególności Bliskiego Wschodu. Przy tej okazji zetknął się z egipskim papirusem, który opisywał zdarzenia zaskakująco podobne do opisanych w Księdze Exodus w Starym Testamencie. Idąc tym śladem, Velikovsky, w czasie 10-letnich skrupulatnych badań przestudiował źródła pochodzące od wszystkich kultur. Wszędzie znalazł doniesienia o wielkich katastrofach naturalnych, zaskakujących swoim podobieństwem, co pozwalało mu przyjąć, że te dramatyczne wydarzenia objęły całą kulę ziemską. Pozostawało to w sprzeczności z powszechną teorią jednorodności, według której obecny stan Ziemi jest wynikiem niewielkich zmian zachodzących w długim okresie czasu, przy uwzględnieniu tylko takich procesów, jakie można zaobserwować obecnie. Ale co było jeszcze bardziej zaskakujące, to datowanie tych katastrof w czasach historycznych, kiedy według przyjętych poglądów naukowych panował spokój i wszystko pozostawało w normie.

W tym samym czasie kiedy Velikovsky dowiedział się o globalnych katastrofach, odkrył też, że powszechnie przyjęta chronologia historii starożytnego Egiptu myli się o szereg wieków. W szczegółowych badaniach, przypominających dochodzenie kryminalne, zrekonstruował rzeczywisty bieg wydarzeń i znalazł proste i przekonujące wyjaśnienie wielu sprzeczności.

Chcąc zweryfikować swoje odkrycia oparte na starożytnych źródłach, Velikovsky podszedł wszechstronnie do geologicznych, paleontologicznych i archeologicznych faktów, i wykazał, że – mimo sprzeczności z obowiązującą wiedzą – prowadzą one do tych samych wniosków.

Unikalne podejście Velikovskiego polegało na tym, że potraktował dosłownie spisane starożytne świadectwa, zamiast interpretować je w znaczeniu metaforycznym.
To podejście doprowadziło go do dalekosiężnych wniosków dotyczących przyczyn opisanych katastrof. Okazało się, że planety Wenus i Mars odegrały decydującą rolę w tych naturalnych katastrofach, co pozostaje całkowicie w sprzeczności z ich obecnym statusem spokojnych sąsiadów Ziemi. Mitologiczne i historyczne przekazy naszych przodków opisują zdarzenia na niebie, które całkowicie obalają poglądy dotyczące początku i historii naszego układu planetarnego.

Velikovsky zdawał sobie sprawę ze znaczenia swych odkryć i wniosków, dlatego opublikował tylko te elementy które mógł jasno udowodnić, często opierając się na szeregu niezależnych przesłankach. Mimo to jego pierwsza książka Worlds In Collision (Zderzenie Światów) wywołała wrzawę wśród specjalistów oraz w społeczeństwie, jaka nie miała miejsca w historii nauki od czasów Galileusza. Po cząstkowych wstępnych publikacjach, Macmillan, wydawnictwo które miało właśnie opublikować książkę, zostało zmuszone do wycofania się z powodu połączonej oszczerczej kampanii głównych amerykańskich uniwersytetów. I mimo że książka w późniejszym okresie pozostawała przez szereg tygodni na szczycie listy bestsellerów i miała ponad 20 wydań w samych Stanach Zjednoczonych, opór i wrzawa nie ustały aż dopiero po śmierci Velikovskiego. Największy stres w tej kampanii spowodowały oszczercze zarzuty o charakterze osobistym oraz dyskryminacje, niegodne naukowego podejścia, a często dokonywane przez osoby które nie czytały książek Velikovskiego. Z drugiej strony, teorie Velikovskiego znalazły entuzjastycznych i licznych stronników, co spowodowało w rezultacie namiętne publiczne polemiki przez szereg dekad.

Sam Velikovsky pragnął poważnej, naukowej (we właściwym sensie) dyskusji swoich teorii i czynił stale wysiłki aby zainicjować określone eksperymenty, szczególnie w powstającym programie badania przestrzeni kosmicznej, które to usiłowania były jednak w większości odrzucane. Jednak badania Wenus, Marsa, jak też Saturna i Jowisza, dokonane przez sondy kosmiczne, przyniosły odkrycia, które Velikovsky – w oparciu o swoje studia – przewidział wiele lat przedtem. Kiedyś zostały one wydrwione, a obecnie potwierdzenia jego przewidywań zostały potraktowane jako przypadkowe zbieżności. Nawet od lat 80-tych, kiedy naturalne katastrofy zostały uznane jako część historii Ziemi, w dalszym ciągu Velikovskiego szkaluje się i pomija milczeniem. Jednym z niewielu naukowców, którzy obiektywnie i poważnie potraktowali pracę Velikovskiego, był Albert Einstein. W ciągu ostatnich dwóch lat życia Einsteina spotykali się obaj w celu prowadzenia naukowych dyskusji i nawet nawiązała się między nimi przyjaźń. Po śmierci Einsteina, na jego biurku znaleziono otwarty egzemplarz Worlds In Collision.

W ciągu ostatnich dekad, taktyka usuwania w cień niepokornego umysłu jeszcze się nasiliła. Współczesnym naukowcom nazwisko „Velikovsky” przeważnie nic nie mówi, tym bardziej że żadna encyklopedia go nie wymienia. Dlatego szczególnie ważne jest, aby jego pełne prace zostały znowu opublikowane. Wydawnictwo Paradigma Ltd podjęło się zadania, aby te prace, które są tak ważne dla sposobu w jaki postrzegamy i rozumiemy siebie, stały się dostępne dla społeczeństwa i dla naukowców, mając nadzieję, że zostaną dzięki temu poważnie i obiektywnie zbadane i ocenione, tak jak na to zasługują.

Immanuel Velikovsky – książki:

Worlds in Collision (Zderzenie Światów) (original edition 1950, new edition 2009: 978-1-906833-11-4)
Earth in Upheaval (original edition 1955, new edition 2009: 978-1-906833-12-1)
From the Exodus to King Akhnaton, Vol. I of Ages in Chaos (original edition 1952, new edition 2009:
978-1-906833-13-8)
Ramses II and His Time, Vol. II of Ages in Chaos (original edition 1978, new edition 2010: 978-1-906833-14-5)
Peoples of the Sea, Vol. III of Ages in Chaos (original edition 1977, new edition 2011: 978-1-906833-15-2)
Oedipus and Akhnaton: Myth and History (original edition 1960)
Mankind in Amnesia (original edition 1982, new edition 2010: 978-1-906833-16-9)
Stargazers and Gravediggers: Memoirs to Worlds in Collision (original edition 1984)

O Immanuelu Velikovskim:

Velikovsky and Establishment Science (Kronos Press, 1977)
de Grazia, Alfred: Velikovsky Affair (1978)
Goldsmith, D.: Scientists Confront Velikovsky (1979)
Greenberg, Lewis M.: Scientists Confront Scientists Who Confront Velikovsky (1986)
Ginenthal, Charles: Carl Sagan and Immanuel Velikovsky (1990)
Milton, Earl R.: Recollections of a Fallen Sky: Velikovsky and Cultural Amnesia (1992)
Pensee: Velikovsky Reconsidered (1994)
Velikovsky Sharon, Ruth: Aba – The Glory and the Torment: The Life of Dr. Immanuel Velikovsky (original edition 1995, new revised edition 2010:
978-1-906833-20-6)
Bauer, Henry H.: Beyond Velikovsky: The History of a Public Controversy (1999)
Velikovsky Sharon, Ruth: Immanuel Velikovsky – The Truth behind the Torment (original edition 2003, new revised edition 2010: 978-1-906833-21-3)
Marriott, David: The Velikovsky Inheritance (2004)
Internet: http://www.varchive.org
The Velikovsky Encyclopedia: http://www.velikovsky.info

źródło: velikovsky.org

Wpis na blogu: Zderzenie Światów – Immanuel Velikovsky – parę słów od tłumacza oraz Wstęp do książki jego autorstwa

http://pracownia4.wordpress.com/ksiazki ... e-swiatow/
0 x



Awatar użytkownika
Dariusz
Administrator
Posty: 2723
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:32
x 27
Podziękował: 4983 razy
Otrzymał podziękowanie: 1646 razy

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: Dariusz » niedziela 13 kwie 2014, 17:37

Tajne Bractwo Losu : Cała Prawda o NWO

Obrazek

Tajne Bractwo Losu

Jedno słowo prawdy, przeważa szale świata.

” Nie można pozwolić ludziom na odkrycie prawdy, że domokracja, której tak bardzo pragną i której się tak głośno domagają jest niczym fantastyczna, ogólnoświatowa gra, jedynie spiskiem wymyślonym przez maleńką, ale bezwzględną bandę ukrytych doradców i mistrzowskich iluzjonistów”

Książka autorstwa T.Marrsa została wycofana ze sprzedaży w USA i Kanadzie


Pozycja ta zawiera wszystkie pytania i odpowiedzi
co kryje się za kulisami państw, banków i religi.
Kim jest wielka 9-ta, jak wygląda prawdziwa władza świata , jaką role spełniają illuminati, masoni, członkowie czaszki i piszczeli


Dokładne opisy rytuałów Tajnego Bractwa Losu, Czaszki i Piszczeli, Rytuał Tworzenia Nowego Człowieka, Rytuał Udręczenia i Rytuał Nicujący


Kim jest Maurice Strong, jaką role odegrał w tworzeniu Nowego Porządku Wieku Jan Paweł II, rodzina Rotschildów i Rockefellerów oraz kim jest rodzina Bushów


Czym jest człowiek świetlisty, czym jest kult Sri Aurobindo znany jako kult słońca lub Amona Ra


Jakie firmy ,banki i fundacje zostały stworzone aby wdrożyć projekt NWO w życie , gdzie znaleźć ich spis


Zestawienie proroctw Biblijnych i marzeń okultystów o Nowym Porządku Świata i Nowym Człowieku


Czym jest fabuła fikcji i czym są zamachy fałszywej flagi


Czym jest klub Bilderberga , Komisja Trójstronna, okrągły stół , jaką role odegrał Gorbaczow w kreacji Państwa Globalnego


Tak naprawdę ta książka jest jedyną pozycja jaką musisz przeczytać aby poznać schemat funkcjonowania współczesnego świata


Zamówienia : ligaswiata@gmail.com Wersja elektroniczna 10 złotych , wersja CD/DVD 25 złotych .

Przy zamówieniach DVD Biblia Prawdy – Tajne Bractwo Losu – gratis

Miłej lektury

Jeśli masz pomysł na własnego E-booka, ciekawą pozycje będąca kompilacją Twoich tekstów, wierszy
napisz pomożemy wydać i wypromować


Obrazek

http://historiazakazana.hvs.pl/tajne-br ... wda-o-nwo/
0 x


Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.

Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: janusz » niedziela 27 kwie 2014, 22:47



Opublikowano 25 kwi 2014
Do sprzedaży trafiła kolejna część Galaktycznej Rodziny. Nowa książka nosi tytuł „Galaktyczna Rodzina czyli alternatywne spojrzenie na naszą rzeczywistość" i o tej pozycji książkowej Janusz Zagórski rozmawia z jej autorem Wojmusem czyli Wojciechem Musiałem.

[Edit - barneyos]
Tak wygląda:
Obrazek



Strona autora:
http://wojmus.tnb.pl/news.php
0 x



Awatar użytkownika
barneyos
Administrator
Posty: 1455
Rejestracja: piątek 04 sty 2013, 08:49
x 24
x 73
Podziękował: 154 razy
Otrzymał podziękowanie: 1893 razy

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: barneyos » środa 07 maja 2014, 21:48

Galaktyczna Rodzina tom I i II

Obrazek

Obrazek
0 x


======================================================
Nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko rzeczy, których na razie nie potrafimy zrobić

Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: janusz » czwartek 08 maja 2014, 01:05

Obrazek Historia cywilizacji Egiptu faraonów-jego religii, filozofii,myśli politycznej,sztuki i literatury. Zawiera przetłumaczone na język polski wiele fragmentów tekstów źródłowych, które nie zostały później wydane nigdzie poza tą publikacją. Oprócz tego wiele zdjęć, szczegółowych map i przejrzyste tablice chronologiczne. :D
Tytuł oryginału ''Civilisation de l'Egypte pharaonique'' - Państwowe Wydawnictwo Naukowe (PWN)
data wydania1973r.

Najbardziej „ewangeliczną" z opowieści egipskich jest historia dydaktyczna z gatunku sadżi, pod tytułem Si-Usire. Akcja tego utworu rozgrywa się za panowania króla Ramzesa II, to znaczy w XIII w. p.n.e. Jego bohaterowie są więc współcześni biblijnemu Mojżeszowi.


Natomiast wybitny francuski egiptolog Francois Daumas datuje powstanie tej powieści na VI wiek p.n.e. (F. Daumas, „Od Narmera do Kleopatry", Warszawa 1973, s. 349).

Treść utworu stanowi opis działalności cudownie zrodzonego dziecka mającego wybawić Egipcjan od zagłady szykowanej im przez odwiecznego wroga, potężnego czarownika nubijskiego, który ma rozpocząć nowe dzieło zniszczenia po 1500-letniej przymusowej przerwie w destrukcyjnych machinacjach. Po wypełnieniu swej misji Si-Usire, który okazuje się być cudownie wcielonym odwiecznym opiekunem kraju, na oczach wszystkich zgromadzonych entuzjastów, rozpływa się jak cień, powracając do stałego miejsca swego pobytu — raju Ozyrysa. (Warto tu przypomnieć, że bohater nosi imię Si-Usire czyli Syn Ozyrysa!).

Z łatwością odnajdujemy tu kilka wątków obecnych w ewangeliach: 1. cudowne narodziny, 2. celowe wcielenie doskonałego ducha, 3. cudowne rozpłynięcie się bohatera po spełnieniu misji.

Dodać do tego należy jeszcze, że w jednym z epizodów Si-Usire ukazuje swojemu ojcu wizję zaświatów wraz z pouczającą nauką o warunkach zbawienia po śmierci.

A oto kilka fragmentów Si-Usire w zestawieniu z analogicznymi scenami z ewangelii:

„I przyśnił się jej sen, w którym powiedziano: Czyż to nie ty jesteś Mehwesze, żona Setme, która tu leżysz i czekasz na lekarstwo? Znajdziesz tam melon kwitnący , zerwiesz kwiaty, przyrządzisz z nich potrawę i podasz ją Setme i poczniesz tej samej nocy". (Si-Usire)

„Anioł rzekł do niej: "Nie bój się Mario. Znalazłaś łaskę u Boga: oto poczniesz i porodzisz Syna"
Na to Maria rzekła do anioła: „Jakże to się stanie, skoro nie mam męża?" Anioł jej odpowiedział: „Duch Święty zstąpi na ciebie i Moc Najwyższego osłoni cię". (Łk. 1, 28)

Egzegeci powiedzą, że nie znajdują tu żadnego podobieństwa, gdyż w tekście ewangelicznym nie ma wzmianki o tym, jak się wcielenie dokona, natomiast w tekście egipskim zostało to dość szczegółowo zrelacjonowane. Identyczna jest jednak główna myśl. I sposób jej przedstawienia: cudowne moce objawiają przyszłej matce ponadnaturalne pochodzenie tego, który się z niej narodzi! Co więcej, egipski cudotwórca również nie będzie synem ziemskiego człowieka, ponieważ to właśnie mąż niewiasty jest bezpłodny. Wedle pojęć medycyny egipskiej w akcie zapłodnienia mężczyzna przekazuje kobiecie zarodek życia, który w niej dojrzewa. Tymczasem sam Si-Usire powiada o swym wcieleniu następująco:

„Wcieliłem się w zarodka
i wyrosłem jak melon z zamiarem ponownego wstąpienia do ciała, narodzenia się na ziemi i czynienia czarów przeciw temu nieprzyjacielowi
"

A więc zarodek życia nie pochodził od męża Mehwesze, lecz z cudownie wyrosłej rośliny! Następnie rozwinął się w wybranej przez doskonałego ducha kobiecie jak owoc. I tu przypomina się okrzyk Elżbiety: „Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona" (Łk 1, 42).Jeśli zaś kogoś razi wzmianka o spożywaniu cudownej rośliny, a właściwie o piciu soku z tejże rośliny jako pośrednim elemencie przekazującym nadprzyrodzone poczęcie i życie — to musi wiedzieć, że i pierwsi chrześcijanie przyjmowali taki pośrednik. Oto, co mówi Maria w apokryficznej Ewangelii św. Bartłomieja:

„ On (to znaczy anioł) uchwycił mnie swoją ręką i podniósł mnie
obłok rosy spadł na moją twarz i skropił mnie od głowy aż do stóp, a on obtarł mnie swoją szatą. Następnie powiedział do mnie: "Raduj się, pełna Łaski — naczynie wybrane!" I uderzył prawą ręką i ukazał wielki chleb
zjadł najpierw sam trochę, a następnie dał także mnie
i oto ukazał się kielich wina. Pił z niego najpierw sam, a następnie dał także mnie do picia
Następnie powiedział mi: „Za trzy lata poślę ci moje słowo i poczniesz Syna" (Ewangelia św. Bartłomieja, wersja grecka, 17 — 20)

A zatem pierwotni chrześcijanie wyobrażali sobie niepokalane poczęcie w sposób bardziej szczegółowy, niż opisuje to lakoniczna wzmianka ewangelisty Łukasza i może nawet bardziej malowniczo i dramatycznie, niż opisuje to opowieść o Si-Usire. Ważne jest i to, że tu także kobieta uważana jest za naczynie, w którym z boskiego zarodka zrodzi się dziecię podobnie jak owoc z ziarna, i że zakłada się tu pośrednictwo cudownego napoju i pokarmu.

A oto następny fragment utworu. Gdy nastąpiło cudowne poczęcie, sam Ozyrys zapewnia męża Mehwesze - Setme, że tak cudownie i niespodziewanie dla nich poczęte dziecię, nie jest owocem zdrady małżeńskiej. (Zupełnie podobnie ma się rzecz z Józefem, mężem Marii).

„Ujrzał sen, w którym powiedziano mu: Mehwesze — twoja żona poczęła przeze mnie i dlatego chłopcu, który się narodzi, nadacie imię Si-Usire. Wiele on cudów zdziała na świecie" (Si-Usire)

„Anioł pański ukazał mu się we śnie i rzekł: "Józefie, synu Dawida! Nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej małżonki, albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w niej poczęło. Porodzi syna, któremu nadasz imię Jezus. On bowiem zbawi lud od grzechów". (Mt 1, 20)

Rozwój nadzwyczajnych zdolności Si-Usire przebiegał w cudowny sposób. Podobnie ewangelia według Łukasza wspomina nadzwyczajny rozwój Jezusa:

„Kiedy chłopiec podrósł, oddano go do szkoły i wkrótce wiedział już więcej niż pisarz, któremu oddano go na naukę". (Si-Usire)

„Dziecię rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a Łaska Bożą spoczywała na nim" (Łk 2, 40)

Apokryfy Nowego Testamentu mają o wiele więcej do powiedzenia na temat dzieciństwa Jezusa, zwłaszcza cudów czynionych przez niego w Egipcie, dokąd jego rodzice uciekli przed prześladowaniami króla Heroda. Przez to są jeszcze bliższe opowieści Si-Usire, w której tytułowy bohater czyni zupełnie podobnie. Jeden z apokryfów, Ewangelia Pseudomateusza, wspomina też o przewyższeniu nauczyciela:

„Wtedy wobec wszystkich słuchających (nauczyciel) zaczął wołać: "Nie znając go sądziłem ,że mam ucznia, a znalazłem nauczyciela
Jako starzec zostałem pokonany przez dziecko" (Ps Mt 31, 3)

Na uwagę zasługuje tez następujący epizod z dzieciństwa Si-Usire (...):

„ A kiedy zaczął z pisarzami Domu Życia wypowiadać słowa mocy w świątyni Ptaha — wszyscy pisarze byli dla niego pełni podziwu
i chłopiec pokonał ich wszystkich. Kiedy Si-Usire miał dwanaście lat, nie było już w Memfis żadnego pisarza, ani mędrca, który by go przewyższał". (Si-Usire)

„Rodzice jego chodzili co roku do Jerozolimy na święto Paschy. Gdy miał dwanaście lat — udali się tam
Dopiero po trzech dniach znaleźli go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami — przysłuchiwał się i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy go słuchali — zdumieni byli bystrością jego umysłu". (Łk 2, 42)

Któż z nas nie wzruszał się opowieścią o nędzarzu Łazarzu i złym bogaczu, i o tym, co ich spotkało w zaświatach! Przypowieść tę zamieszczono w Ewangelii według Łukasza (...). I oto okazuje się, że identyczna przypowieść występuje w egipskim opowiadaniu z VI wieku p.n.e. Gdy Setme rozmawiał ze swym synem według ciała, Si-Usire

„usłyszał nagłe zawodzenie. Wyjrzawszy zauważył bogacza, którego wynoszono z domu na cmentarz: lament był bardzo wielki, a tłumy, które go otaczały, bardzo liczne. Kiedy wyjrzał po raz drugi, zobaczył nędzarza, którego z Memfis wynoszono, owiniętego matą i opuszczonego przez wszystkich
"

(Setme użalił się nad biedakiem, że jak za życia, tak i po śmierci czeka go nędzny los. Na to mały Si-Usire pouczył go niespodziewanie:)

„Oby ciebie w Krainie Zachodniej spotkało to, co tego nędzarza i niech nie zdarzy się z tobą w Krainie Zachodniej to, co z tym bogaczem." (Si-Usire)

„Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami imieniem Łazarz
Umarł żebrak i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany. Gdy w Otchłani pogrążony w mękach podniósł oczy ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: "Ojcze Abrahamie ulituj się nade mną!
Lecz Abraham odrzekł: "Wspomnij synu że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie — niedolę. Teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz." (Łk. 16, 19-26)

Następnie (Si-Usire) przenosi swego ojca w magiczny sposób do świata umarłych i ukazuje ich losy:

"Setme, mój ojcze, czy widzisz tego dostojnika ubranego w szatę z królewskiego płótna w pobliżu miejsca, gdzie znajduje się Ozyrys? To ten nędzarz, którego widziałeś jak wynosili go z Memfis, z którym nikt nie szedł i który owinięty był matą
Zważono jego złe i dobre ziemskie uczynki i przekonano się, że jego dobre czyny są liczniejsze niż złe
Ozyrys rozkazał więc, aby wyposażenie bogacza zostało oddane temu nędzarzowi i
aby go wprowadzono między duchy czcigodne
Kiedy bogacza wprowadzono do Krainy Zachodniej
przekonano się, że zła uczynił na ziemi więcej niż dobra i skazano go na śmierć w Krainie Zachodniej. (...)"

Wizytę w zaświatach mały Si-Usire kończy pouczeniem swego podeszłego wiekiem ojca (...). Mimowolnie nasuwa się tu skojarzenie z fragmentem apokryficznej ewangelii gnostyckiej Tomasza, gdzie Jezus poucza (tekst niżej):

„Weź sobie do serca, ojcze mój, Setme, że kto był dobry na ziemni, temu będzie dobrze w Krainie Zachodniej, a kto zły, temu będzie źle! Tak jest ustanowione i nigdy się nie zmieni !" (Si-Usire)

"Starzec w tych dniach nie będzie się wahał pytać małego siedmioletniego chłopca o miejsce życia i będzie żył. Wielu pierwszych będzie ostatnimi
" (Ew Tom, 4)

Bohater egipskiej opowieści Si-Usire, stając przed królem tuż przed ostatecznym starciem ze złowrogim Nubijczykiem, zdradza kim jest w istocie i jaki jest cel jego wcielenia:

„Na Ozyrysa, Wielkiego Boga, u którego spoczywam! Ja jestem Horsyn Penesze, który tu stoi przed królem. Kiedy w Krainie Zachodniej dowiedziałem się, że wróg nubijski (znów) ma rzucić czary na Egipt
uprosiłem w Krainie Zachodniej Ozyrysa, żeby pozwolił mi wyjść znowu na ziemię, żeby nie dopuścić do upokorzenia Egiptu wobec ziemi nubijskiej
"

A więc podobnie jak w przypadku Jezusa, celem wcielenia jest wybawienie ludzi od zagłady i poniżenia!

Wreszcie, po wypełnieniu ziemskiej misji, Si-Usire „rozpłynął się w cień wobec króla i swego ojca Setme, tak że go już więcej nie zobaczyli". Przypomina to scenę ostatecznego rozstania Jezusa z uczniami i jego wniebowstąpienie opisane w ewangeliach Marka i Łukasza: „A kiedy ich błogosławił, rozstał się z nimi i został uniesiony do nieba." (Łk 24, 52)

Można by mi zarzucić, że cytuję wyłącznie jeden egipski utwór i rozmnażam go do literatury w liczbie mnogiej, rozdmuchując jego wpływ na ewangelie. Jednak Si-Usire nie jest wcale osamotniony w podobieństwach do Nowego Testamentu. Nawet uchodzący za arcydzieło natchnionej teologii prolog Ewangelii według Jana posiada swój egipski odpowiednik. Porównajmy go z tekstem Papirusu Brenmer-Rhind z roku 312 p.n.e.:

„Jam jest ten, który się stał jako Istniejący (egip. Chepre). Stałem się i stało się to, co się stało. Wszystko co się stało, stało się potem, gdy ja się stałem i to, co się stało w wielkiej ilości wyszło z ust moich."

„Na początku było Słowo i Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo
Ono było na początku u Boga. Wszystko przez nie się stało, a bez niego nic się nie stało z tego, co istnieje. W nim było życie
" (J 1, 1-4)

Z ust stwórcy świata wyszło oczywiście Słowo, które już w prastarych Tekstach Sarkofagów z 2000 roku p.n.e., przedstawiało się następująco: „Stworzył mnie, gdy był całkowicie samotny jako wypowiedź ust swoich
"

Wybrane analogie, podobieństwa i zbieżności stanowią tylko mały ułamek tego wszystkiego, co można by przytoczyć, porównując teksty biblijne ze starszymi od nich tekstami egipskimi.

Co z tego wszystkiego wynika? W świetle tego, co napisano, jasne jest, że Biblia nie jest najstarszym i najbardziej oryginalnym, objawionym przekazem religijnym. Jasne jest też, że teksty egipskie mogły być inspiracją dla tekstów hebrajskich. Żydzi często zamieszkiwali w Egipcie, który zresztą był zawsze bezpośrednim sąsiadem Izraela, a chrześcijaństwo adaptowało całe mnóstwo egipskich idei religijnych do swoich potrzeb. Część zbieżności można by wytłumaczyć wspólnym pochodzeniem od powszechnych, objawionych tradycji szamanistycznych. Jedno jest wszak pewne: istniała Biblia przed Biblią, tak jak istnieli poeci przed Homerem. Warto też pamiętać, że głównymi ideami, jakie głosili starożytni Egipcjanie były: Prawda (maat), Życie (anch), i Trwanie (dżed), we wzajemnym związku, jako niezmienna prawda dająca życie. Jeśli ktoś wierzy w Boga, odwieczny ład kosmiczny, właściwą drogę postępowania i piękno świata — to nie może się zamykać w skorupie ciasnego dogmatyzmu i nie dostrzegać oczywistych faktów: przecież Stwórca równie dobrze mógł objawić się Ptahhotepowi jak Mojżeszowi. Bóg nie jest wszak związany czasem, ani przestrzenią. Identyczność tekstów i dawność pierwotnego objawienia powinna raczej umacniać wiarę, niż ją obalać. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby traktować Biblię jako arkę, dzięki której ocalały starożytne klejnoty myśli ludzkiej i słowo boże. Ale trzeba też umieć oddzielić w niej to, co pierwotne i natchnione, od tego, co wtórne i ułomne. Mamy taką szansę. Od prawie dwóch stuleci Egipt starożytny mówi do nas swym własnym językiem i odsłania najstarsze zapisane teksty ludzkości, a jego myśl etyczna i religijna zmartwychwstaje, głosząc potęgę prawdy:

„Wielka jest Prawda i trwała jej moc i nie zmalała od czasów Boga. Kto ją omija — będzie ukarany. Oto przyszłość chciwca. Skromność otrzyma nagrodę, lecz nieprawość nigdy nie osiągnie celu. Siłą prawdy jest jej trwałość." (Nauka Ptahhotepa).
0 x



Awatar użytkownika
Kiara
Posty: 3829
Rejestracja: wtorek 01 sty 2013, 15:10
x 211
Podziękował: 1713 razy
Otrzymał podziękowanie: 4061 razy

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: Kiara » czwartek 08 maja 2014, 14:02

Najpierw odszukajcie dawnego znaczenia słowa "MELON" bo to nie to samo co jest używane powszechnie jako owoc.
Trzeba wiedzieć iż wszystkie dawne zapiski świątynne i przekazy były kodowane i to nie w jednym znaczeniowym odczycie a, w kodzie potrójnym, zatem zależnie od wtajemniczenia odczytywało się treść zapisaną. Dzisiaj , odczyty robione są zrozumieniem słowa współczesnymi znaczeniami ,wychodzą totalne bzdury.

Jedno ze znaczeń dawnych "melon"... to człowiek do "wszystkiego" czyli zadań specjalnych, doskonale wykształcony i przygotowany.
A, tych znaczeń jest więcej.... ;) :D

Obrazek
0 x


Miłość jest szczęściem!

Awatar użytkownika
Dariusz
Administrator
Posty: 2723
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:32
x 27
Podziękował: 4983 razy
Otrzymał podziękowanie: 1646 razy

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: Dariusz » czwartek 08 maja 2014, 15:48

Więc zapodaj je wszystkie, tylko może w temacie o kodzie peszerowym, lub podobnym.
0 x


Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.

Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: janusz » piątek 09 maja 2014, 01:12

Obrazek Ujawnione intrygujące analogie pomiędzy religią starożytnych Egipcjan a biblijnym przekazem. Jezus z Nazaretu nie był pierwszą istotą na Ziemi, która zmarła i zmartwychwstała - nie był jedynym dzieckiem w historii ludzkości zrodzonym z matki-dziewicy - nie był jedynym, który rozmnożył chleb, by nakarmić swych wyznawców! Tysiące lat przed wcześniej egipski bóg Ozyrys cieszył się identycznymi przywilejami, a historia Jezusa zawarta w ewangeliach opiera się na wierzeniach dotyczących osoby faraona i jego boskiego kultu.

Wstęp

Kto mógł przypuszczać, że dzieło oparte na historii religii może osiągnąć sukces wydawniczy? Surowość tekstu i uczone wywody zazwyczaj odstraszają czytelników. Taka lektura wydaje się zarezerwowana wyłącznie dla wtajemniczonych specjalistów, żądnych najnowszych, odważnych i mało jeszcze znanych hipotez. Kiedy jednak, pomimo całej swej surowości, przedstawiona teza podważa dotychczasową wiedzę, dotyczy bezpośrednio- samego czytelnika i powoduje zachwianie jego najbardziej osobistych przekonań, wszystko przewraca się do góry nogami i nastaje powszechne oburzenie. Wszyscy doskonale wiemy, jak ogromny sukces odnoszą dzieła oparte na skandalu...
Czy książka Claude-Brigitte Carcenac Pujol, przez którą fundamenty naszej dotychczasowej wiedzy na temat Jezusa zaczynaj ą niebezpiecznie drżeć, jest skandalem? Nie. Tak samo, jak nie są nim prace naukowe na temat Biblii, które od czasów Richarda Simona podważaj ą przyjęte opinie i stronnicze teologie upiększające niektóre z oficjalnych wersji. Czy ta praca badawcza pozwoli ostatecznie stwierdzić istnienie związku między Synem Bożym i faraonem? Czy Jezus był Egipcjaninem? Claude-Brigitte Carcenac Pujol nie popada we freudowską skrajność i nie nazywa Mojżesza dzieckiem faraona; wskazuje jednak, że twórcy ewangelii, a zwłaszcza Marek i Łukasz, znali doskonale schematy, które były podstawą mitologii Egipcjan oraz zasady jej literackiego przekazu. Czy w ewangeliach pozostały jakieś ślady tej wiedzy? Zgodność zestawianych tekstów nie podlega dyskusji. W pismach Nowego Testamentu znaleźć można wpływy egipskie, które zresztą pojawiają się już w tekstach starotestamentowych.
Fakt ten dowodzi, że ewangelie nie spadły, jeśli można to tak ująć, gotowe z nieba, i że zapowiedziane w nich przyjście wykazuje brak podstaw – zapowiedzi odkrywają prawdę o tym wydarzeniu, ale naruszają jednocześnie własną spójność. Siłą ewangelii z kolei okazuje się wielokrotność opowiedzianej w niej historii. A jej czterokrotne spójne powtórzenie, choć nieco różniące się szczegółami, inicjuje proces nieskończonej multiplifikacji.
To, co symboliczne, nie należy do nikogo. Kto spróbuje przywłaszczyć sobie symbol, musi ponieść klęskę, a praca naukowa, która ukazuje niekończące przenikanie się kultur, wprowadza, tam gdzie wiedza traktowana jest jako przedmiot, problem podmiotu.
Książka Claude-Brigitte Carcenac Pujol odzwierciedla właśnie takie pas de sens, zapraszając czytelnika, wolnego od banalnych interpretacji, by opuścił stare grobowce i niewzruszone mumie i dał się porwać niezwykłym dreszczom emocji tego, co sens ma.
Roland Sublon
Doktor teologii i medycyny, psychoanalityk, wykładowca na uniwersytecie w Strasburgu, dziekan Wydziału Teologii Katolickiej
0 x



Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: janusz » wtorek 13 maja 2014, 23:45

Obrazek

Obrazek

Grażyna Fosar, Franz Bludorf
Dziedzistwo Avalonu
Wydawnictwo Prokop 1997

Zgłębiając tajniki dawnej nauki – geomancji – autorzy odkryli jednocześnie, że w wielu miejscach na Ziemi przechowuje się sekretną wiedzę. Są to miejsca, w których w dawnych czasach kapłani i magowie przygotowywali ludzką świadomość do skoku w trzecie tysiąclecie. Tajemnice te dostały się jednak w niepowołane ręce, co stwarza zagrożenia o nie dających się przewidzieć skutkach. Ratunkiem może być tylko konsekwentna praca nad pogłębianiem świadomości i życie zgodne z odwiecznymi zasadami harmonii.

Obrazek
Czarodziejski śpiew
Autor: Franz Bludorf , Grażyna Fosar - Wydawnictwo:KOS , Grudzień 2009

Grażyna Fosar i Franz Bludorf w swoich badaniach zajmują się m.in. wpływem fal elektromagnetycznych na środowisko naturalne, w szczególności biosferę. W tej książce autorzy starają się znaleźć odpowiedzi na wiele fascynujących pytań: Czy eksperymenty są przyczyną zmian klimatu? Patent na manipulowanie pogodą? "Raport mniejszości" - już rzeczywistość? Kontrola umysłu? Jak zniknęły całe narody?
0 x



Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: janusz » środa 14 maja 2014, 00:23

RYSZARD WINER - ROZBITKOWIE Z ARKI NOEGO
Wydawnictwo 86 Press. Łódź 1995.

Obrazek

Koncepcja pozaziemska - Autor tekstu: Ryszard Winer

Ryszard Winer jest badaczem zagadek historii i rzecznikiem koncepcji, w myśl której przed setkami tysięcy lat do naszego Układu Słonecznego przybyła ekspedycja ratunkowa przedstawicieli innej kosmicznej cywilizacji, której zadaniem – w obliczu zagrażających Ziemi kataklizmów – było ocalenie ludzi oraz zwierząt przed unicestwieniem. Działania takie, zdaniem R. Winera, podejmowano wielokrotnie.

Jest autorem następujących książek: Rozbitkowie z Arki Noego (Wydawnictwo 86 PRESS 1995 rok), gdzie na poparcie wspomnianej tezy zaprezentowano dowody z dziedziny nauk ścisłych oraz dane historyczne z okresu od dziesiątego tysiąclecia do początków czwartego tysiąclecia przed naszą erą; Piramidy – klucz do tajemnicy (Wydawnictwo Adalex, 2000 rok) – ta z kolei pozycja zawiera przede wszystkim argumenty ze sfery archeologii i historii starożytnej dotyczące faktycznego przeznaczenia par bliźniaczych piramid oraz Na początku było Słowo (Wydawnictwo Adalex, 2003 r.), gdzie autor poszukuje rozwiązania zagadki m. in. w Biblii i różnorodnych mitologiach.


Mityczna Arka była kosmicznym statkiem zakotwiczonym na orbicie geostacjonarnej. Na jej pokład – w chwili kataklizmu – z góry o dwóch wierzchołkach najłatwiej było ewakuować Obcych oraz wytypowanych mieszkańców.

Rosnący stan wiedzy o górnym paleolicie, czyli starszej epoce kamienia, jak też o ludziach kultury magdaleńskiej, a zwłaszcza brak świadectw materialnych sprawił, że do przeszłości powinna odejść teza o wyłącznie ziemskim rodowodzie cywilizacji Atlantydy. Czy to jednak ostatecznie przekreśla jej rzeczywiste istnienie? Osobiście uważam, że nie, gdyż takie spojrzenie otwiera drogę do nowego potraktowania legendarnego wątku.

Porównując relację Platona o Atlantydzie z historią niektórych dawnych miast, można dojść do wniosku, iż przed rokiem 2000 p. n. e. w różnych miejscach na Ziemi istniały przynajmniej jeszcze dwa podobne do niej miasta, z których wyruszano na dalekie wyprawy zakończone na nowym miejscu budową wyjątkowej metropolii pochłoniętej przez wielki kataklizm. We wszystkich trzech przypadkach, zarówno stolica Atlantydy jak i jej późniejsze odpowiedniki oraz nowe miasta jawią się jako bazy przedstawicieli supergęstej, pozaziemskiej cywilizacji, podczas ich cyklicznych lądowań na Ziemi.

W stolicy Atlantydy i jej późniejszych odpowiednikach Przybysze przez około 300 lat przechodzili adaptację do warunków niższego ziemskiego ciążenia. Następnie wyruszali na wyprawy po Ziemi, podczas których pozyskiwali potrzebne im metale, głównie złoto. Po około 700 latach od wylądowania wraz z wydobytymi metalami i pewną liczbą ludzi gromadzili się oni u stóp charakterystycznych gór o dwóch wierzchołkach, gdzie budowali nowe miasta-bazy. Góra o dwóch wierzchołkach zatrzymywała przybyły po nich lądownik, opuszczony na linie ze Statku Obcych, parkującego na geostacjonarnej orbicie. Tam, gdzie nie udało się znaleźć terenu o takim ukształtowaniu, budowali parę dużych jednakowych piramid z kamienia lub cegły. Po wejściu Przybyszy i ludzi do lądownika był on wciągany wysoko ponad Ziemię, gdzie mogli oni bezpiecznie przeczekać wielkie kataklizmy w postaci gorąca, suszy oraz deszczów, trzęsień ziemi i wybuchów wulkanów, które przez 500 lat nękały powierzchnię planety w efekcie bliskości supergęstej materii Statku. Kiedy żywioły uspokoiły się, lądownik z uratowanymi ludźmi osiadał tym razem na innej górze o dwóch wierzchołkach, a ci, którzy ocaleli, zaczynali zasiedlać opustoszałą ziemię.

W przypadku Atlantydy, po około 700 latach od wylądowania i założenia miasta, Obcy pojawili się na terytorium Grecji, pod charakterystyczną górą Parnas o dwóch wierzchołkach, wraz z pewną liczbą ludzi, których zamierzali uratować. Prawdopodobnie zbudowali tam miasto-bazę, której jeszcze nie odkryto (Platon wspomina o istniejących już wówczas Atenach). Następnie dwa wierzchołki Parnasu zatrzymały lądownik spuszczony na linie. Ci, którzy do niego weszli, opuścili go w zupełnie innym miejscu, by rozpocząć wszystko od początku, bo kataklizmy zniszczyły miasta oraz pozabijały ludzi.

Góra o dwóch wierzchołkach

Podczas studiowania relacji Platona o Atlantydzie często umyka nam, iż tak naprawdę istniało tylko jedno miasto: imperialna stolica – Atlantyda, którą otaczały tereny wiejskie. Właśnie ze względu na ich istnienie, uprawnione jest używanie określenia cywilizacja Atlantydy. Natomiast w przypadku np. Jerycha, prawdopodobnie najstarszego historycznego miasta oraz jemu podobnych, których nie otaczały wiejskie tereny, nie można mówić o cywilizacji, a co najwyżej o państwach – miastach. W rezultacie Platon opisał tylko wyjątkowe miasto oraz wyprawę wysłanych stamtąd wojsk do Grecji, zakończoną klęską oraz wielką katastrofą, która dotknęła zarówno zwycięzców, jak zwyciężonych i ich wyspę. Jeżeli naprawdę chcemy rozwiązać zagadkę Atlantydy, cała nasza uwaga powinna być skoncentrowana na jej stolicy i wspomnianej wyprawie.

Wyjątkowość stolicy Atlantydy należy upatrywać w jej szczególnym położeniu, które wymusiło niezwykłą i niepowtarzalną zabudowę w postaci naprzemiennych pierścieni lądu i wody. Za wzór planu miasta posłużyło koło, co tłumaczy się tym, że jego kształt jest idealny. Należy jednak pamiętać, że według nauki koło zostało wynalezione i użyte dopiero 7000 lat później przez Sumerów.

Według mnie, kolisty kształt miasta wymusiła góra, niewysoka ze wszystkich stron, która leżała na płaskiej równinie, w odległości mniej więcej 9 km (50 stadiów) od brzegu morza. Pierwotnie na szczycie miała się znajdować siedziba Euenora – mężczyzny zrodzonego na początku z ziemi i jego żony Leukippe, rodziców Klejto, dziewczyny, którą Posejdon wybrał sobie za żonę, gdy jej rodzice umarli. Wokół góry mieszkali zaś Atlanci zrodzeni z ziemi (czytaj: tubylcy).

Przystępując do opisania miasta, najlepiej oddajmy głos samemu Platonowi: Ze wzgórza, na którym mieszkała Klejto, Posejdon uczynił miejsce obronne i odosobnił je ze wszystkich stron, tworząc mniejsze i większe pierścienie z morza i z ziemi, jedne dookoła drugich: dwa z ziemi i trzy z morza; zakreślił je jakby poczynając od środka wyspy, od którego były wszędzie równo odległe. Największy pierścień, ten który był połączony z morzem, mierzył trzy stadia szerokości (555 m). Równie szeroki jak on był bezpośrednio z nim sąsiadujący pierścień z ziemi. Z drugiej pary pierścieni wodny miał szerokość dwóch stadiów (370 m), a pierścień z ziemi był również tak samo szeroki jak poprzedzający go wodny. Pierścień wodny, który otaczał bezpośrednio środkową wyspę mierzył tylko jeden stadion szerokości. Środkowa wyspa, na której znajdowała się samotna góra, miała średnicę pięciu stadiów (1 stadion wynosił 607 stóp – między 147 a 192 m – czyli od 725 do 960 m). Wyspę tę, zarówno jak pierścienie z ziemi i most, który mierzył pletron (1 pletron = 30 m), otoczyli całkowicie ze wszystkich stron kamiennym murem. Cały okrąg muru otaczającego najskrajniejszy pierścień pokryli miedzią, którą posługiwali się niczym glazurą. Pierścień wewnętrzny pokryli stopioną cyną. Co się tyczy pierścienia, który otaczał Akropol, pokryli go orichalkiem lśniącym jak ogień.

Na szczycie góry stanął pałac i zamek królewski, w środku którego znajdowała się świątynia poświęcona Klejto i Posejdonowi otoczona złotym murem. Świątynia Posejdona miała 185 m długości i 90 szerokości i proporcjonalną do nich wysokość. Jej wygląd miał jednak w sobie coś barbarzyńskiego. Od zewnątrz pokryli ją całą srebrem, z wyjątkiem krawędzi, które powleczono złotem.

Na górze w obfitości była woda, zarówno zimna, jak gorąca. Każdy z tych gatunków wody nadawał się znakomicie do użytku dzięki swej łagodności i zaletom. Wyzyskiwały je specjalne konstrukcje i plantacje odpowiadające naturze wód. Umieścili dookoła baseny, jedne otwarte, drugie kryte, przeznaczone do ciepłych kąpieli w okresie zimowym. Osobno były kąpiele królewskie i dla osób prywatnych; inne dla kobiet, inne dla koni i dla innego bydła jucznego, wszystkie z odpowiednimi dekoracjami.

Odpływającą wodę odprowadzali do gaju Posejdona, gdzie dzięki żyzności ziemi rosły drzewa wszystkich rodzajów. Stąd kierowali wodę do pierścieni zewnętrznych kanałami zbudowanymi wzdłuż mostów. Tutaj znajdowało się wiele świątyń poświęconych licznym bogom, wiele ogrodów i gimnazjonów, jedne dla ludzi, drugie dla koni. Te ostatnie były zbudowane osobno na kolistych wyspach, utworzonych przez każdy z pierścieni. Między nimi, pośrodku jednej z większych wysp, urządzili hipodrom do wyścigów konnych o szerokości jednego stadionu i wystarczająco długi, by pozwolić koniom w wyścigach obiec dookoła cały pierścień.

Po obu stronach hipodromu, od jednego końca do drugiego, znajdowały się koszary mieszczące niemal całą gwardię księcia. Najbardziej zaufane oddziały wojskowe były ulokowane w najmniejszym pierścieniu najbliższym Akropolowi. Tym zaś, którzy odznaczali się spośród wszystkich największą wiernością, dano pomieszczenia wewnątrz samego Akropolu, blisko pałacu królewskiego. Zbrojownie były pełne trójrzędowców i wszelkiego sprzętu do ich wyposażenia. Wszystko to było ułożone w doskonałym porządku.

Po przekroczeniu portów zewnętrznych, których było trzy, natrafiało się na wał o kształcie koła, który brał początek od morza i wszędzie był odległy na pięćdziesiąt stadiów od najobszerniejszego pierścienia, utworzonego przez największy z portów. Wał zamykał się w kanale portowym od strony morza. Pokrywały go liczne domostwa napierające na siebie nawzajem. Wjazd od morza i największy port były zatłoczone statkami i zewsząd przybyłymi kupcami.

Twór sztuczny?

Ponieważ równina, na której miała leżeć stolica Atlantydy, była płaska, z geologicznego punktu widzenia istnienie na niej naturalnej, samotnej góry jest rzadkością, co może sugerować, że powinno się ją zakwalifikować jako twór sztuczny. Za taką tezą przemawia także prawdopodobnie płaski (ścięty) wierzchołek góry, tak żeby można było na nim zbudować pałac, a w nim świątynię Posejdona długą na 1 stadion i szeroką na trzy pletrony (ok. 90 m). Być może dlatego wielu autorów ilustracji przedstawiających Atlantydę umiejscawia schodkową piramidę lub nawet dwie, jednakowej wysokości na poziomie płaskich wierzchołków. Takie podejście artystów wynika z założenia, że skoro prawie identyczne piramidy schodkowe budowano w Egipcie oraz w Ameryce Środkowej i Południowej, musiano je też znać na Atlantydzie, która miała leżeć pomiędzy nimi.

Jest raczej pewne, że tej sztucznej góry (piramidy) nie zbudowali tubylcy, ale zrobił to Posejdon, którego specjalnością było zakładanie obozów i miast, budowa fortyfikacji. Posejdon, którego dwuczłonowe imię: wołacz posei i dopełniacz das – znaczy małżonek Ziemi, wybrał to miejsce na miasto nie ze względu na wdzięki osieroconej Klejto, czy istnienie tam osady tubylców, ale bliskość morza, w którym miał swoją siedzibę. Zbudowanie miasta w kształcie koła stanowiło już tylko konsekwencję wzniesienia najpierw sztucznej góry. Razem stanowiły one pewną logiczną całość, dla której teraz należało znaleźć przeznaczenie.

Gdy skatalogowałem te wnioski, uświadomiłem sobie, że w ciągu ostatnich lat odkryto ruiny miasta o zabudowie równie niezwykłej jak stolica Atlantydy. Ponadto źródła mówią także o istnieniu osad w pobliżu góry o dwóch wierzchołkach lub z parą jednakowych piramid, których mieszkańcy również najpierw przybyli nie wiadomo skąd, a później zniknęli w tajemniczych okolicznościach. Czyżby zatem stolica Atlantydy nie była takim właśnie jedynym wyjątkowym miejscem na Ziemi? Gdyby udało się uprawdopodobnić tę tezę, potwierdziłoby to istnienie platońskiej Atlantydy 12 000 lat temu i pomogło wyjaśnić, przez kogo i w jakim celu została założona.

4 000 lat później

Z nastaniem VIII tysiąclecia w dziejach ludzkości nagle pojawił się nowy, wyższy etap rozwoju, zwany rewolucją rolniczą, która niestety ograniczyła się tylko do Bliskiego Wschodu i jego okolic. Tymczasem po Europie, Afryce, Wschodniej i Południowej Azji oraz obu Amerykach jeszcze przez długi czas niezmiennie wędrowały nieliczne grupy łowców i zbieraczy.

Początkowo przyszłe zboża zbierano jako dzikie trawy. Dopiero później nauczono się je wysiewać, co spowodowało wzrost wielkości ziaren. Oprócz zbóż w południowym Iranie, północnej Syrii i Izraelu udomowiono także fasolę i soczewicę. Oswojono również zwierzęta. Najwcześniej (poza psem) udomowiono: kozę, owcę (północna Syria), bydło i świnie (Turcja). Udomowienie roślin i zwierząt następowało równolegle, bowiem zmagazynowane ziarno z jesiennych zbiorów umożliwiało wykarmienie stada przez zimę, a łajno zwierząt trawożernych jest najlepszym nawozem. Ponadto wynaleziono krosno i liczmany (Turcja). Natomiast nawet na obszarze Bliskiego Wschodu nie znano jeszcze wówczas garncarstwa.

Zdaniem naukowców do tego skoku cywilizacyjnego przyczyniły się głównie zmiany klimatu. Bliski Wschód stawał się coraz bardziej pustynny, gdyż wraz z cofnięciem się polarnej pokrywy lodowej kierunek deszczonośnych wiatrów atlantyckich przesunął się ku północy. W rejonie tym człowiek, aby utrzymać się nadal przy życiu, stopniowo schodził z gór, gdzie zmniejszająca się ilość dzikich roślin jadalnych i zwierzyny łownej nie pozwalała mu dłużej utrzymać się z samego tylko myślistwa i zbieractwa. Z kolei niżej rosły dziko pszenica i jęczmień i żyli dzicy przodkowie psów, kóz, owiec, bydła i nierogacizny, co stanowiło wręcz zaproszenie do samowytwarzania pożywienia. Nic więc dziwnego, że najstarsze ślady rewolucji rolniczej archeolodzy znajdują w tzw. Żyznym Półksiężycu, szczególnie na wyżynnych terenach dzisiejszej Palestyny (Jerycho), Syrii (Tell Halula, Mureybet), Jordanii (Beidha), Turcji (Asikli, Coyonu), Iraku i Iranu. Dotychczasowe społeczności koczownicze utrzymujące się z myślistwa i zbierania dzikich roślin zrezygnowały tam z ciągłych wędrówek i przeszły do gospodarki rolniczej. Tak przynajmniej głosi nauka.

Jednak według mnie, za zmianą tą kryło się coś więcej. Społeczności, o jakich mowa, zaczynają bowiem budować duże wspólne osady liczące nawet ponad 100 domów i 1000 mieszkańców (w paleolicie składały się one z kilku szałasów i kilkudziesięciu osób) oraz mieszkać w dużych, prostokątnych domach (wcześniej w kształcie koła) z cegły mułowej i kamienia. Niektóre z nowych osad ze względu na wielkość oraz posiadanie systemu obronnego składającego się z murów obronnych z wieżami oraz fosami, uczeni zaczęli nazywać miastami, mimo że ze współczesnej perspektywy z pewnością bliższe prawdy byłoby dla nich określenie miasteczko.

Najstarszymi i najbardziej znanymi miasteczkami były: Jerycho w Palestynie, Tell Quaramel i Abu Hureyra w Syrii. Dwa pierwsze znane są przede wszystkim z posiadania systemów obronnych, w tym zwłaszcza najstarszych pojedynczych wież z kamienia o średnicach dochodzących do 12 metrów i wysokości ponad 9 metrów. Jednak ze względu na mury obronne otaczające całe miasto zabudowa Jerycha w postaci około 100 domów wznoszonych z cegły mułowej zajmowała najwyżej 1 – 3 ha, a zamieszkująca w nich ludność wynosiła najwyżej 2 000 osób. Co tych ludzi pchnęło na tę drogę i od kogo czerpali wzór?

Wielkość i wygląd Jerycha czy Tell Quaramel całkowicie blednie przy Catalhoyuk (czytaj: Czatalhijik) w środkowej Turcji, co oznacza Wzgórze Widelca, określanym mianem największego neolitycznego miasta na świecie. Na obszarze ok. 15 ha w gęstej zabudowie w szczytowym okresie w ponad 1000 domów mieszkało około 7 000 osób (zakładając, że każdy z nich był zamieszkiwany przez mniej więcej pięcioosobową rodzinę). Charakter zabudowy w Catalhoyuk jest imponujący i równie niezwykły jak stolicy Atlantydy. Tajemniczości całej sprawie przydaje fakt, że w obydwu przypadkach taka zabudowa już nigdy i nigdzie nie powtórzyła się na Ziemi. Wyraźnie też wyrastała ona ponad poziom otaczających je kultur, co było charakterystyczne również dla Atlantydy.

Plaster miodu i zmyślona bitwa

Najdziwniejsze jest to, że Catalhoyuk zostało założone przez niewielką grupę ludzi, o których niczego nie wiemy: kim byli ani skąd przybyli. Musieli być niezbyt liczni, gdyż ilość odkrytych osad wokół Catalhoyuk nie jest duża. W każdym razie już od około 7400 roku p. n. e. na ogromnej, dobrze nawodnionej równinie Konya, będącej dnem wyschniętego jeziora, na wysokości około 900 m n. p. m., jakieś 210 kilometrów na południe od Ankary, wznosili oni prostokątne domy z suszonej cegły wypełniającej szkielet z drewnianych, pomalowanych na czerwono belek. Jest to najwcześniejszy (w skali światowej) przykład zastosowania cegieł przy budowie domów, do tego prostokątnych. Ponieważ domy przylegały do siebie bardzo ściśle murami i dachami, tylko tu i ówdzie poprzedzielane były niedużymi placami, na których m. in. palono śmieci. Brak było natomiast miejsca na wytyczenie ulic ( a w konsekwencji i drzwi zewnętrznych). W efekcie główne szlaki komunikacyjne osady przebiegały po ... dachach domów. W dachu znajdował się też otwór, który stanowił jedyne wejście do małych pomieszczeń – po drewnianych drabinach. Wewnątrz przechodziło się z jednej izby do drugiej przez dziurę w ścianie pozbawioną drzwi. Kolejne domy budowano w tym samym miejscu, a ich kształt i wielkość nawiązywały do poprzednich.

Zabudowa była tak ścisła, że tylko budynki na krańcach miasta posiadały ściany zewnętrzne, które z braku jakichkolwiek murów obronnych częściowo pełniły ich rolę. Całość sprawiała wrażenie plastra miodu.

Ściany domów co roku były bielone. Ponadto na wszystkich poziomach ściany z cegieł, podłogi i sufity pokrywano starannie cienką warstwą miejscowej białej glinki, a następnie ozdabiano barwnymi malowidłami będącymi odwzorowaniem tradycyjnych tureckich kilimów i rzeźbami. W niszach zrobionych w ścianach chowano zmarłych. Powierzchnia większości z dotychczas odkopanych 140 domów (ok. 4 % całej zabudowy) wynosiła 25 – 27 m˛. Poza obszernym pomieszczeniem mieszkalnym każdy z nich był wyposażony w spiżarnię. Niektóre z odkopanych domów miały przeznaczenie sakralne.

Ten typ zabudowy sprawiał, że pomimo braku wysokich murów obronnych – z zewnątrz i tak nie było widać, co dzieje się w środku. Przypomnijmy, że stolicę Atlantydy otaczał wysoki kamienny mur pokryty miedzią, a przejścia nad pierścieniami wodnymi oraz baseny dla okrętów pokryto dachem, co sprawiało, że z zewnątrz miasto również pozostawało niewidoczne.

W Catalhoyuk uprawiano jęczmień, trzy rodzaje pszenicy, soczewicę, groch fistaszki i migdały. Obecność jałowca, jabłek migdałów i innych owoców wskazuje m. in., że istniały tu pierwsze sady. Udomowiono barany, kozy i psy. Hodowli bydła domowego jeszcze nie znano; wieprz i osioł były dzikie. Polowano na jelenia, osła, dzika, leoparda, daniela, niedźwiedzia, lwa, wilka, dzikiego barana, kozła, gazelę, lisa, ptaki. Łowiono także ryby słodkowodne.

Mieszkańcy tego miasta, tak jak innych neolitycznych osad, używali krzemiennych sierpów oraz kamiennych żaren i tłuczków, które służą do przygotowania pożywienia że zbóż, głównie z jęczmienia, pszenicy i prosa. Jednak ponieważ ważne miejsce w kulturze jego mieszkańców odgrywało rzemiosło, zwraca uwagę szczególnie przemysł kamienny, który pod tym względem nie ma sobie równych na Bliskim Wschodzie. Wydzielono około 50 typów narzędzi, w tym broń, charakteryzującą się płaskim dwustronnym retuszem. Pojawiają się liczne groty strzał różnego rodzaju, groty włóczni, dochodzące niekiedy do znacznej długości, a wreszcie wspaniałe sztylety. Wiele spośród tych okazów służyło przede wszystkim do celów reprezentacyjnych, jak np. głowice maczug wytworzone z wielobarwnie żyłkowanych kamieni.

Podstawowym surowcem do produkcji narzędzi był obsydian – wulkaniczne szkło, z którego wykonywano ponad 90 % narzędzi, ale używano też importowanego z Syrii krzemienia. W dziesięciu grobach kobiet odnaleziono najstarsze, doskonale wypolerowane lustra z obsydianu. Ponieważ jest on materiałem trudnym do obróbki, zdumiewa zręczność mieszkańców prehistorycznego miasta, którzy wytwarzali z obsydianu lustra bez pęknięć.

Mieszkańcy tej osady wykazywali też zdumiewające umiejętności jubilerskie przejawiające się w wytwarzaniu koralików, co odbywało się w taki sposób, że wiercili dziurki w okruchach obsydianu, co budzi zdumienie archeologów. Nie może przez nie przejść żadne nowoczesne stalowe wiertło. Jednak w Catalhoyuk znaleziono również wyroby z miedzi i ołowiu – jedne z najstarszych na świecie. Z metali tych wykonywano głównie pierścionki, paciorki, wisiorki i inne drobne rzeczy, ale także najprostsze narzędzia w rodzaju szydeł lub przekłuwaczy.

Wydobywanie i obróbka miedzi oraz ołowiu odbywała się dzięki istnieniu w okolicy rud metali. Kolejna obróbka metali miała miejsce na Bliskim Wschodzie dopiero ponad 1000 lat później.

W Catalhoyuk ujawniono także pierwowzory pieczęci. Kolejne znaleziono dopiero ponad 1000 lat później w ruinach osady Halaf. Ujawniono tam także jedne z najstarszych na Ziemi ślady plecionkarstwa i tkactwa (kawałek lnu – spódnica) oraz odzież z lnu datowaną na 6500 r. p. n. e. (znaleziono ją jeszcze tylko w jaskini w Nahal Heme na pustyni Judejskiej). Malowidła na ścianach domów ukazują najczęściej ludzi ubranych w odzież ze skóry, zapewne z leoparda, z czapkami z tego samego surowca. Uderza natomiast, że mieszkańcy Catalhoyuk nie znali garncarstwa. Przypomnijmy, iż obok budowy domów, statków i znajomości pisma Atlantom miała być także znana obróbka metali.

Chociaż zabudowa Catalhoyuk ogólnie nieco przypomina stolicę Atlantydy, jednak różni się tym, że to pierwsze miasto nie leży nad morzem i pośrodku nie ma żadnej sztucznej góry (piramidy). Co więc takiego łączy Catalhoyuk z platońską relacją o Atlantydzie?

Mimo, że do dziś nie wiadomo kim byli i skąd przybyli budowniczowie Catalhoyuk ze swoją nowatorską techniką, której wcześniej się nigdzie nie spotyka – ich pojawienie się w Anatolii bardzo przypomina tzw. inwazję Atlantów na Europę i Afrykę, tragicznie zakończoną w Grecji. Ponieważ z uważnej lektury tekstu Platona wynika, iż milionowa armia Atlantydów była fikcją, stworzoną przez niego na użytek pewnego szyfru (zob. moją publikację Kod Platona w nr 1 NŚ z br.), należy przypuszczać, że również do Grecji przybyło niewielu Atlantydów, gdzie nie było żadnej armii Ateńczyków, tak jak i nie doszło do przegranej z nimi bitwy.

Niestety nie znamy jeszcze miejsca, skąd przyszli budowniczowie Catalhoyuk wyruszyli do Anatolii. Jednak nawet przedstawicielom nauki wydaje się raczej pewne, że nie mogliby zbudować Catalhoyuk bez zamieszkiwania wcześniej w innym mieście, którego dotąd nie zlokalizowano. Według mnie z wyglądu przypominało ono stolicę Atlantydy; miało pośrodku górę i również leżało blisko morza, którego wody skrywały siedzibę tajemniczego Kogoś, kto jak Posejdon, w pewnym momencie wyszedł z morza i założył ową metropolię. Morze Czarne odpada, ponieważ wówczas było tylko słodkowodnym jeziorem. Z kolei Morze Śródziemne znajdowało się zbyt blisko Catalhoyuk. Praktycznie pozostają więc wybrzeża leżące nad Oceanem Indyjskim. Nauka nie zna tam żadnego miasta datowanego na około 7700 r. p. n. e. Jeśli jednak uwzględni się przy tym podniesienie poziomu morza, jego ruiny mogą być dziś skryte pod wodą.

W roku 2002 prasa doniosła o odnalezieniu przez archeologów pod wodą, na głębokości 40 metrów na dnie zatoki Kambajskiej wrzynającej się z Morza Arabskiego w zachodni brzeg subkontynentu Indii, 40 kilometrów od wybrzeży stanu Gudżarat – resztek kamiennych konstrukcji wykonanych przez człowieka. Ciągną się one na 8-kilometrowym pasie dna morskiego. Urządzenia generujące na podstawie sygnałów sonara obrazy wykryły obiekty wyglądające na kamienne słupy, przewrócone mury oraz zabudowania pełniące nieokreśloną na razie funkcję, być może świątynną. Następnie nurkowie wydobyli na powierzchnię 2000 artefaktów, w tym fragmenty schodów, naczynia ceramiczne, perły, szczątki rzeźb, próbki pisma, kości oraz zęby zwierzęce i ludzkie. Gdy jedną z kłód drewnianych poddano analizie dendrochronologicznej, która polega na obliczaniu wieku na podstawie liczby słojów drzew, okazało się, że jej wiek wynosi dokładnie 7500 lat p. n. e. Wspomniane prace podwodne trwają nadal, ale już dzisiaj wiadomo, że – według dotychczasowej wiedzy – żadnego miasta w tym okresie tam być nie powinno.

Skoro Catalhoyuk faktycznie przypomina pra-Ateny z relacji Platona, poszukajmy więcej zbieżności pomiędzy nimi. Nad Catalhoyuk góruje sylwetka wulkanu Hasan Dag (3268 m n. p. m.) o dwóch jednakowych szczytach, który jest jedynym wulkanem w centralnej Anatolii o tak charakterystycznej sylwetce. O ścisłych związkach wulkanu z miastem może świadczyć fakt, że w jednym z odkopanych domów odkryto na ścianie najwcześniejszy pejzaż świata, przedstawiający Catalhoyuk na tle czynnego wulkanu Hasan Dag. Równie dobrze fresk ten można odczytać jako plan miasta, którym posługiwał się jego tajemniczy architekt. Brak lawy wśród domów każe sądzić, że metropolia nie została zniszczona przez wybuch wulkanu.
0 x



Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: janusz » środa 14 maja 2014, 00:24

RYSZARD WINER - ROZBITKOWIE Z ARKI NOEGO
Wydawnictwo 86 Press. Łódź 1995.

Obrazek
Obrazek

Koncepcja pozaziemska - Autor tekstu: Ryszard Winer

[quote]Ryszard Winer jest badaczem zagadek historii i rzecznikiem koncepcji, w myśl której przed setkami tysięcy lat do naszego Układu Słonecznego przybyła ekspedycja ratunkowa przedstawicieli innej kosmicznej cywilizacji, której zadaniem – w obliczu zagrażających Ziemi kataklizmów – było ocalenie ludzi oraz zwierząt przed unicestwieniem. Działania takie, zdaniem R. Winera, podejmowano wielokrotnie.

Jest autorem następujących książek: Rozbitkowie z Arki Noego (Wydawnictwo 86 PRESS 1995 rok), gdzie na poparcie wspomnianej tezy zaprezentowano dowody z dziedziny nauk ścisłych oraz dane historyczne z okresu od dziesiątego tysiąclecia do początków czwartego tysiąclecia przed naszą erą; Piramidy – klucz do tajemnicy (Wydawnictwo Adalex, 2000 rok) – ta z kolei pozycja zawiera przede wszystkim argumenty ze sfery archeologii i historii starożytnej dotyczące faktycznego przeznaczenia par bliźniaczych piramid oraz Na początku było Słowo (Wydawnictwo Adalex, 2003 r.), gdzie autor poszukuje rozwiązania zagadki m. in. w Biblii i różnorodnych mitologiach. quote]

Mityczna Arka była kosmicznym statkiem zakotwiczonym na orbicie geostacjonarnej. Na jej pokład – w chwili kataklizmu – z góry o dwóch wierzchołkach najłatwiej było ewakuować Obcych oraz wytypowanych mieszkańców.

Rosnący stan wiedzy o górnym paleolicie, czyli starszej epoce kamienia, jak też o ludziach kultury magdaleńskiej, a zwłaszcza brak świadectw materialnych sprawił, że do przeszłości powinna odejść teza o wyłącznie ziemskim rodowodzie cywilizacji Atlantydy. Czy to jednak ostatecznie przekreśla jej rzeczywiste istnienie? Osobiście uważam, że nie, gdyż takie spojrzenie otwiera drogę do nowego potraktowania legendarnego wątku.

Porównując relację Platona o Atlantydzie z historią niektórych dawnych miast, można dojść do wniosku, iż przed rokiem 2000 p. n. e. w różnych miejscach na Ziemi istniały przynajmniej jeszcze dwa podobne do niej miasta, z których wyruszano na dalekie wyprawy zakończone na nowym miejscu budową wyjątkowej metropolii pochłoniętej przez wielki kataklizm. We wszystkich trzech przypadkach, zarówno stolica Atlantydy jak i jej późniejsze odpowiedniki oraz nowe miasta jawią się jako bazy przedstawicieli supergęstej, pozaziemskiej cywilizacji, podczas ich cyklicznych lądowań na Ziemi.

W stolicy Atlantydy i jej późniejszych odpowiednikach Przybysze przez około 300 lat przechodzili adaptację do warunków niższego ziemskiego ciążenia. Następnie wyruszali na wyprawy po Ziemi, podczas których pozyskiwali potrzebne im metale, głównie złoto. Po około 700 latach od wylądowania wraz z wydobytymi metalami i pewną liczbą ludzi gromadzili się oni u stóp charakterystycznych gór o dwóch wierzchołkach, gdzie budowali nowe miasta-bazy. Góra o dwóch wierzchołkach zatrzymywała przybyły po nich lądownik, opuszczony na linie ze Statku Obcych, parkującego na geostacjonarnej orbicie. Tam, gdzie nie udało się znaleźć terenu o takim ukształtowaniu, budowali parę dużych jednakowych piramid z kamienia lub cegły. Po wejściu Przybyszy i ludzi do lądownika był on wciągany wysoko ponad Ziemię, gdzie mogli oni bezpiecznie przeczekać wielkie kataklizmy w postaci gorąca, suszy oraz deszczów, trzęsień ziemi i wybuchów wulkanów, które przez 500 lat nękały powierzchnię planety w efekcie bliskości supergęstej materii Statku. Kiedy żywioły uspokoiły się, lądownik z uratowanymi ludźmi osiadał tym razem na innej górze o dwóch wierzchołkach, a ci, którzy ocaleli, zaczynali zasiedlać opustoszałą ziemię.

W przypadku Atlantydy, po około 700 latach od wylądowania i założenia miasta, Obcy pojawili się na terytorium Grecji, pod charakterystyczną górą Parnas o dwóch wierzchołkach, wraz z pewną liczbą ludzi, których zamierzali uratować. Prawdopodobnie zbudowali tam miasto-bazę, której jeszcze nie odkryto (Platon wspomina o istniejących już wówczas Atenach). Następnie dwa wierzchołki Parnasu zatrzymały lądownik spuszczony na linie. Ci, którzy do niego weszli, opuścili go w zupełnie innym miejscu, by rozpocząć wszystko od początku, bo kataklizmy zniszczyły miasta oraz pozabijały ludzi.

Góra o dwóch wierzchołkach

Podczas studiowania relacji Platona o Atlantydzie często umyka nam, iż tak naprawdę istniało tylko jedno miasto: imperialna stolica – Atlantyda, którą otaczały tereny wiejskie. Właśnie ze względu na ich istnienie, uprawnione jest używanie określenia cywilizacja Atlantydy. Natomiast w przypadku np. Jerycha, prawdopodobnie najstarszego historycznego miasta oraz jemu podobnych, których nie otaczały wiejskie tereny, nie można mówić o cywilizacji, a co najwyżej o państwach – miastach. W rezultacie Platon opisał tylko wyjątkowe miasto oraz wyprawę wysłanych stamtąd wojsk do Grecji, zakończoną klęską oraz wielką katastrofą, która dotknęła zarówno zwycięzców, jak zwyciężonych i ich wyspę. Jeżeli naprawdę chcemy rozwiązać zagadkę Atlantydy, cała nasza uwaga powinna być skoncentrowana na jej stolicy i wspomnianej wyprawie.

Wyjątkowość stolicy Atlantydy należy upatrywać w jej szczególnym położeniu, które wymusiło niezwykłą i niepowtarzalną zabudowę w postaci naprzemiennych pierścieni lądu i wody. Za wzór planu miasta posłużyło koło, co tłumaczy się tym, że jego kształt jest idealny. Należy jednak pamiętać, że według nauki koło zostało wynalezione i użyte dopiero 7000 lat później przez Sumerów.

Według mnie, kolisty kształt miasta wymusiła góra, niewysoka ze wszystkich stron, która leżała na płaskiej równinie, w odległości mniej więcej 9 km (50 stadiów) od brzegu morza. Pierwotnie na szczycie miała się znajdować siedziba Euenora – mężczyzny zrodzonego na początku z ziemi i jego żony Leukippe, rodziców Klejto, dziewczyny, którą Posejdon wybrał sobie za żonę, gdy jej rodzice umarli. Wokół góry mieszkali zaś Atlanci zrodzeni z ziemi (czytaj: tubylcy).

Przystępując do opisania miasta, najlepiej oddajmy głos samemu Platonowi: Ze wzgórza, na którym mieszkała Klejto, Posejdon uczynił miejsce obronne i odosobnił je ze wszystkich stron, tworząc mniejsze i większe pierścienie z morza i z ziemi, jedne dookoła drugich: dwa z ziemi i trzy z morza; zakreślił je jakby poczynając od środka wyspy, od którego były wszędzie równo odległe. Największy pierścień, ten który był połączony z morzem, mierzył trzy stadia szerokości (555 m). Równie szeroki jak on był bezpośrednio z nim sąsiadujący pierścień z ziemi. Z drugiej pary pierścieni wodny miał szerokość dwóch stadiów (370 m), a pierścień z ziemi był również tak samo szeroki jak poprzedzający go wodny. Pierścień wodny, który otaczał bezpośrednio środkową wyspę mierzył tylko jeden stadion szerokości. Środkowa wyspa, na której znajdowała się samotna góra, miała średnicę pięciu stadiów (1 stadion wynosił 607 stóp – między 147 a 192 m – czyli od 725 do 960 m). Wyspę tę, zarówno jak pierścienie z ziemi i most, który mierzył pletron (1 pletron = 30 m), otoczyli całkowicie ze wszystkich stron kamiennym murem. Cały okrąg muru otaczającego najskrajniejszy pierścień pokryli miedzią, którą posługiwali się niczym glazurą. Pierścień wewnętrzny pokryli stopioną cyną. Co się tyczy pierścienia, który otaczał Akropol, pokryli go orichalkiem lśniącym jak ogień.

Na szczycie góry stanął pałac i zamek królewski, w środku którego znajdowała się świątynia poświęcona Klejto i Posejdonowi otoczona złotym murem. Świątynia Posejdona miała 185 m długości i 90 szerokości i proporcjonalną do nich wysokość. Jej wygląd miał jednak w sobie coś barbarzyńskiego. Od zewnątrz pokryli ją całą srebrem, z wyjątkiem krawędzi, które powleczono złotem.

Na górze w obfitości była woda, zarówno zimna, jak gorąca. Każdy z tych gatunków wody nadawał się znakomicie do użytku dzięki swej łagodności i zaletom. Wyzyskiwały je specjalne konstrukcje i plantacje odpowiadające naturze wód. Umieścili dookoła baseny, jedne otwarte, drugie kryte, przeznaczone do ciepłych kąpieli w okresie zimowym. Osobno były kąpiele królewskie i dla osób prywatnych; inne dla kobiet, inne dla koni i dla innego bydła jucznego, wszystkie z odpowiednimi dekoracjami.

Odpływającą wodę odprowadzali do gaju Posejdona, gdzie dzięki żyzności ziemi rosły drzewa wszystkich rodzajów. Stąd kierowali wodę do pierścieni zewnętrznych kanałami zbudowanymi wzdłuż mostów. Tutaj znajdowało się wiele świątyń poświęconych licznym bogom, wiele ogrodów i gimnazjonów, jedne dla ludzi, drugie dla koni. Te ostatnie były zbudowane osobno na kolistych wyspach, utworzonych przez każdy z pierścieni. Między nimi, pośrodku jednej z większych wysp, urządzili hipodrom do wyścigów konnych o szerokości jednego stadionu i wystarczająco długi, by pozwolić koniom w wyścigach obiec dookoła cały pierścień.

Po obu stronach hipodromu, od jednego końca do drugiego, znajdowały się koszary mieszczące niemal całą gwardię księcia. Najbardziej zaufane oddziały wojskowe były ulokowane w najmniejszym pierścieniu najbliższym Akropolowi. Tym zaś, którzy odznaczali się spośród wszystkich największą wiernością, dano pomieszczenia wewnątrz samego Akropolu, blisko pałacu królewskiego. Zbrojownie były pełne trójrzędowców i wszelkiego sprzętu do ich wyposażenia. Wszystko to było ułożone w doskonałym porządku.

Po przekroczeniu portów zewnętrznych, których było trzy, natrafiało się na wał o kształcie koła, który brał początek od morza i wszędzie był odległy na pięćdziesiąt stadiów od najobszerniejszego pierścienia, utworzonego przez największy z portów. Wał zamykał się w kanale portowym od strony morza. Pokrywały go liczne domostwa napierające na siebie nawzajem. Wjazd od morza i największy port były zatłoczone statkami i zewsząd przybyłymi kupcami.

Twór sztuczny?

Ponieważ równina, na której miała leżeć stolica Atlantydy, była płaska, z geologicznego punktu widzenia istnienie na niej naturalnej, samotnej góry jest rzadkością, co może sugerować, że powinno się ją zakwalifikować jako twór sztuczny. Za taką tezą przemawia także prawdopodobnie płaski (ścięty) wierzchołek góry, tak żeby można było na nim zbudować pałac, a w nim świątynię Posejdona długą na 1 stadion i szeroką na trzy pletrony (ok. 90 m). Być może dlatego wielu autorów ilustracji przedstawiających Atlantydę umiejscawia schodkową piramidę lub nawet dwie, jednakowej wysokości na poziomie płaskich wierzchołków. Takie podejście artystów wynika z założenia, że skoro prawie identyczne piramidy schodkowe budowano w Egipcie oraz w Ameryce Środkowej i Południowej, musiano je też znać na Atlantydzie, która miała leżeć pomiędzy nimi.

Jest raczej pewne, że tej sztucznej góry (piramidy) nie zbudowali tubylcy, ale zrobił to Posejdon, którego specjalnością było zakładanie obozów i miast, budowa fortyfikacji. Posejdon, którego dwuczłonowe imię: wołacz posei i dopełniacz das – znaczy małżonek Ziemi, wybrał to miejsce na miasto nie ze względu na wdzięki osieroconej Klejto, czy istnienie tam osady tubylców, ale bliskość morza, w którym miał swoją siedzibę. Zbudowanie miasta w kształcie koła stanowiło już tylko konsekwencję wzniesienia najpierw sztucznej góry. Razem stanowiły one pewną logiczną całość, dla której teraz należało znaleźć przeznaczenie.

Gdy skatalogowałem te wnioski, uświadomiłem sobie, że w ciągu ostatnich lat odkryto ruiny miasta o zabudowie równie niezwykłej jak stolica Atlantydy. Ponadto źródła mówią także o istnieniu osad w pobliżu góry o dwóch wierzchołkach lub z parą jednakowych piramid, których mieszkańcy również najpierw przybyli nie wiadomo skąd, a później zniknęli w tajemniczych okolicznościach. Czyżby zatem stolica Atlantydy nie była takim właśnie jedynym wyjątkowym miejscem na Ziemi? Gdyby udało się uprawdopodobnić tę tezę, potwierdziłoby to istnienie platońskiej Atlantydy 12 000 lat temu i pomogło wyjaśnić, przez kogo i w jakim celu została założona.

4 000 lat później

Z nastaniem VIII tysiąclecia w dziejach ludzkości nagle pojawił się nowy, wyższy etap rozwoju, zwany rewolucją rolniczą, która niestety ograniczyła się tylko do Bliskiego Wschodu i jego okolic. Tymczasem po Europie, Afryce, Wschodniej i Południowej Azji oraz obu Amerykach jeszcze przez długi czas niezmiennie wędrowały nieliczne grupy łowców i zbieraczy.

Początkowo przyszłe zboża zbierano jako dzikie trawy. Dopiero później nauczono się je wysiewać, co spowodowało wzrost wielkości ziaren. Oprócz zbóż w południowym Iranie, północnej Syrii i Izraelu udomowiono także fasolę i soczewicę. Oswojono również zwierzęta. Najwcześniej (poza psem) udomowiono: kozę, owcę (północna Syria), bydło i świnie (Turcja). Udomowienie roślin i zwierząt następowało równolegle, bowiem zmagazynowane ziarno z jesiennych zbiorów umożliwiało wykarmienie stada przez zimę, a łajno zwierząt trawożernych jest najlepszym nawozem. Ponadto wynaleziono krosno i liczmany (Turcja). Natomiast nawet na obszarze Bliskiego Wschodu nie znano jeszcze wówczas garncarstwa.

Zdaniem naukowców do tego skoku cywilizacyjnego przyczyniły się głównie zmiany klimatu. Bliski Wschód stawał się coraz bardziej pustynny, gdyż wraz z cofnięciem się polarnej pokrywy lodowej kierunek deszczonośnych wiatrów atlantyckich przesunął się ku północy. W rejonie tym człowiek, aby utrzymać się nadal przy życiu, stopniowo schodził z gór, gdzie zmniejszająca się ilość dzikich roślin jadalnych i zwierzyny łownej nie pozwalała mu dłużej utrzymać się z samego tylko myślistwa i zbieractwa. Z kolei niżej rosły dziko pszenica i jęczmień i żyli dzicy przodkowie psów, kóz, owiec, bydła i nierogacizny, co stanowiło wręcz zaproszenie do samowytwarzania pożywienia. Nic więc dziwnego, że najstarsze ślady rewolucji rolniczej archeolodzy znajdują w tzw. Żyznym Półksiężycu, szczególnie na wyżynnych terenach dzisiejszej Palestyny (Jerycho), Syrii (Tell Halula, Mureybet), Jordanii (Beidha), Turcji (Asikli, Coyonu), Iraku i Iranu. Dotychczasowe społeczności koczownicze utrzymujące się z myślistwa i zbierania dzikich roślin zrezygnowały tam z ciągłych wędrówek i przeszły do gospodarki rolniczej. Tak przynajmniej głosi nauka.

Jednak według mnie, za zmianą tą kryło się coś więcej. Społeczności, o jakich mowa, zaczynają bowiem budować duże wspólne osady liczące nawet ponad 100 domów i 1000 mieszkańców (w paleolicie składały się one z kilku szałasów i kilkudziesięciu osób) oraz mieszkać w dużych, prostokątnych domach (wcześniej w kształcie koła) z cegły mułowej i kamienia. Niektóre z nowych osad ze względu na wielkość oraz posiadanie systemu obronnego składającego się z murów obronnych z wieżami oraz fosami, uczeni zaczęli nazywać miastami, mimo że ze współczesnej perspektywy z pewnością bliższe prawdy byłoby dla nich określenie miasteczko.

Najstarszymi i najbardziej znanymi miasteczkami były: Jerycho w Palestynie, Tell Quaramel i Abu Hureyra w Syrii. Dwa pierwsze znane są przede wszystkim z posiadania systemów obronnych, w tym zwłaszcza najstarszych pojedynczych wież z kamienia o średnicach dochodzących do 12 metrów i wysokości ponad 9 metrów. Jednak ze względu na mury obronne otaczające całe miasto zabudowa Jerycha w postaci około 100 domów wznoszonych z cegły mułowej zajmowała najwyżej 1 – 3 ha, a zamieszkująca w nich ludność wynosiła najwyżej 2 000 osób. Co tych ludzi pchnęło na tę drogę i od kogo czerpali wzór?

Wielkość i wygląd Jerycha czy Tell Quaramel całkowicie blednie przy Catalhoyuk (czytaj: Czatalhijik) w środkowej Turcji, co oznacza Wzgórze Widelca, określanym mianem największego neolitycznego miasta na świecie. Na obszarze ok. 15 ha w gęstej zabudowie w szczytowym okresie w ponad 1000 domów mieszkało około 7 000 osób (zakładając, że każdy z nich był zamieszkiwany przez mniej więcej pięcioosobową rodzinę). Charakter zabudowy w Catalhoyuk jest imponujący i równie niezwykły jak stolicy Atlantydy. Tajemniczości całej sprawie przydaje fakt, że w obydwu przypadkach taka zabudowa już nigdy i nigdzie nie powtórzyła się na Ziemi. Wyraźnie też wyrastała ona ponad poziom otaczających je kultur, co było charakterystyczne również dla Atlantydy.

Plaster miodu i zmyślona bitwa

Najdziwniejsze jest to, że Catalhoyuk zostało założone przez niewielką grupę ludzi, o których niczego nie wiemy: kim byli ani skąd przybyli. Musieli być niezbyt liczni, gdyż ilość odkrytych osad wokół Catalhoyuk nie jest duża. W każdym razie już od około 7400 roku p. n. e. na ogromnej, dobrze nawodnionej równinie Konya, będącej dnem wyschniętego jeziora, na wysokości około 900 m n. p. m., jakieś 210 kilometrów na południe od Ankary, wznosili oni prostokątne domy z suszonej cegły wypełniającej szkielet z drewnianych, pomalowanych na czerwono belek. Jest to najwcześniejszy (w skali światowej) przykład zastosowania cegieł przy budowie domów, do tego prostokątnych. Ponieważ domy przylegały do siebie bardzo ściśle murami i dachami, tylko tu i ówdzie poprzedzielane były niedużymi placami, na których m. in. palono śmieci. Brak było natomiast miejsca na wytyczenie ulic ( a w konsekwencji i drzwi zewnętrznych). W efekcie główne szlaki komunikacyjne osady przebiegały po ... dachach domów. W dachu znajdował się też otwór, który stanowił jedyne wejście do małych pomieszczeń – po drewnianych drabinach. Wewnątrz przechodziło się z jednej izby do drugiej przez dziurę w ścianie pozbawioną drzwi. Kolejne domy budowano w tym samym miejscu, a ich kształt i wielkość nawiązywały do poprzednich.

Zabudowa była tak ścisła, że tylko budynki na krańcach miasta posiadały ściany zewnętrzne, które z braku jakichkolwiek murów obronnych częściowo pełniły ich rolę. Całość sprawiała wrażenie plastra miodu.

Ściany domów co roku były bielone. Ponadto na wszystkich poziomach ściany z cegieł, podłogi i sufity pokrywano starannie cienką warstwą miejscowej białej glinki, a następnie ozdabiano barwnymi malowidłami będącymi odwzorowaniem tradycyjnych tureckich kilimów i rzeźbami. W niszach zrobionych w ścianach chowano zmarłych. Powierzchnia większości z dotychczas odkopanych 140 domów (ok. 4 % całej zabudowy) wynosiła 25 – 27 m˛. Poza obszernym pomieszczeniem mieszkalnym każdy z nich był wyposażony w spiżarnię. Niektóre z odkopanych domów miały przeznaczenie sakralne.

Ten typ zabudowy sprawiał, że pomimo braku wysokich murów obronnych – z zewnątrz i tak nie było widać, co dzieje się w środku. Przypomnijmy, że stolicę Atlantydy otaczał wysoki kamienny mur pokryty miedzią, a przejścia nad pierścieniami wodnymi oraz baseny dla okrętów pokryto dachem, co sprawiało, że z zewnątrz miasto również pozostawało niewidoczne.

W Catalhoyuk uprawiano jęczmień, trzy rodzaje pszenicy, soczewicę, groch fistaszki i migdały. Obecność jałowca, jabłek migdałów i innych owoców wskazuje m. in., że istniały tu pierwsze sady. Udomowiono barany, kozy i psy. Hodowli bydła domowego jeszcze nie znano; wieprz i osioł były dzikie. Polowano na jelenia, osła, dzika, leoparda, daniela, niedźwiedzia, lwa, wilka, dzikiego barana, kozła, gazelę, lisa, ptaki. Łowiono także ryby słodkowodne.

Mieszkańcy tego miasta, tak jak innych neolitycznych osad, używali krzemiennych sierpów oraz kamiennych żaren i tłuczków, które służą do przygotowania pożywienia że zbóż, głównie z jęczmienia, pszenicy i prosa. Jednak ponieważ ważne miejsce w kulturze jego mieszkańców odgrywało rzemiosło, zwraca uwagę szczególnie przemysł kamienny, który pod tym względem nie ma sobie równych na Bliskim Wschodzie. Wydzielono około 50 typów narzędzi, w tym broń, charakteryzującą się płaskim dwustronnym retuszem. Pojawiają się liczne groty strzał różnego rodzaju, groty włóczni, dochodzące niekiedy do znacznej długości, a wreszcie wspaniałe sztylety. Wiele spośród tych okazów służyło przede wszystkim do celów reprezentacyjnych, jak np. głowice maczug wytworzone z wielobarwnie żyłkowanych kamieni.

Podstawowym surowcem do produkcji narzędzi był obsydian – wulkaniczne szkło, z którego wykonywano ponad 90 % narzędzi, ale używano też importowanego z Syrii krzemienia. W dziesięciu grobach kobiet odnaleziono najstarsze, doskonale wypolerowane lustra z obsydianu. Ponieważ jest on materiałem trudnym do obróbki, zdumiewa zręczność mieszkańców prehistorycznego miasta, którzy wytwarzali z obsydianu lustra bez pęknięć.

Mieszkańcy tej osady wykazywali też zdumiewające umiejętności jubilerskie przejawiające się w wytwarzaniu koralików, co odbywało się w taki sposób, że wiercili dziurki w okruchach obsydianu, co budzi zdumienie archeologów. Nie może przez nie przejść żadne nowoczesne stalowe wiertło. Jednak w Catalhoyuk znaleziono również wyroby z miedzi i ołowiu – jedne z najstarszych na świecie. Z metali tych wykonywano głównie pierścionki, paciorki, wisiorki i inne drobne rzeczy, ale także najprostsze narzędzia w rodzaju szydeł lub przekłuwaczy.

Wydobywanie i obróbka miedzi oraz ołowiu odbywała się dzięki istnieniu w okolicy rud metali. Kolejna obróbka metali miała miejsce na Bliskim Wschodzie dopiero ponad 1000 lat później.

W Catalhoyuk ujawniono także pierwowzory pieczęci. Kolejne znaleziono dopiero ponad 1000 lat później w ruinach osady Halaf. Ujawniono tam także jedne z najstarszych na Ziemi ślady plecionkarstwa i tkactwa (kawałek lnu – spódnica) oraz odzież z lnu datowaną na 6500 r. p. n. e. (znaleziono ją jeszcze tylko w jaskini w Nahal Heme na pustyni Judejskiej). Malowidła na ścianach domów ukazują najczęściej ludzi ubranych w odzież ze skóry, zapewne z leoparda, z czapkami z tego samego surowca. Uderza natomiast, że mieszkańcy Catalhoyuk nie znali garncarstwa. Przypomnijmy, iż obok budowy domów, statków i znajomości pisma Atlantom miała być także znana obróbka metali.

Chociaż zabudowa Catalhoyuk ogólnie nieco przypomina stolicę Atlantydy, jednak różni się tym, że to pierwsze miasto nie leży nad morzem i pośrodku nie ma żadnej sztucznej góry (piramidy). Co więc takiego łączy Catalhoyuk z platońską relacją o Atlantydzie?

Mimo, że do dziś nie wiadomo kim byli i skąd przybyli budowniczowie Catalhoyuk ze swoją nowatorską techniką, której wcześniej się nigdzie nie spotyka – ich pojawienie się w Anatolii bardzo przypomina tzw. inwazję Atlantów na Europę i Afrykę, tragicznie zakończoną w Grecji. Ponieważ z uważnej lektury tekstu Platona wynika, iż milionowa armia Atlantydów była fikcją, stworzoną przez niego na użytek pewnego szyfru (zob. moją publikację Kod Platona w nr 1 NŚ z br.), należy przypuszczać, że również do Grecji przybyło niewielu Atlantydów, gdzie nie było żadnej armii Ateńczyków, tak jak i nie doszło do przegranej z nimi bitwy.

Niestety nie znamy jeszcze miejsca, skąd przyszli budowniczowie Catalhoyuk wyruszyli do Anatolii. Jednak nawet przedstawicielom nauki wydaje się raczej pewne, że nie mogliby zbudować Catalhoyuk bez zamieszkiwania wcześniej w innym mieście, którego dotąd nie zlokalizowano. Według mnie z wyglądu przypominało ono stolicę Atlantydy; miało pośrodku górę i również leżało blisko morza, którego wody skrywały siedzibę tajemniczego Kogoś, kto jak Posejdon, w pewnym momencie wyszedł z morza i założył ową metropolię. Morze Czarne odpada, ponieważ wówczas było tylko słodkowodnym jeziorem. Z kolei Morze Śródziemne znajdowało się zbyt blisko Catalhoyuk. Praktycznie pozostają więc wybrzeża leżące nad Oceanem Indyjskim. Nauka nie zna tam żadnego miasta datowanego na około 7700 r. p. n. e. Jeśli jednak uwzględni się przy tym podniesienie poziomu morza, jego ruiny mogą być dziś skryte pod wodą.

W roku 2002 prasa doniosła o odnalezieniu przez archeologów pod wodą, na głębokości 40 metrów na dnie zatoki Kambajskiej wrzynającej się z Morza Arabskiego w zachodni brzeg subkontynentu Indii, 40 kilometrów od wybrzeży stanu Gudżarat – resztek kamiennych konstrukcji wykonanych przez człowieka. Ciągną się one na 8-kilometrowym pasie dna morskiego. Urządzenia generujące na podstawie sygnałów sonara obrazy wykryły obiekty wyglądające na kamienne słupy, przewrócone mury oraz zabudowania pełniące nieokreśloną na razie funkcję, być może świątynną. Następnie nurkowie wydobyli na powierzchnię 2000 artefaktów, w tym fragmenty schodów, naczynia ceramiczne, perły, szczątki rzeźb, próbki pisma, kości oraz zęby zwierzęce i ludzkie. Gdy jedną z kłód drewnianych poddano analizie dendrochronologicznej, która polega na obliczaniu wieku na podstawie liczby słojów drzew, okazało się, że jej wiek wynosi dokładnie 7500 lat p. n. e. Wspomniane prace podwodne trwają nadal, ale już dzisiaj wiadomo, że – według dotychczasowej wiedzy – żadnego miasta w tym okresie tam być nie powinno.

Skoro Catalhoyuk faktycznie przypomina pra-Ateny z relacji Platona, poszukajmy więcej zbieżności pomiędzy nimi. Nad Catalhoyuk góruje sylwetka wulkanu Hasan Dag (3268 m n. p. m.) o dwóch jednakowych szczytach, który jest jedynym wulkanem w centralnej Anatolii o tak charakterystycznej sylwetce. O ścisłych związkach wulkanu z miastem może świadczyć fakt, że w jednym z odkopanych domów odkryto na ścianie najwcześniejszy pejzaż świata, przedstawiający Catalhoyuk na tle czynnego wulkanu Hasan Dag. Równie dobrze fresk ten można odczytać jako plan miasta, którym posługiwał się jego tajemniczy architekt. Brak lawy wśród domów każe sądzić, że metropolia nie została zniszczona przez wybuch wulkanu.
0 x



Awatar użytkownika
barneyos
Administrator
Posty: 1455
Rejestracja: piątek 04 sty 2013, 08:49
x 24
x 73
Podziękował: 154 razy
Otrzymał podziękowanie: 1893 razy

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: barneyos » środa 14 maja 2014, 10:29

Podróże Duszy, Douglas De Long

Obrazek

Tutaj fragment do poczytania:

http://strefatajemnic.onet.pl/ezoteryka/powrot-do-poprzedniego-wcielenia/bzfl2
0 x


======================================================
Nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko rzeczy, których na razie nie potrafimy zrobić

Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: janusz » niedziela 18 maja 2014, 21:03

Strażnik tajemnic
Autor: Robert Bauval , Graham Hancock Wydawnictwo: Amber, Maj 2003 Seria:Tajemnice Przeszłości

Obrazek

Autorzy światowych bestsellerów Ślady palców bogów i Piramidy - brama do gwiazd.
Wyzwanie rzucone tradycyjnej egiptologii.

Od tysięcy lat Wielki Sfinks spoczywa na pustyni. Zapatrzony w wieczność, odczytuje z gwiazd przesłanie, o którym ludzkość zapomniała. Jakiej tajemnicy strzeże?

Przeznaczenie i datowanie posągu Sfinksa i zespołu piramid w Gizie budzi niesłabnące zainteresowanie naukowców i prowokuje wciąż nowe hipotezy.

Robert Bauval, autor bestsellera "Piramidy - brama do gwiazd", i Graham Hancock, autor światowych bestsellerów "Ślady palców bogów" i "Zwierciadło nieba", wskazują na luki w dotychczasowych badaniach dotyczących tego niezwykłego zespołu architektonicznego i przesuwają o blisko 8000 lat datę jego powstania. Rzucając wyzwanie tradycyjnej egiptologii, historii i archeologii, przedstawiają nową kontrowersyjną hipotezę, która posuwa naprzód naszą wiedzę o starożytności.

Jak staraliśmy się dowieść w książce Fingerprints of the Gods (Ślady palców bogów), tę samą rolę odgrywał
Wielki Sfinks, spoglądający dokładnie w miejsce, gdzie wschodzi słońce w dniu równonocy - w każdej epoce,
minionej i przyszłej, zawsze. Taka orientacja daje nam astronomiczną podstawę datowania posągu, ponieważ wiadomo, że uwaga starożytnych astronomów była skoncentrowana na tym gwiazdozbiorze zodiaku, który wschodził przed słońcem na wschodzie nieba o świcie w dniu wiosennej równonocy i pozwalał określić astrologiczną „erę”. To samo zjawisko recesji osi ziemskiej, które wpływa na wysokość gwiazd na południku niebieskim, la również wpływ na słynne gwiazdozbiory - Lwa, Raka, Bliźniąt, Byka, Barana, Ryb, Wodnika, itd., których współrzędne w stosunku do punktu wschodu Słońca w dniu równonocy ulegają wolnym, lecz stałym zmianom spowodowanymprzez recesję. Powstaje w ten sposób trudne do zaobserwowania zjawisko, zwane precesją równonocy. Przejawia się ono w stopniowym obiegu punktu równonocy wokół wszystkich dwunastu znaków zodiaku. Jak napisali historycy nauki Giorgio de Sanllana i Hertha von Dechend, których esej Hamlets Mili (Młyn Hamleta) jest podstawowym studium archaicznej mitologii precesyjnej:
Konstelacja, która wschodzi tuż przed Słońcem (tzn. wschodzi heliakalnie), wyznacza „miejsce”, gdzie Słońce
odpoczywało (...) Była uważana za „nosiciela” Słońca i główny „filar” nieba (...) Położenie Słońca wśród
gwiazdozbiorów w czasie wiosennej równonocy było wskazówką wyznaczającą „godziny” cyklu precesyjnego -
bardzo długie godziny, gdyż Słońce znajdowało się w każdym z gwiazdozbiorów zodiaku prawie 2200 lat.
W naszych czasach Słońce w dniu wiosennej równonocy wschodzi na tle gwiazdozbioru Ryb - dzieje się tak
mniej więcej od dwu tysięcy lat. Jednak Era Ryb zbliża się ku końcowi. Wiosenne Słońce wkrótce wyjdzie z
konstelacji Ryb i zacznie wschodzić na tle Wodnika. Całkowite przejście punktu równonocy przez jedną
konstelację, czyli „dom” zodiaku, trwa dokładnie 2160 lat.
Pamiętając o tym procesie, wróćmy do wspomnianego przez Santillanę i von Dechend „zegara
precesyjnego”. Cofając się w czasie przez Erę Ryb (i poprzedzającą ją Erę Barana), zobaczymy, że w roku 2500 p.n.e., kiedy, jak się powszechnie uważa, powstał Sfinks, w dniu wiosennej równonocy Słońce wstawało na tle konstelacji Byka. W tym cały problem. Przedstawmy sprawę krótko:
 Sfinks, jak widzieliśmy, jest wyznacznikiem równonocy;
 w miejscu o tak ścisłych związkach z astronomią jak Giza można by oczekiwać, że budowla pochodząca z
Ery Byka albo miałaby formę byka, albo w jakikolwiek inny sposób symbolizowałaby to zwierzę. Sfinks jednak
ma wyraźnie lwi kształt; zjawisko precesji wskazuje proste rozwiązanie. Należy cofnąć siew czasie do początku Ery Lwa, około 10500 r. p.n.e., aby obiekt na Ziemi „prawidłowo” symbolizował niebo. Jest to, jak się wydaje, jedyna epoka, w której orientacja Sfinksa na wschód rzeczywiście miała symboliczne znaczenie w odpowiednim dniu. Wówczas Sfinks „obserwował” wiosenne Słońce, wschodzące na niebie na tle jego gwiezdnego partnera.
Aby wyjaśnić tę ostatnią uwagę, wróćmy do naszej komputerowej symulacji nieba nad Gizą w roku 10 500
p.n.e. Dajmy programowi polecenie odtworzenia pozycji Słońca i gwiazd tuż przed świtem w dniu wiosennej
równonocy w tej epoce ustawmy kierunek obserwacji dokładnie na wschód, wzdłuż linii wzroku Sfinksa,
korzystając z wirtualnej rzeczywistości i fantazji, wyobraźmy sobie, że stoimy między łapami samego Sfinksa
właśnie w tym roku - roku, który jest nam już znany dzięki badaniom geologicznym.
Tym, co zobaczymy, będzie wspaniały gwiazdozbiór Lwa, zajmujący tę część nieba, w której wschodzi
Słońce. Konstelacja ta bardzo przypomina lwa, od którego otrzymała nazwę, a tym samym lwiokształtnego
Sfinksa. Mijają minuty. Niebo powoli się rozjaśnia. W momencie kiedy szczyt tarczy słonecznej zaczyna wychylać się zza horyzontu, dokładnie naprzeciwko nas, obróćmy się o dziewięćdziesiąt stopni w prawo - teraz patrzymy na południe. Tam, w punkcie kulminacji, na wysokości dziewięciu stopni i dwudziestu minut, widzimy gwiazdy pasa Oriona, tworzące na niebie wzór identyczny z układem piramid w Gizie.
Problem sprowadza się do następującego pytania: czy jest przypadkiem, czy też czymś więcej niż przypadek,
że nad nekropolą w Gizie, która przetrwała tysiące lat, igle dominuje związany z równonocą potężny posąg lwa na wschodzie jej „horyzontu” i trzy gigantyczne piramidy ułożone przy jej południku na podobieństwo układu trzech gwiazd pasa Oriona w 10 500 roku p.n.e.?
Czy jest przypadkiem, że wszystkie budowle w tym zadziwiającym „parku astronomicznym” współdziałają
ze sobą - prawie jak tryby zegara - wskazując ten sam czas?
W całym starożytnym świecie uważano, że moment wschodu Słońca i towarzyszące mu zjawiska na niebie
mają wielkie znaczenie. W dniu wiosennej równonocy w 500 roku p.n.e., co już nie powinno nas zaskoczyć,
miało miejsce niezwykle spektakularne i rzadkie zjawisko - koniunkcja obejmująca wzejście Słońca, konstelację Lwa i przejście gwiazd Oriona przez południk niebieski. Jest to koniunkcja wyjątkowa (wyznacza początek Ery Lwa i początek drogi w górę gwiazd Oriona w ich cyklu precesyjnym). Wydaje się, że Wielki Sfinks i piramidy stanowią model tej koniunkcji. Ale dlaczego starożytni mieliby stworzyć podobiznę nieba w Gizie? Albo, inaczej formułując to pytanie, dlaczego chcieli sprowadzić na Ziemię obraz niebios?
0 x



quetzalcoatl888
x 129

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: quetzalcoatl888 » niedziela 18 maja 2014, 23:15

no bo pochodzimy ze slonca :)
0 x



Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: janusz » środa 21 maja 2014, 01:02

Obrazek Autor: Graham Hancock-Wydawnictwo: Amber

Nowatorska koncepcja pochodzenia naszej cywilizacji w pasjonującej historycznej opowieści detektywistycznej. Kontynuacja "Śladów palców bogów". Kultury, które dzisiaj nazywamy starożytnymi, są spadkobiercami znacznie starszej zaginionej cywilizacji i jej duchowej wiedzy. Autor odkrywa tajemnice intrygujących zabytków starożytnego świata: egipskich piramid, posągów z Wysp Wielkanocnych, świątyń Angkor Wat, miast prekolumbijskiej Ameryki, ruin japońskiej wyspy Yonaguni.

Zmartwychwstanie
Godzinę przed świtem w dniu wiosennej równonocy 10 500 roku p.n.e. Lew znajdował się tam, gdzie dzisiaj Wodnik, zaś Wodnik właśnie zachodził. W 2000 roku ma miejsce dokładnie odwrotna sytuacja: Wodnik wschodzi, a zachodzi Lew.
Dokładnie o wschodzie słońca w dniu wiosennej równonocy 10 500 roku p.n.e. konstelacja Oriona znajdowała się na południowym południku nieba, zaś Smok na północnym - leżąc naprzeciwko siebie po przeciwnych stronach sklepienia niebieskiego. W dniu wiosennej równonocy 2000 roku n.e. dzieje się dokładnie to samo, lecz o zachodzie słońca, a nie o wschodzie. Ponadto w 10 500 roku p.n.e. Smok był na swej największej wysokości nad horyzontem, zaś w 2000 roku n.e. na najmniejszej. Orion zaś w 10 500 roku p.n.e. był najniżej, zaś obecnie jest najwyżej.
Innymi słowy na tych dwóch niebach, które dzieli 12 500 lat, konstelacje są te same, ale wszystko odwróciło się o 180 stopni.
Czy może się w tym kryć jakieś przesłanie - albo nauka, albo zapowiedź nadchodzących zmian? „Organizacja" -jak sobie wyobrażamy - przywiązywała szczególną wagę do obrazu nieba w dniu wiosennej równonocy 10 500 roku p.n.e. Jeśli nadal ona istnieje, to czy nie powinna równie mocno interesować się „odwrotnym" niebem w dniu wiosennej równonocy roku 2000 n.e.?
Być może to niebo - a przypominamy, że w czasie całego XX wieku precesja nie zmieniła znacząco jego wyglądu -już zostało odebrane jako sygnał do wzniesienia czwartej świątyni? Może prehistoryczny kult nieśmiertelności, wykorzystujący budowle związane z gwiazdozbiorami i cyklami astronomicznymi jako przyrządy inicjacyjne, wkrótce ożyje? Dzisiaj, jak nigdy wcześniej, podróżni przybywają do Angkoru i Gizy wśród tłumów zafascynowanych tajemnicą tych miejsc. To samo można powiedzieć o meksykańskich świątyniach i piramidach, o kolosach Wyspy Wielkanocnej, liniach na płaskowyżu Nazca w Peru, które pielgrzymi oglądają z podniebnych rydwanów, oraz o Cuzco, Ollantaytambo i Tiahuanaco w wysokich Andach.
Ludzkość znajdująca się na przełomie tysiącleci, na końcu stulecia naznaczonego bezprecedensowym okrucieństwem, rozlewem krwi i chciwością, staje w obliczu poważnego wyboru między duchem a materią- między ciemnością a światłem. Współczesne religie, podobnie jak współczesna nauka, opuściły nas, nie dając już żadnego wsparcia ani przewodnictwa. Być może jedyna nasza nadzieja w tym - z czego mędrcy już dawno temu zdali sobie sprawę, że:
może jeszcze kiedyś nastąpi jakiś rodzaj „odrodzenia" z nieodwracalnie potępionej przeszłości i pewne idee ożyją na nowo i już nie pozbawimy naszych wnuków ostatniej szansy na zdobycie dziedzictwa najbardziej wzniosłej i najdawniejszej przeszłości.
0 x



Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: polecane książki

Nieprzeczytany post autor: janusz » wtorek 03 cze 2014, 00:24

Kiedy bogowie zstąpili na Ziemię
Autor: Alan F. Alford
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 424
Obrazek

Obrazek

Kim lub czym były bóstwa starozytności, które według mitologii różnych kultur toczyły wielkie bitwy na niebie i zstępowały na Ziemię? Dlaczego nasi przodkowie wierzyli, że ludzkość została stworzona na podobieństwa tych bogów?


Wszystkie religie wywodzą się z o wiele starszej religii, ukrywanej przez tysiąclecia przez kapłanów i uczonych rewelacyjne odkrycie genezy wierzeń religijnych. Nowe demaskatorskie wnioski na podstawie tekstów sprzed 4500 lat obalają mity i kłamstwa zakorzenione we współczesnej nauce. Wszyscy starożytni bogowie byli jednym i tym samym bóstwem! Bóg żydów i chrześcijan był tym samym bogiem! Autorzy Starego Testamentu utajnili najdawniejszą religię ludzkości!
0 x



ODPOWIEDZ